Substancje pochodzenia naturalnego są bezpieczne, sztuczne – szkodzą.
Słowo „naturalny” zrobiło ogromną karierę. W Polsce jej korzeni trzeba szukad w latach 90., kiedy zostaliśmy zasypani wszelkimi dobrami (i „złami”) nowoczesnego przemysłu i rolnictwa. Wraz z nowymi towarami pojawiły się nowe przepisy prawne, które nakazywały informowad konsumentów o składzie produktu. I bardzo dobrze – każdemu z nas należy się taka wiedza. Problem w tym, że wraz z nową wiedzą nie dano narzędzi do jej interpretacji. Wywołało to wiele niejasności – czasem zabawnych, czasem groźnych. Wynikłe z nich nieporozumienia pokutują do dziś. Pewnie wszyscy znamy sformułowanie „aromat identyczny z naturalnym”, które – paradoksalnie - szybko stało się synonimem czegoś sztucznego i gorszego. Jednak w rzeczywistości aromat identyczny z naturalnym oznacza, że użyto substancji, która z chemicznego punktu widzenia jest dokładnie taka sama jak występująca w naturze. Dobrym przykładem jest wanilina. Ostatnio głośno zrobiło się o cukrze wanilinowym. No właśnie, wanilinowym, a nie waniliowym. Wiele osób dopiero teraz zorientowało się, że popularny dodatek do ciast jako aromat zawiera wanilinę. Ludzie poczuli się oszukani, konstatacji towarzyszył zawód, poczucie bycia oszukanym, a przede wszystkim obawa, że to niezdrowe. Tymczasem wanilina to główna substancja nadająca aromat owocom wanilii płaskolistnej. Jeśli weźmiemy taki ususzony owoc i wyekstrahujemy z niego zapach, to będzie się on składał głównie z waniliny. Gdy porównamy ją z waniliną uzyskaną w laboratorium, będą absolutnie nie do odróżnienia. To dokładnie, atom do atomu, ten sam związek chemiczny. Stąd określenie „identyczny z naturalnym”. Nasze organizmy zareagują na wanilinę z wanilii i na tę z laboratorium dokładnie tak samo.
Tak więc fakt laboratoryjnego pochodzenia danej substancji nie określa, czy jest ona lepsza, czy gorsza dla organizmu. Co więcej – „naturalny” często może oznaczad „bardziej niebezpieczny”. Tak jest na przykład z lekami. Przez lata używano glikozydów nasercowych, których źródłem była naparstnica purpurowa. Ta piękna roślina zawiera digitoksynę, silną truciznę, która jednak, stosowana w odpowiednim stężeniu, wzmacnia działanie mięśnia
sercowego. Z czasem zrezygnowano z niej na rzecz bezpieczniejszej digoksyny uzyskiwanej z naparstnicy wełnistej. Jednak nadal łatwo było o przedawkowanie tej substancji, co mogło mied skutek śmiertelny. W dodatku działała ona różnie w zależności od chwilowych wahao składu krwi. Dlatego w laboratoriach powstały sztucznie uzyskane leki – beta-blokery czy spironolakton, które zastąpiły naparstnicę. Są bezpieczniejsze, łatwiej je dawkowad i kontrolowad. Bezpieczeostwo substancji naturalnych bywa bardzo złudne. Jednymi z najsilniejszych trucizn świata są alkaloidy zawarte w popularnym w Polsce chwaście, szczwole plamistym. Z widzenia zna go każdy – podobny do pietruszki rośnie przy drogach czy na łąkach. Jego działanie na układ nerwowy przypomina nieco efekt wywoływany przez kurarę. To prawdopodobnie ekstraktem właśnie ze szczwołu plamistego, zwanego kiedyś cykutą, otruł się Sokrates. By jednak daleko nie szukad – chlorek sodu czyli na co dzieo używana sól kuchenna może byd śmiertelną trucizną. Dawka śmiertelna dla człowieka wynosi 100-200g. Ba, nawet czysta woda może byd zabójcza. Dla dorosłego człowieka dawka śmiertelna wynosi około 6 litrów. Taka ilośd wywoła poważne zaburzenia gospodarki jonowej i doprowadzid może do zgonu. Prosty podział na substancje naturalne, czyli bezpieczne i zdrowe oraz sztuczne, a więc groźne i szkodliwe, jest tak uproszczony, że nieprawdziwy.
