Pieniądze w rolnictwie nie przychodzą łatwo, niezależnie od ilości posiadanej ziemi. A potrzeb zawsze jest wiele. Poza tym nie można żyć tylko pracą – uważa Stefan Kowalski, rolnik z Cichoradza (powiat toruński)
Dziś rolnik wielkotowarowy, zaczynał swoją pracę od 8 hektarów, podarowanych przez ojca. Dziś gospodaruje na 1500 hektarów, z czego 350 ha to własność gospodarza i jego dzieci (syna i dwóch córek). Pozostała ziemia jest dzierżawiona – od Agencji Nieruchomości Rolnych, okolicznych rolników i parafii. Cichoradz, w którym gospodaruje to dawny majątek ziemski i dwór powstały w 1454 r. Po wojnie w tym miejscu było Państwowe Gospodarstwo Rolne, a dziś mieści się gospodarstwo rodziny Kowalskich i siedziba Grupy Producentów Rolnych „Ziarno”.
Rolnik uprawia kukurydzę na ziarno i kiszonkę, rzepak, pszenicę. Na około 400 hektarach posiane są buraki cukrowe, z których plony sprzedawane są do cukrowni w Chełmży (Nordzucker Polska) i Glinojecku (Pfeifer&Langen Polska). W gospodarstwie ma miejsce także produkcja zwierzęca – łącznie około 300 sztuk bydła, w tym 80 krów mlecznych. Jednak Stefan Kowalski tą dziedziną produkcji przestał zajmować się, gdy skończył 50 lat. Wówczas zatrudnił młodą panią zootechnik, która wraz z innymi pracownikami zajmuje się bydłem. Jak twierdzi rolnik, nie jest to najważniejsza część produkcji w gospodarstwie. Mleko pozyskiwane od krów z Cichoradza sprzedawane jest do Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej w Łowiczu.
Stefan Kowalski jest prezesem i założycielem Grupy Producentów Rolnych „Ziarno”, której siedziba mieści się w Cichoradzu. Zrzeszonych jest w niej 20 rolników (właścicieli zróżnicowanych areałów – od 20 do 1500 ha) z gmin Zławieś, Unisław i Dąbrowa Chełmińska. Spółka zajmuje się produkcją i handlem zbożem, głównie kukurydzą, pszenicą i rzepakiem. Rolnicy przechowują swoje plony w czterech silosach BIN i pozostałych magazynach. Łączna objętość powierzchni przechowalniczej to 20 tysięcy ton. Grupa zatrudnia stałych pracowników, przedstawicieli handlowych, którzy prowadzą bieżącą grę giełdową zbożem, negocjują ceny i warunki sprzedaży. Przez lata działalności wypracowała dobre układy i kontakty z odbiorcami. Dzięki temu jeszcze żaden członek nie sprzedał ziarna poza grupą. Rocznie „Ziarno” skupuje około 25 tysięcy ton zboża, 6-7 tysięcy ton rzepaku i około 20 tysięcy ton kukurydzy. Grupa nie korzysta ze wsparcia wypłacanego przez Agencję Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Nie składała nawet wniosku. Już na wstępie okazało się, że przekraczają dopuszczalną ilość skupu poza grupą (czyli 30%).
Pełny garaż…
Gospodarstwo wyróżnia się nowoczesnym parkiem maszynowym. W jego skład wchodzą, m.in. dwa kombajny zbożowe Claas, trzy kombajny do zbioru buraków firmy Ropa. Ciągniki: Fendt (300 KM), Claas (400 KM), John Deere (200 KM), trzy maszyny Deutz Fahr, dwie Massey Fergusson. I wdzięczne, stare Ursusy, które pracują już ponad 30 lat w gospodarstwie. Do tego dochodzą koparki i ładowarki teleskopowe (Claas i JVC), czeskie i niemieckie agregaty.
Dzięki zakupowi wydolnych kombajnów Ropy, rolnik może wykonywać usługi przy zbiorze buraków cukrowych. Jak twierdzi – ich ilość sięga do 2 tysięcy hektarów.
Większość maszyn została kupiona bez unijnego wsparcia. Choć na samym początku gospodarz skorzystał ze środków z programu SAPARD i kupił za nie dwa ciągniki.
Co dalej?
