Umowa handlowa między UE a Stanami Zjednoczonymi to narzędzie do usankcjonowania euroatlantyckiej dominacji gospodarczej USA i najpotężniejszego unijnego gracza, jakim są Niemcy. Znamienne i w mojej opinii godzące w suwerenność państw członkowskich jest to, że szczegóły negocjacji po naszej stronie znane są jedynie Komisji Europejskiej. Nie jest czymś nowym, że utajnia się szczegóły negocjacji, aby nie spalić swoich warunków, ale w tym przypadku mówimy o utajnianiu negocjacji przed rządami państw członkowskich UE, które mają następnie poddać się reżimowi tej umowy. Nie należy się oszukiwać - wiadomo, że co najmniej jeden europejski rząd doskonale zna przebieg negocjacji. To godzi w zasadę równości. Trzeba też zdać sobie sprawę, że nie jesteśmy na wstępnym etapie negocjacji. Na rychłym podpisaniu umowy zależy nie tylko pani kanclerz, ale również prezydentowi Obamie. Po prostu chce on to „dobrodziejstwo” po sobie zostawić. A pamiętajmy, że swój urząd pełni tylko do jesieni.
Mimo wcześniejszych zapowiedzi, że nie tylko zagadnienie GMO, ale w ogóle rolnictwo i handel artykułami rolno-spożywczymi będą wyłączone spod zakresu negocjacji, dziś wiemy, że najprawdopodobniej te sprawy są ceną za wejście niemieckich koncernów chemicznych i motoryzacyjnych na rynek amerykański. Moją gorzką satysfakcją jest dziś to, że Fundacja Wsparcia Rolnika od prawie dwóch lat ostrzega przed takim obrotem spraw. Po pierwsze, nasze gospodarstwa (nie tylko polskie, ale również te z większości państw członkowskich) nie mają predyspozycji do konkurowania z wielkopowierzchniowymi, zmechanizowanymi gospodarstwami amerykańskimi. Bardzo szybko okaże się, że żywność amerykańska jest po prostu tańsza w produkcji niż ta z rynków unijnych. I tu moglibyśmy skutecznie obronić się europejskimi (unijnymi) wyśrubowanymi standardami dotyczącymi bezpieczeństwa żywności. W UE przyjęto zasadę, że trzeba dowieść nieszkodliwości produktu. Niestety umowa najwyraźniej narzuca Unii zasadę amerykańską, w myśl której trzeba dowieść szkodliwości produktu, aby go skutecznie wykluczyć z obrotu. Takie podejście kompletnie rujnuje nie tylko unijne standardy dotyczące GMO, ale także wszystkich innych nienaturalnych środków używanych do produkcji rolnej. Na marginesie, warto zauważyć, że w Polsce po raz kolejny mamy do czynienia z odrealnionym patrzeniem na politykę. Otóż, pojawiają się u nas głosy, że należy ustawą całkowicie zabronić stosowania GMO przy produkcji (także skarmianiu) rolnej. Wyobraźmy sobie, co jest bardzo prawdopodobne, że wchodzą w życie „liberalne” założenia umowy ze Stanami. Wówczas mielibyśmy taką sytuację, że w Polsce nie produkuje się z wykorzystaniem GMO, ale i tak żywność GMO trafia na nasz rynek z importu. W efekcie Polacy i tak będą się tym żywić, a polscy rolnicy nic na tym nie zarobią.
Jest jeszcze jeden bardzo niebezpieczny mechanizm zawarty w tej umowie, który dotyczy całości gospodarki. Mowa tu o klauzuli ISDS, która dla Amerykanów jest warunkiem koniecznym do podpisania umowy. Mechanizm ten pozwala rozstrzygać spory na linii inwestor-państwo w ponadnarodowym arbitrażu (a nie w sądzie), którego decyzje są wiążące dla państwa. Inwestor może poskarżyć się tam np. w sytuacji, w której rząd państwa wprowadza przepisy, przy uwzględnieniu których zyski inwestora będą niższe od tych zakładanych w biznesplanie. Czyli np. państwo podnosi składkę emerytalną, przez co koszty zatrudnienia stają się wyższe, a dochody korporacji - niższe. To jest - oczywiście - przypadek skrajny, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby taka korporacja zaskarżyła takie państwo do trybunału arbitrażowego. ISDS sprawia, że władzę nad polityką gospodarczą, a pośrednio także nad wszystkimi politykami państwa, przejmują wielkie korporacje.
Niepokojące są także sygnały mówiące o tym, że Bruksela i Berlin wymuszą taki tryb przyjmowania umowy, w którym nie będzie wymagana jednomyślność (zgoda każdego państwa). Jeżeli tak się stanie, ciężko będzie mówić o jakiejkolwiek suwerenności nie tylko Polski. Coraz więcej państw członkowskich zgłasza poważne zastrzeżenia do idei TTIP. Miejmy nadzieję, że w Europie wygra rozsądek, a nie interes gospodarczy jednego państwa.
Szczepan Wójcik,
Prezes Fundacji Wsparcia Rolnika
POLSKA ZIEMIA
Bardzo mądra wypowiedź. Szkoda że decydenci nie biorą pod uwagę mądrości ze swojego narodu.