Żywnośd bez chemii jest znacznie lepsza dla naszego zdrowia
Żywnośd bez chemii nie istnieje. Nie istnieje też bez niej życie – chemia to związki, zależności i oddziaływanie między substancjami. No tak, to wiemy, ale ta „chemia”, o którą chodzi, to co innego. A przynajmniej takie przekonanie można spotkad w wielu publikacjach, zwłaszcza w internecie. Problem w tym, że kiedy przyjrzymy się sprawie bliżej, intuicyjne pojęcie „chemii” zaczyna zawodzid. Jeśli potraktujemy ją jako obecnośd dookoła nas szkodliwych substancji wytwarzanych przez człowieka, to dziś sytuacja jest bez porównania lepsza niż kiedyś. Wynika to przede wszystkim z tego, że znacznie lepiej rozumiemy rolę i działanie różnych związków chemicznych.
W XIX i XX wieku powszechnie stosowane były związki arsenu. Używano ich m.in. do wytwarzania zielonego barwnika do farb i tapet. Konserwowano nimi skórę i drewno. Barwiono szkło. Wszystko to sprawiało, że poziom toksycznego arsenu u wielu
ludzi znacznie przekraczał bezpieczny poziom. Dopiero gdy poznaliśmy chemiczną rolę tego pierwiastka w organizmie, mogliśmy skutecznie się przed nim zabezpieczyd. Z tych samych powodów nie stosujemy dziś rtęci do produkcji kapeluszy czy ołowiu do kosmetyków. Poziom toksycznych substancji podlega ścisłym przepisom i jest stale kontrolowany. Poznanie działania różnych substancji pozwala nam też stosowad je w odpowiedni sposób. Cieszące się złą sławą konserwanty służą nie tylko przedłużeniu trwałości produktów, ale przede wszystkim zabezpieczeniu ludzi przed rozwojem organizmów, które są niebezpieczne dla zdrowia. Kosmetyki bez konserwantów szybko przerastałyby niewidoczną dla człowieka pleśnią, która może działad drażniąco, a nawet rakotwórczo. Z kolei „chemia” stosowana do ochrony roślin wyklucza na przykład rozwój buławinki czerwonej na zbożach. Ten dziwnie wyglądający grzyb, znany lepiej jako sporysz, przez setki lat wywoływał, po dostaniu się do mąki, ergotyzm zwany kiedyś Ogniem Świętego Antoniego. Efektem były halucynacje, gwałtowne bóle, przykurcze mięśni i wrzodziejące, martwicze zmiany na skórze, zdarzały się też przypadki zbiorowej śmierci całych wsi zatrutych sporyszem. Dopiero stosowanie substancji działających przeciwko grzybom pozwoliło wyeliminowad tę chorobę. Często można spotkad się z opinią, że najzdrowsze owoce to te, które nie były pryskane. To twierdzenie nie tylko nieprawdziwe, ale też niebezpieczne. Przykładem może byd najpospolitsza z chorób jabłoni – parch. Wywoływana jest przez grzyb Venturiainaequalis i objawia się ciemnymi plamami na liściach oraz stwardniałą, ciemną skórką na części owoców. Jabłka zaatakowane parchem nie zachęcają do jedzenia swoim wyglądem, ale problem jest znacznie poważniejszy – grzyb rozwijający się na owocach wytwarza substancje, które mogą mied działanie rakotwórcze. Założenie, że brzydkie jabłka (czy inne produkty) są zdrowsze, to błąd – trudno nam ocenid, jakie choroby dotknęły daną roślinę i jakie będą miały wpływ na nasze własne zdrowie.
Środki ochrony roślin zagrażają zdrowiu i środowisku
Środki ochrony roślin dla wielu ludzi stały się niemal synonimem zła, jakie niesie współczesna cywilizacja. Nic dziwnego, że budzą obawy – ich rolą jest zabijanie organizmów, które szkodzą uprawom. Chod środki ochrony roślin stosuje się od ponad 200 lat, to dziś ich użycie podlega ścisłym przepisom zabezpieczającym człowieka i środowisko przed szkodliwym działaniem tych substancji.