Obecnie Stefan Kowalski zatrudnia ponad 50 osób. Pracują oni w Grupie Producenckiej „Ziarno”, w gospodarstwie, firmie transportowej i jako ekipa budowlana. Na terenie gospodarstwa funkcjonuje też stołówka. Codziennie kucharz przygotowuje obiady, które „zamówią” sobie pracownicy. Zatrudnieni w Cichoradzu ludzie kiszą kapustę czy ogórki. W końcu robią to dla siebie.
Ten obraz prężnego i nowoczesnego gospodarstwa, szefa dbającego o pracowników może za chwilę zostać zburzony…
Stefan Kowalski gospodarując od lat w Cichoradzu nie zdecydował się na wykupienie na własność ziemi. Miał wybór – rozwijać gospodarstwo, inwestować w maszyny i sprzęt lub powiększać własny areał. Wybrał to pierwsze. Zmodernizował i unowocześnił gospodarstwo i na wykup ziemi już nie starczyło. Mimo, iż wówczas cena za hektar wynosiła około 4 tysięcy złotych. Dziś, gdy wzrosła do około 50 tysięcy rolnik nie chce już ryzykować zaciągając kredyty.
Poza tym jak sam twierdzi – nie koniecznie trzeba gospodarować tylko na własnym. Można się przyzwyczaić i dzierżawę traktować jak swoją ziemię, szanować ją i dobrze uprawiać.
Ale w 2011 roku pojawiły się kolejne schody. Weszła w życie ustawa o wyłączeniu 30% dzierżawionej ziemi i oddaniu jej z powrotem do zasobu Agencji Nieruchomości Rolnej. Stefan Kowalski umowy o wyłączeniu nie podpisał. Ani nie miał ochoty nic oddawać, ani wykupywać. Umowa dzierżawy upływa za 10 lat. I pytanie – co wtedy? Jeśli nie zmieni się prawo, Stefan Kowalski pozostanie bez możliwości pierwokupu czy przedłużenia dzierżawy, pozostanie bez ziemi…
Matka natura
Gdy nachodzą go obawy o dalsze losy, złość na ludzi, biurokrację, politykę, Stefan Kowalski ucieka na łono natury. Okoliczne lasy, łąki, piękna przyroda cieszą oko. Ale prawdziwą radość sprawia hodowla danieli i jeleni.
Kilka lat temu kupił od wdowy z Chełmna 5 sztuk danieli. Zainteresował się wówczas polowaniami, odkrył, że na okolicznym łowisku daniele były niegdyś bardzo powszechne, z czasem jednak wyginęły. Powziął sobie za zadanie odbudować pogłowie w tym rejonie, założył Stowarzyszenie Introdukcji Danieli.
To drogie hobby. Utrzymanie danieli jest kosztowne, wyżywienie wymaga dużo zachodu (gałęzie, ziarno, kiszonka, buraki, lizawki, specjalne pasze). Odbudowa stada danieli się powiodła, dziś jest ich 150 sztuk. Gospodarz przekonuje, że nie ma nic piękniejszego niż widok rogacza na tle wschodzącego słońca. Mimo to, pyta wciąż sam siebie – co dalej z tymi danielami zrobić?
Bliskość natury wywołała kolejną pasję. Stefan Kowalski zainteresował się myślistwem. Początkowo była to konieczność – dziki powodowały duże szkody w uprawach. Dziś gospodarz jest już członkiem koła, na swoich własnych polach ma obszar łowiecki. Polowania to podwójna korzyść, która dodatkowo pozwala na obejrzenie upraw.
Nie samą pracą człowiek żyje. Kilka razy w roku wyjeżdża na polowania w różne zakątki Polski. Zdarzyły się też wyprawy odległe – do Rosji. To tam, na Kamczatce upolował łosia ważącego 800 kg i niedźwiedzia. A najpiękniejsze polowanie, na którym był Kowalski miało miejsce w tajdze, gdzie skupiali się na wypatrzeniu cietrzewi i głuszców. Niezapomniane wspomnienia przyniosła budząca się do życia przyroda na Uralu.
Gospodarz zarzeka się, że nie wyobraża sobie życia z dala od matki natury. Nie dopuszcza nikogo do upraw polowych. Zdecydowanie twierdzi, że dopóki będzie mógł chodzić i trzeźwo myśleć to się nie zmieni. Ziemia to jego życie.
co to za gospodarz jak ma zachwaszczo