Czy można obsługiwać 400 sztuk bydła tylko w pojedynkę? W polskich warunkach jest to trudne zadanie.
Henk Schoonvelde z Holandii był bohaterem artykułu dotyczącego krzyżowania międzyrasowego krów mlecznych w styczniowym numerze Wieści Rolniczych. Podczas wizyty na fermie Henka, zwróciliśmy uwagę, że w pojedynkę obsługuje stado 420 krów, z czego 220 sztuk to krowy mleczne, a 180 to młodzież.
- Wszystkie prace wykonywane w oborze obsługuje jedna osoba. Mam jednego pracownika, bo nie zawsze jestem na farmie - tłumaczy Henk Schoonvelde. Farmer chowa bydło w dwóch budynkach. Osobno młodzież i krowy mleczne. Główna obora dzieli się na dwie strefy, ze względu na uwarunkowania krów - prawą i lewą. Osobniki są utrzymywane w systemie bezuwięziowym na rusztach pokrytych gumową powłoką. Gnojowica jest usuwana automatycznie. W trzech liniach umiejscowione są legowiska z przegrodami. Są to łóżka wodne, pokryte mieszanką drobnego piasku z trocinami. W każdej ze stref znajdują się dwie stacje udojowe, do których krowy wchodzą, kiedy chcą. Oprócz udoju, otrzymują indywidualnie dostosowaną dawkę paszy treściwej. Pasza objętościowa zadawana jest na stół paszowy wozem TMR, jest ona mieszana raz dziennie, a w międzyczasie podgarniana. - Chcemy wykorzystywać głównie pasze objętościowe do produkcji mleka. Podajemy kiszonkę z trawy i kiszonkę z kukurydzy - mówi Henk.
Mleko z doju transportowane jest rurociągami do zbiornika ponad 5 milionów. W Holandii koszty założenia fermy bydła są bardzo wysokie. Jeden hektar ziemi kosztuje około 40 tysięcy euro, czyli 160 tysięcy złotych. Natomiast dzierżawa wynosi około tysiąc euro za hektar na rok. Wynika to z małej powierzchni, na jakiej kraj jest położony oraz z jego depresyjnego charakteru.
Na pierwszy rzut oka, wszystko wygląda jak bajce. Rolnik siedzi wygodnie w biurze z kawą w ręce i myśli, co zrobić, aby było jeszcze lepiej. A jak wygląda w naszym kraju - zapytaliśmy doświadczonego hodowcę i lekarza weterynarii. - Obsługa takiego stada w pojedynkę, pomimo zaawansowanego systemu logistyczno-informatycznego, wcale nie jest prosta. Aby oporządzić 400 sztuk bydła, jak w przypadku Henka, trzeba spędzać w pracy 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu. Gdybym ja był takim właścicielem, to zaangażowałbym do pracy siebie i członków rodziny, bo jest to duża oszczędność - tłumaczy Adam Borys, członek zarządu w firmie Agromax z Raciborza, posiadającej 1.050 sztuk pogłowia, w tym 530 krów mlecznych.
- Nasza firma zatrudnia sporo ludzi. Dlaczego tak jest? Między innymi dlatego, że takie są warunki prawne w Polsce. Musimy liczyć się z kodeksem pracy, kontroluje nas PIP, sanepid i inne instytucje. Na fermie, razem z kadrą zarządzającą, pracuje około 18 osób. Pracownik zatrudniony na pełny etat musi mieć 2 dni w tygodniu wolne, pracując 8 godzin dziennie. Tak więc osoba zaczynająca zmianę przed porannym dojem (3 nad ranem) kończy pracę o 11 i przy wieczornym dojeniu musi uczestniczyć druga - opowiada specjalista. - Technologia doju, jaką posiadamy - hala obsługująca jednocześnie 28 krów w systemie „rybia ość”, pozwala na to, aby zajmował się tym jeden pracownik. Jednakże Państwowa Inspekcja Pracy zauważyła „A co jeśli pracownik się poślizgnie?” i wymaga dwóch dojarzy. Choć pracy jest niewiele, to trzeba ją wykonywać dokładnie - założyć aparat na wymiona, resztę robi aparatura. Poza tym potrzebujemy ludzi do pracy w cielętniku, jałowniku, a także do obsługi wozu paszowego oraz wywożących obornik, gdyż bydło stoi na słomie. Mamy satysfakcję z tego, że możemy dać ludziom pracę, gdy wszystko wokół się zamyka - tłumaczy. Ponadto osoba, którą zatrudnia się do samodzielnego pilnowania stada i produkcji mleka musi być bardzo solidna. Właściciel nie może się bać, że po powrocie do obory zastanie część bydła z zapaleniami, choć w momencie wyjazdu były one zdrowe. Pomimo automatyzacji pracownik może wiele zepsuć, poprzez brak doświadczenia lub roztargnienie.
- W naszym przypadku automatyczne stacje udojowe nie wchodzą w grę. Musielibyśmy mieć ich co najmniej 8, więc koszt i potrzebna przestrzeń byłyby ogromne. Problem tkwi także w samych krowach - na roboty może sobie pozwolić hodowca, którego bydło ma bardzo wyrównaną wydajność i pokrój, w tym budowę wymion. My, budując nową oborę na 450 sztuk, zakupiliśmy całe stado z Wielkopolski. Obecnie selekcjonujemy je, dochodząc do coraz lepszych parametrów pokroju i produkcji mleka - mówi Adam Borys. Zarządzanie hodowlą bydła, a zwłaszcza produkcją mleka jest procesem bardzo złożonym. Trudno wziąć pod uwagę wszystkie aspekty, aby jednoznacznie stwierdzić, czy pełna automatyzacja obory jest lepsza niż praca ludzi. Jeśli maszyny się zepsują, to i tak ktoś z zewnątrz będzie potrzebny. Jednakże robot udojowy kupiony raz, będzie obsługiwał krowy o wiele taniej niż pracownik etatowy. Jedno jest pewne - aby pracować w pojedynkę przy kilkuset krowach, muszą one być podobnej budowy i nie obarczone chorobami.
Najważniejsze aspekty prowadzenia stada krów mlecznych:
- organizacja i zarządzanie rozrodem
- żywienie - zarządzanie paszami objętościowymi i treściwymi
- ekonomika - zarządzanie kosztami i przychodami
- dokumentacja niezbędna dla ARiMR - między innymi prowadzenie księgi rejestracji bydła oraz zgłoszenia do ksiąg stadnych
Ksenia Pięta