Przede wszystkim środki ochrony roślin bardzo się zmieniły. Dziś działają bardziej wybiórczo, niszcząc te gatunki, które zagrażają uprawom. Poza tym spadła ich toksycznośd – dzięki dobremu zrozumieniu cykli biologicznych zwalczanych organizmów można stosowad mniej szkodliwe środki i podawad je w mniejszych ilościach. Również stosowanie środków ochrony roślin jest bardzo ściśle kontrolowane – w Unii Europejskiej podlegają one najostrzejszym regulacjom prawnym spośród wszystkich środków chemicznych. Wprowadzenie środka ochrony roślin na rynek Unii Europejskiej zabiera przeciętnie 10 lat i kosztuje ponad 200 mln euro, nic więc dziwnego, że producent stara się, by jego produkt był bezpieczny i długo pozostał na rynku. Czy jednak faktycznie potrzebujemy środków ochrony roślin? Czy kiedyś, kiedy ich nie stosowano, jedzenie nie było zdrowsze, a środowisko bezpieczniejsze? By odpowiedzied na te pytania, trzeba pamiętad o jednej rzeczy – środki ochrony roślin muszą byd stosowane zgodnie z zaleceniami. To oczywiste, ale i ważne. Podniesienie plonów, możliwe dzięki ochronie roślin, bezpośrednio wpływa na wydajnośd upraw, a dzięki temu – na cenę produktów. Dzięki środkom ochrony roślin świeże warzywa i owoce stały się w Europie dostępne dla każdego, a ich częste jedzenie jest normą. To z kolei jest jednym z ważniejszych czynników wpływających na zwiększenie przeciętnej długości życia – zmniejsza ryzyko zachorowania m.in. na nowotwory (wysoka zawartośd błonnika oznacza mniej przypadków nowotworów jelita grubego). Środki ochrony roślin to też ważny element gospodarki. Bez nich nie sposób zaplanowad zbiorów – zależnie od pogody i roku większa lub mniejsza ich częśd byłaby niszczona przez szkodniki i choroby. Plony pszenicy i innych zbóż spadłyby o 40 procent, nasion oleistych jak rzepak czy słonecznik – o 50 procent, a zbiory owoców i warzyw mogłyby się zmniejszyd nawet o 30 procent. Paradoksalnie środki ochrony roślin pomagają też chronid środowisko. Szacuje się, że ich używanie pozwoliło nawet na podwojenie zbiorów z danej powierzchni ziemi. To ważne, bo dzięki temu nie trzeba powiększad areału pól uprawnych, a więc można ograniczyd erozję gleby, zachowad miejsca, w których naturalnie żyją zwierzęta i chronid różnorodnośd gatunkową.
W czasach sprzed chemizacji rolnictwa owoce i warzywa były smaczniejsze
Słodkie i miękkie pomidory, soczyste jabłka, słodka marchew. Tak wspominamy smaki dzieciostwa. Czy to faktycznie „wszechobecna chemia” sprawiła, że dzisiejsze warzywa i owoce nie smakują nam już tak bardzo?
