Ze SŁAWOMIREM PIETRZAKIEM, dyrektorem Oddziału Terenowego Agencji Nieruchomości Rolnych w Poznaniu rozmawia Dorota Jańczak
Temat sprzedaży państwowej ziemi na spotkaniach rolniczych powraca jak bumerang. Ustawa z grudnia 2011 r. o gospodarowaniu nieruchomościami rolnymi Skarbu Państwa dla rolników jest niezwykle kontrowersyjna. Powstała idea, żeby dzierżawcy na gospodarstwach powyżej 428 ha podzielili się z indywidualnymi rolnikami, zwłaszcza z takimi, którzy z uwagi na swoją ciężką sytuację ekonomiczną chcieliby powiększyć swoje gospodarstwa lub utworzyć nowe. Agencja Nieruchomości Rolnych w naszym województwie zarządza gruntami o łącznej powierzchni powyżej 250.000 hektarów. Realizacja ustawy w Wielkopolsce przebiega o tyle w sposób złożony, że 62% z powyższych gruntów objętych jest roszczeniami. Podobny procent gruntów, do których mają prawo spadkobiercy, jest jeszcze tylko w 3 województwach. W pozostałych rejonach Polski nie ma tego typu problemu w takiej skali. Jest to bardzo duży kłopot, również pod względem prawnym. Ile więc gruntów przeznaczonych do sprzedaży do 2016 roku z 30% wyłączeń z dzierżaw objętych jest roszczeniami? Pod wyłączenia w Wielkopolsce podlegało 25.336 ha. Do czerwca 2012 roku dzierżawcy mieli się określić, czy zgadzają się na oddanie gruntów do Agencji czy też nie. Oczywiście ci, którzy się nie zgodzili, mogą użytkować ziemię do momentu wygaśnięcia umowy. Ostatecznie wyłączono 9.123 ha w oddziale Poznań i 2.080 ha w filii Piła. I tak, w tym roku wyłączymy 4.834 ha z czego 3.340 ha jest objęte roszczeniami. Spadkobiercy korzystają z prawa pierwszeństwa, ale i też często rezygnują z tego przysługującego im prawa na rzecz rolników.
Ziemia trafia z reguły do dużych przedsiębiorców.
I tak, i nie. Przypominam, że ANR sprzedaje ziemię rolną w trybie przetargowym (ograniczonym i nieograniczonym) i w trybie bezprzetargowym, gdzie cena wyznaczona przez niezależnego rzeczoznawcę jest ceną sprzedaży dla uprawnionego. Tak złożona sytuacja na tym wielkopolskim rynku nieruchomości rolnych jest pokłosiem dziejów historii, bowiem roszczenia są duże oraz utrudniają nam większe bezpośrednie wsparcie rolnika. Ale wspólnie z Wielkopolską Izbą Rolniczą szukamy dróg polepszenia sytuacji, również poprzez wspólne spotkania z przedstawicielami spadkobierców. Przypominam, że zgodnie ze stanowiskiem Trybunału Konstytucyjnego Agencja nie ma wpływu na to, komu spadkobierca odsprzedaje nabytą od nas ziemię. Stąd szybko przestawiamy się na przygotowywanie ofert na grunty bez roszczeń, ale tutaj spotykamy się ze skomplikowanym statusem formalno-prawnym przygotowywanych gruntów na sprzedaż, głównie chodzi tu o księgi wieczyste. Jest więc co robić i zatrudnieni w naszym oddziale prawnicy doskonale o tym wiedzą.
A więc każdy może kupić tę ziemię?
Tak, każdy, o ile będzie to zgodnie z prawem i stosownymi przepisami. Czy to nie mija się z celem ustawy, która teoretycznie miała wesprzeć rolników indywidualnych i powiększyć ich areały ? Agencja Nieruchomości Rolnych w Polsce ma w tej chwili 1.700.000 ha ziemi, z tego 450.000 ha według szacunków z 2002 roku objętych było roszczeniami, natomiast 1.250.000 ha nie. Gdyby dyskusja o tej ustawie była prowadzona w Olsztynie czy Rzeszowie, zamiast w Poznaniu, wyglądałaby zupełnie inaczej. Nie jestem upoważniony do komentowania ustanowionego prawa, ale jak się poczyta listy kierowane do mnie z błaganiem wręcz o pomoc w nabyciu ziemi, pełne troski o przyszłość swoich rodzin i swoich małych gospodarek, to moim zadaniem jest maksymalnie im pomóc. Zwłaszcza przed 1 maja 2016 roku, po którym to terminie inaczej, być może, rozłożą się akcenty na rynku obrotu nieruchomościami rolnymi. Warto również pamiętać, że na wszystkich forach rolniczych, w których uczestniczyłem, był jednoznaczny głos, że nawet małe areały są bardzo znaczące dla rolników.
Jakiej wielkości są działki do sprzedaży?
