Ubywa gospodarstw rolnych, ale zwiększa się powierzchnia tych, które pozostają. Rolnicy narzekają, że trudno jest nabyć grunty orne.
Nikogo nie trzeba przekonywać, jak bardzo w ostatnich latach zmieniła się polska wieś. Wzrasta areał gospodarstw rolnych, ale jest ich coraz mniej. Wystarczy porównać tylko liczbę wniosków złożonych o dopłaty bezpośrednie w Biurze Powiatowym Agenci Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa w Jarocinie. W pierwszej kampanii w 2004 r. o płatności ubiegało się 2.732 rolników, a w ubiegłym roku było mniej o 89 - 2.643.
Spadek liczby gospodarstw jest jeszcze bardziej widoczny, kiedy prześledzi się dane Głównego Urzędu Statystycznego. W 2000 r. w województwie wielkopolskim było ich 215.735, a w 2012 już tylko 126.116. - Te małe gospodarstwa, którym bardzo trudno przetrwać czy rozwijać się, będą jeszcze trwały do momentu, kiedy właściciele tych gospodarstw, przepraszam za dosadność, nie zestarzają się. Będą musieli podjąć decyzję, czy korzystać z emerytury rolniczej, a swoją ziemię wydzierżawić albo sprzedać innym rolnikom. I właśnie taki powolny ewolucyjny proces wpływa na to, że średnia wielkość gospodarstwa w Wielkopolsce systematycznie wzrasta - mówi Kornel Pabiszak z działu ekonomiki i marketingu Wielkopolskiej Izby Rolniczej w Poznaniu. Dodaje, że zainteresowanie przetargami ogłaszanymi przez Agencję Nieruchomości Rolnych pokazuje, jaki jest popyt na ziemię. Rolnicy indywidualni wskazują, że bardzo trudno jest nabyć grunty orne. Sławomir Durczak z Dębna ma łącznie z dzierżawami 30 ha. - Jest to bardzo mało, aby można było z tego godnie egzystować. Powiększałem już dwa razy, ale były to zakupy indywidualne od małych rolników, którzy rezygnowali z prowadzenia gospodarstw rolnych. Udało mi się nabyć działki po 5 czy 4 ha i na tym koniec - mówi rolnik. Przykład Tomasza Bandyka z Chrzana pokazuje, że w Wielkopolsce nie ma prawie szans na kupno ziemi.
- Ojciec miał 23 ha, powiększyliśmy do 33 ha. Razem z dzierżawą gospodarujemy na 58 ha. My kupowaliśmy działki o śmiesznych wielkościach po 33 ar y, 49 arów. Naprawdę braliśmy wszystko to, co było. Ktoś wybudował dom, a reszty nie użytkował, to wszystko braliśmy i uprawiamy - mówi rolnik z Chrzana. - Mając dzisiaj 58 hektarów, wypisuję 41 działek we wniosku o dopłaty bezpośrednie, czyli to wszystko jest bardzo rozdrobnione - opowiada gospodarz.
Kornel Pabiszak sygnalizuje, że z zapowiedzi, które docierają do izby rolniczej wynika, że w latach 2014-2020 ma pojawić się program wsparcia słabych - niedużych gospodarstw. - To wskazuje na to, że nie tylko nasze państwo, ale cała Unia Europejska widzi problem w ten sposób, że dopóki takie gospodarstwo zapracuje na rodzinę właściciela, to jest to korzystne, bo ziemia jest ciągle uprawiana, a właściciele tych gospodarstw nie wyciągają ręki do pomocy społecznej państwa, a na pewno do takiej kwalifikowaliby się biorąc pod uwagę kryterium dochodowe - podsumowuje ekspert z WIR w Poznaniu. W jego ocenie małe gospodarstwa nie znikną gwałtownie z polskiej wsi. - Kiedy rozpoczynaliśmy okres transformacji 1989 r., mówiło się o potrzebie gwałtownego przekonstruowania struktury gospodarstw rolnych i rolnicy bardzo się wystraszyli. Teraz z perspektywy tych lat, to widzimy, że jest to proces ewolucyjny stosunkowo powolny. Żadne rozwiązania przyjęte przez Unię Europejską nie wymuszają tego czegoś, aby słabszy rolnik musiał się ziemi pozbywać - kontynuuje rozmówca „Wieści Rolniczych”.
Elżbieta Rzepczyk