Przede wszystkim musimy zdad sobie sprawę, że prawdopodobnie nie pamiętamy smaków ani zapachów sprzed chemizacji rolnictwa. Pierwszych środków ochrony roślin używano ponad 200 lat temu, pierwszy sztucznie wytworzony środek ochrony roślin to koniec XIX wieku. Od ponad 60 lat w rolnictwie masowo i powszechnie stosuje się chemiczne środki ochrony roślin. Co więcej 30-40 lat temu stosowało się inne, bardziej niebezpieczne środki ochrony roślin. Ich dawki były często większe, a przepisy mniej nastawione na ochronę konsumentów. W efekcie to, co pamiętamy może byd raczej mocno zmienionym przez emocje wspomnieniem, niż obiektywnym zapisem różnic. Inaczej sprawa ma się w przypadku warzyw i owoców z przydomowych ogródków. Faktycznie te pomidory z babcinej grządki zapewne były (i nadal są) znacznie słodsze i smaczniejsze od kupowanych w sklepie. To jednak kwestia niezwiązana z chemizacją, a z procesem zbioru, przechowywania, transportu i sprzedaży towaru. Owoce (w koocu biologicznie rzecz biorąc pomidor to owoc) zrywane są z krzaczka koło domu gdy już całkowicie dojrzeją. Tymczasem te, które mają trafid do sklepu nie mogą byd zbyt miękkie, bo nie przetrwałyby transportu. Wiele badao pokazuje, że ludzka pamięd jest znacznie mniej obiektywnym źródłem, niż jesteśmy skłonni sądzid. Nasze wspomnienia zmieniają się z czasem w niezauważalny sposób – wpływa na nie zacieranie się szczegółów, ale też kontekst, w którym wydobywamy je z pamięci. Dzieciostwo dla większości ludzi to czas spokoju i radości, więc skłonni jesteśmy nadawad wszystkim elementom wspomnieo z tego okresu bardzo pozytywny wydźwięk. Stąd właśnie wszystkie te „smaki dzieciostwa”, które tak dobrze się nam kojarzą.
Producenci rolni sypią środki ochrony roślin gdzie popadnie, bez żadnej kontroli
Co jak co, ale środki ochrony roślin są najlepiej nadzorowanymi środkami chemicznymi w Unii Europejskiej. Już na etapie wprowadzania są bardzo dokładnie badane – muszą przejśd ponad 100 testów oceniających ich wpływ na ludzkie zdrowie i środowisko. Muszą zostad ocenione pod każdym względem: chemicznym i fizycznym, wpływu na środowisko, toksyczności, ekotoksyczności i działania pozostałości po ich stosowaniu. Obecnym przepisom podlegają także starsze środki – regularne oceny sprawiają, że muszą one spełniad aktualne standardy bezpieczeostwa.
Uzyskanie przez nowy środek ochrony roślin europejskiej rejestracji kosztuje w sumie około 200 milionów euro i zajmuje średnio 10 lat. Na jeden zarejestrowany środek przypada prawie 140 tysięcy substancji, które nie wyszły poza etap koncepcyjno-rozwojowy. W Polsce nad stosowaniem środków ochrony roślin czuwa Paostwowa Inspekcja Ochrony Roślin i Nasiennictwa, która bada m.in. obecnośd pozostałości środków ochrony roślin jeszcze na polu uprawnym. Z kolei Paostwowa Inspekcja Sanitarna kontroluje żywnośd już w sprzedaży. Wraz z innymi krajami Unii Europejskiej Polska należy do systemu wczesnego ostrzegania o niebezpiecznej żywności i paszach (RASFF). W razie wykrycia produktów, które mogą potencjalnie zagrażad ludziom lub zwierzętom przeprowadzana jest ocena ryzyka i w razie potrzeby uruchamiane są procedury zabezpieczające zdrowie konsumentów. Kontrola obejmuje nie tylko badanie obecności pozostałości środków ochrony roślin w żywności, ale też ochronę podczas ich stosowania oraz zbiórkę opakowao po tych środkach. Polskie Stowarzyszenie Ochrony Roślin prowadzi akcję zachęcającą do oddawania tych niebezpiecznych pojemników. W zeszłym roku udało się zebrad 1,9 miliona kilogramów.
Alternatywa dla chemizacji rolnictwa zapewni bezpieczną żywnośd dla wszystkich
Ten wniosek to w prostej linii efekt założenia, że owa „chemizacja” to zło. Alternatywą ma byd powrót do metod naturalnych, często utożsamianych z rolnictwem dawnym, sprzed wprowadzenia środków ochrony roślin. Jednak takie założenie jest błędne w kilku aspektach. Po pierwsze szybko rośnie zapotrzebowanie na produkty rolne i dawny sposób uprawiania ziemi i hodowli jest za mało wydajny. Rolnictwo nie stosujące środków ochrony roślin ma plony niższe o 30-50 procent. Tak zwane rolnictwo ekologiczne, które również wykorzystuje środki ochrony roślin, nadal ma zbiory mniejsze o 20-25 procent. Ponieważ nie możemy brad pod uwagę ograniczenia populacji ludzi, musimy im zapewnid odpowiednią ilośd żywności. Rezygnując ze współczesnych metod ochrony roślin musielibyśmy bardzo zwiększyd powierzchnie uprawne. Na przykład w Polsce, dzięki mądrej gospodarce gruntami udało się sprawid, że lasy stanowią około 30 procent powierzchni kraju. Gdyby nie stosowad nowoczesnych, sztucznych środków ochrony roślin, trzeba by powiększyd powierzchnię pól o nie mniej niż 25 procent. Odbyłoby się to właśnie kosztem lasów.