Staramy się wyodrębniać półtorej średniej wielkopolskiej, czyli 21 ha, ale dzielimy też na mniejsze areały zgodnie z rekomendacjami Wielkopolskiej Izby Rolniczej. Czy taki areał jest osiągalny dla przeciętnego rolnika, mającego gospodarstwo o wielkości 14 ha? Jest to osiągalne wtedy, gdy ma kredyt na 15 lat z oprocentowaniem 2% i wpłaca pierwsze 10% wartości ziemi. Dzięki tym bonusom, które są teraz, ma jeszcze szansę. Ale słyszymy, że od przyszłego roku utraci je. Co wówczas? Nie wyrokujmy. Znam te zapowiedzi, ale poczekajmy na oficjalne stanowisko struktur unijnych. Jeszcze nie podjęto ostatecznej decyzji.
Czy gdyby te działki nie były mniejsze, powiedzmy o wielkości 7 ha, nie byłyby bardziej dostępne dla rolników?
Tego typu wnioski pojawiały się już z powiatowych rad izb rolniczych, m.in. jarocińskiej. Ktoś nawet wskazał, że powinny obejmować obszar trzyhektarowy. Podział na działki trzyhektarowe byłby może dla agencji zbyt pracochłonny, ale areał o wielkości 7-10 ha wydaje się już być bardziej realny.
Jeżeli to się wiąże z rozłogiem, logistyką, służebnością dróg, to tak się robi. Musimy pamiętać o tym, żeby ośrodek gospodarczy nie został bez areału. Rolników najczęściej interesuje tylko ziemia bez infrastruktury techniczno- budowlanej, czasami o złym stanie i wymagającej szybkich inwestycji.
Rolnicy indywidualni burzą się, że nie mają szans kupić gruntów z agencji.
Problem polega na tym, że np. podział geodezyjny to czas. Agencja, aby sprzedać ziemię, musi się zwrócić do wielu instytucji zewnętrznych. Musimy uzyskać wiele potwierdzeń, żeby daną nieruchomość można było określić zgodnie z prawem jako sprzedawalną. Wówczas przychodzi rzeczoznawca wyłoniony zgodnie z ustawą o zamówieniach publicznych, wycenia się grunty i dopiero potem możemy sprzedać. Żeby to zrobić, Agencja posługuje się ustawą o zamówieniach publicznych.
Gdy to wszystko „wrzuci się do kotła i zupę zamiesza,” wychodzi 16.000 ha do sprzedaży w samym 2013 roku. Będzie to powtórzenie wyniku z zeszłego roku, ale już przy znacznie zwiększonej liczbie transakcji dotyczących małych areałów, zgodnie z oczekiwaniami rolników. Ale czasu i tak mamy mało. To znaczy, że poznańskie biuro ANR nie jest w stanie podzielić działek na mniejsze? Nawet, jeśli zgodnie z zarządzeniem prezesa ANR, cyt. „ustalając powierzchnię konkretnej nieruchomości rolnej, należy mieć na uwadze strukturę obszarową okolicznych gospodarstw rolnych i zapotrzebowanie miejscowych rolników”?
Tam, gdzie są wnioski o mniejsze powierzchnie, robi się to. To nie jest tak, że nie chcemy. Ale szkoda nam czasami pracy czy kosztów. Jeżeli grunt jest wyłączony, przychodzą rolnicy i mówią: „podzielcie to po 10 ha”, zgadzamy się, ale prosimy, aby dogadali się ze spadkobiercą. Chodzi mi o grunty sprzedawane przez agencję bezpośrednio rolnikowi.
Na wniosek izb rolniczych staramy się realizować wszystkie postulaty i wnioski. Jak do tej pory, współpraca z WIR, w tym zakresie i nie tylko, oparta na częstych spotkaniach w trybie roboczym, jest bardzo dobra. Przystępując do przetargu, większe szanse zakupu ma przedsiębiorstwo rolne, niż rolnik indywidualny, zwłaszcza jeśli jest to działka większa. I gdzie w tym wszystkim wsparcie rolnika indywidualnego?
Problem polega na przykład na tym, że są dwa związki dzierżawców i to one mówią, że też tworzą miejsca pracy, obniżają koszty jednostkowe, stają się konkurencyjni, z drugiej strony rolnicy indywidualni, zgodnie z prawem mogą kupować ziemię rolną tam gdzie chcą i od kogo chcą, w tym i od Agencji. Jednak Agencja nie może godzić interesów gospodarstw wielkoobszarowych z małymi. Mamy realizować cele wynikające z ustawy i póki będę dyrektorem oddziału będę się tego trzymał. Swoją drogą, chciałbym przypomnieć, że według szacunków około 350-400 tys. ha użytków rolnych zmienia co roku właściciela, w tym swój udział ma nasza Agencja na poziomie 120 tys. ha. Jeżeli przyjąć w dużym zaokrągleniu ilość użytków rolnych na poziomie 15 mln ha, to udział ANR w „dostarczaniu” użytków rolnych na rynek jest poniżej 1%. Rzecz w tym, że na rynku obrotu prywatnego ceny są wyższe od „agencyjnych” od 2 do 4 tys. zł za 1 hektar (średnio w Polsce). Dla małego rolnika kupno nawet tych 5 ha od Agencji, przy wykorzystaniu bonusów terminowo- kredytowych, jest szansą na poprawienie często bardzo trudnej sytuacji rodzinnej i ekonomicznej. Każdy taki pozytywny finał jest dla naszego oddziału dużym sukcesem.
Ile gruntów, z 30% wyłączeń, trafia do rolników średnich, posiadających 15 ha, a ile do przedsiębiorstw rolnych? W tym roku przedstawia się to następująco: 59,9% dla spadkobierców, 35% dla dzierżawców i 5,1% dla rolników indywidualnych. 5,1% to mało. Tak, mało, ale co mogę zrobić? Spadkobierca utrzymuje w ustawie pozycję numer jeden. Prowadziliśmy rozmowy z przedstawicielami spadkobierców, aby dogadywali się z rolnikami.
Czy nie lepiej byłoby, gdyby spadkobiercy otrzymywali pieniądze, a grunty były sprzedawane rolnikom? Każdy pomysł ułatwiający zakup ziemi rolnej przez rolnika powinien być rozważany zgodnie z prawem i wzajemnym poszanowaniem własnych interesów.
Pana zdaniem można by to było zrealizować? Byłoby to realne?
Jestem zwolennikiem tego, by był okiełznany rynek wtórny, żeby nie było potencjalnych zagrożeń, że np. użytki rolne dalej są odsprzedawane już poza możliwością kupienia ich przez rolników. Tylko wówczas wchodzimy w swobodny przepływ kapitału. A Agencja nie posiada żadnych instrumentów kontrolujących ani zabraniających obrót użytkami rolnymi na rynku prywatnym. Czy przeciętni rolnicy indywidualni mają szansę utrzymać się w sektorze w Polsce?
Jest to trudne pytanie. Mówiło się, że zaleje nas tania, dotowana żywność z Unii, a jest odwrotnie. Popatrzmy na dodatnie saldo w handlu zagranicznym produktami rolno-spożywczymi. Polski rolnik to taki, który się przystosowuje szybko do nowych warunków, a wrodzona zaradność i pracowitość dają mu duże możliwości. Szanse widzę w ekologii, niszowych produktach, skorzystaniu z programów osłon produktów regionalnych, powrocie do rodzimych technologii produkcji, żeby nie było podróbek i ewentualnych chęci do zafałszowań. No i przypominam o różnych formach zorganizowania się w grupach producenckich, spółdzielniach itp.
Wierzy pan w to, że te wszystkie gospodarstwa mogłyby przekształcić się w ekologiczne i funkcjonować, skoro ten rynek nie rozwinął się jeszcze w Polsce?
Ale się bardzo szybko rozwija. Proponuję odwołać się do danych GIJHARS w Warszawie. Czy wszystkie? Na pytanie może odpowiedzieć rynek. Grupa konsumentów żywności ekologicznej jest bardzo mała..
Wszystko, co wiąże się z produkcją żywności, obrotem, odpowiedzialnością państw, na których terenie ta produkcja się odbywa, opisane jest dwoma rodzajami dokumentów, które wynikają z naszego członkowstwa we WHO i FAO. Polscy przedstawiciele biorą udział w pracach Komitetów Branżowych Codex Alimentarius. Sam brałem udział w wielu konferencjach z racji mojej wcześniejszej pracy. Już przed naszym członkowstwem w Unii zaczął się wyścig o dominację w globalnym rolnictwie. To w latach 90-tych zaczęto mówić o bloku państw BRIC (Brazylia, Rosja, Indie, Chiny). Konkurencja na rynku globalnym to wyzwanie, również i dla polskiego rolnictwa. Trzeba więc przygotowywać się do sprostania konkurencji też na rynku produkcji ekologicznej. Tak więc, kiedy polski rolnik będzie wiedział, jak pogodzić interesy bezpieczeństwa z jakością produkcji rolniczej i z jej kosztami, da sobie doskonale radę, a nasz oddział Agencji tyle co będzie możliwe, będzie starał się mu w tym pomóc.
A czy największą możliwością rozwoju nie byłoby właśnie powiększanie areału?
Problem był i jest złożony, bo jak odpowiedzieć na pytanie, czy średnia gospodarstwa w Wielkopolsce tj.14,7 ha, to optymalna wielkość dla utrzymania rodziny rolnika? I z odpowiedziami na takie pytania, tutaj w Wielkopolsce musimy się zmierzyć. Padają zarzuty, że w ustawie nie chodzi o upełnorolnienie rolników, a szybki zarobek ministerstwa i Agencji.
Tak nie jest. Podam dowód. Na ten rok ANR miała plan sprzedaży 125.000 ha, a na przyszły rok 110.000 ha. Owszem, Agencja stała się współkomponentem budżetu. Jednak nie musimy więcej za wszelką cenę sprzedawać, bo i tak cena gruntu rośnie o około 12% z każdym rokiem. Wiem, że pojawiają się oskarżenia, że wyprzedajemy grunty, żeby przekazać środki finansowe do budżetu. Póki co chciałbym zapewnić, że w działalności naszego oddziału dominuje agraryzm, a nie fiskalizm.