Kolejnym błędem w myśleniu jest twierdzenie, że żywnośd produkowana bez środków ochrony roślin będzie powszechnie dostępna. Niższa produkcja oznacza wyższy koszt uzyskania, a więc i wzrost cen żywności. Jednym z najważniejszych osiągnięd współczesnego rolnictwa jest zapewnienie dostępu do warzyw i owoców kosztujących na tyle niedużo, że stad na nie praktycznie każdego. Ponieważ coraz większa częśd ludzkości mieszka w miastach, nie ma możliwości samodzielnej uprawy i hodowli. Gdyby rolnictwo było droższe, duża częśd ludzi nie byłaby w stanie jeśd ważnych dla ich zdrowia produktów.
Warzywa i owoce trzeba płukad w specjalny sposób, by usunąd środki ochrony roślin
Normy dotyczące stosowania środków ochrony roślin są bardzo ostre, a członkostwo w Unii Europejskiej dodatkowo zobowiązuje Polskę do przestrzegania i wdrożenia wysokich norm unijnych. Żywnośd jest więc stale badana w celu określenia poziomu szkodliwych substancji występujących zarówno na jak i w produktach. Ta kontrola obejmuje również środki ochrony roślin. W wielu źródłach, szczególnie internetowych, można ostatnio znaleźd porady dotyczące szczególnego procesu płukania warzyw i owoców. Ma on usuwad szkodliwe bakterie oraz środki ochrony roślin. Pomysł polega na zanurzeniu produktu w occie oraz wodzie z solą. Jak to zwykle bywa, kryje się w tym nieco prawdy, chod w rzeczywistości takie procedury mogą uczynid więcej złego niż dobrego. W czym tkwi problem? Zwykle wspomina się tylko o zanurzeniu, ewentualnie opłukaniu produktu w roztworach octu i soli. Tymczasem to nie wystarczy - badania pokazują, że usunięcie zanieczyszczeo, w tym drobnoustrojów, jest skuteczne tylko wtedy, gdy porządnie szorujemy owoce czy warzywa. Generalnie, zalecane jest porządne mycie warzyw i owoców przed spożyciem pod bieżącą wodą, nie ma to jednak nic wspólnego ze środkami ochrony roślin. Jeśli środki ochrony roślin są prawidłowo stosowane, a dostawca przestrzega obowiązujących przepisów, to ich pozostałości nie mogą osiągnąd niebezpiecznego dla zdrowia poziomu. Znacznie bardziej należy się obawiad zanieczyszczeo powstałych w transporcie czy przy sprzedaży – ani producent, ani sprzedawca, ani my sami nie wiemy na przykład, kto i w jakim stanie zdrowia dotykał jabłek czy papryki w sklepie. Drobnoustroje przenoszone z rąk na jedzenie są znacznie niebezpieczniejsze niż jakiekolwiek środki chemiczne chroniące rośliny.
Polskie Stowarzyszenie Ochrony Roślin Polskie Stowarzyszenie Ochrony Roślin (PSOR) skupia producentów i importerów środków ochrony roślin. Polskie Stowarzyszenie Ochrony Roślin realizuje zadania i projekty informacyjno-edukacyjne adresowane do użytkowników środków ochrony roślin. Projekty PSOR, podejmowane w imieniu producentów środków ochrony roślin dotyczą bezpieczeostwa użytkownika środków ochrony roślin przed, w trakcie i po ich stosowaniu a także odpowiedzialnego postępowania z opakowaniami po tych środkach.
Więcej informacji o działalności PSOR można znaleźd na stronie www.psor.pl.