Dla pracowników cukrowni jest powodem do dumy, dla samorządu - oznaką rozwoju gospodarczego, a dla historyków sztuki - skandaliczną szpetotą. Zdania na temat tegorocznej inwestycji firmy Pfeifer&Langen na terenie zakładu w Gostyniu są podzielone.
Na temat wybudowanego w tym roku silosu w gostyńskiej cukrowni często się rozmawia. Nic w tym dziwnego, obiekt rzuca się w oczy. Znajduje się w centrum miasta i jest prawdopodobnie największą budowlą tego typu w Europie. Z zamiarem stworzenia tak dużego magazynu koncern nosił się już od kilku lat. - Był czas, kiedy nie wiedzieliśmy, w którym kierunku pójdziemy i czy w ogóle pójdziemy. Chodziły pogłoski, że cukrownia w Gostyniu zostanie zamknięta. Oczywiście je dementowałem. Ten silos jest, jak gdyby, przypieczętowaniem naszego rozwoju. Nikt nie inwestuje pieniędzy w coś, co nie przynosi zysków. Jesteśmy cukrownią z dobrymi wynikami - stwierdził Jacek Pietrowiak, dyrektor cukrowni w Gostyniu. Z jakich powodów zdecydowano się na wybudowanie silosu? - Średnio na rok produkujemy 100 tysięcy ton cukru. Do tej pory przechowywaliśmy towar w różnych magazynach rozsianych po Wielkopolsce. Uznaliśmy, że lepszym rozwiązaniem będzie zainwestowanie w jeden duży silos, który będzie stał przy cukrowni - wyjaśniał latem Jacek Pietrowiak.
Gdyby nie było większego zbiornika, towar trzeba byłoby zapakować i rozwieźć do innych obiektów. - To generuje problemy logistyczne. Potrzebnych jest wówczas dużo samochodów i ludzi. Zdarza się, że gotowy do sprzedaży produkt trzeba ponownie przepakowywać, bo są inne życzenia klienta. Taka robota jest bezsensowna - mówił dyrektor Pietrowiak. Poza tym cukier, wędrując z jednego punktu do drugiego, często traci na jakości.
Obiekt, którego budowa ruszyła jesienią ubiegłego roku, ma pomieścić 80 tysięcy ton cukru. Magazyn stoi już od wiosny. Najwyższy punkt kopuły silosu ma wysokość 68 metrów, natomiast wieży sterowniczej - 72,5 metra. Jakiś czas temu zamontowane zostały instalacje i urządzenia technologiczne, w tym podnośniki, przenośniki, klimatyzacja i narzędzia do odpylania. Poza tym budowla od zewnątrz jest ocieplana specjalną warstwą izolacji. - Musi być wszystko solidnie zaizolowane. Nie możemy pozwolić na to, aby ciecz skraplała się do cukru. Nic nie może się przedostać. Dach musi być ciepły - tłumaczył dyrektor cukrowni.
Magazyn ma być gotowy lada dzień. - Na początku września przeprowadzone zostaną próby techniczne, natomiast z początkiem kampanii, a więc w połowie września, obiekt zostanie uruchomiony - zapowiedział Jacek Pietrowiak. Silos ma kosztować w sumie 38 milionów złotych i zwrócić się po 7 latach pracy zakładu. Mieszkańców miasta inwestycja zaniepokoiła przede wszystkim z tego względu, że znajduje się w centrum miasta. Poza tym, mieści się niedaleko rzeki. Czy grunt pod takim kolosem jest stabilny? - Na głębokość około 12 metrów, poniżej rzeki Kani, wwierciliśmy ponad tysiąc pali w ziemię, zalanych betonem. Musieliśmy to zrobić, aby chwycić grunt rodzimy, bo zdawaliśmy sobie sprawę, że teren wcale nie jest taki dobry. Nie ma żadnego zagrożenia - uspokajał dyrektor cukrowni. Jeszcze w ubiegłym roku, kiedy stawiane były pierwsze segmenty budowli, zdarzały się nieliczne głosy niezadowolonych z tego, że silos zaburzy ład przestrzenny miasta. Jednak prawdziwa burza pojawiła się dopiero w czerwcu tego roku, kiedy obiekt, na dobrą sprawę, już stał. List otwarty w obronie polskiego krajobrazu historycznego właśnie w tej sprawie m.in. do prezydenta, marszałków Sejmu i Senatu, premiera oraz ministra kultury wystosowało Stowarzyszenie Historyków Sztuki. Zdaniem jego członków wybudowanie silosu jest skandalem. Wielki zbiornik na cukier przytłacza swoją kubaturą wszystkie okoliczne zabudowania, głównie bazylikę świętogórską w pobliskiej gminie Piaski, która otrzymała niedawno tytuł Pomnika Historii, przyznawany przez Prezydenta RP. - Ten krajobraz został zapaskudzony - skomentował Jacek Kowalski, przewodniczący Komisji Historii Sztuki Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, który również podpisał się pod petycją.
O silosie historycy sztuki dowiedzieli się przypadkiem dopiero w czerwcu. - Od roku nie mieliśmy pojęcia, mimo że sprawa się toczyła. Kiedy zobaczyliśmy silos, nasunęło nam się pytanie: kto na to pozwolił? - wyjaśnił Jacek Kowalski. Stwierdził, że inwestycję mógł zablokować konserwator zabytków. - Służby konserwatorskie dopuściły do tej sytuacji, która jest skandaliczna i wyjątkowo spektakularna - powiedział. Kierownik leszczyńskiej delegatury Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków wyjaśniła, że działała w granicach prawa. - Cukrownia, choć usytuowana blisko miasta historycznego, nie należy do żadnego z obszarów podlegających uzgodnieniom z konserwatorem zabytków - tłumaczyła Małgorzata Mikołajczak. Wyjaśniła, że granice obszaru zabytkowego bazyliki świętogórskiej, wraz z wpisem do rejestru zabytków, zostały wytyczone w 1956 roku. - Granice te nie zostały rozszerzone również w rozporządzeniu Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej o uznaniu zespołu klasztornego za pomnik historii, co potwierdza trafność wytyczenia granic - zaznaczyła.
Przekonywała, że „ustawa o ochronie zabytków nie przewiduje możliwości interwencyjnego wpisania do rejestru zabytków widoku na zabytek”, o co właśnie jest największy spór. Okazuje się, że zapewnie najważniejsze zdanie na temat tego, czy 70 - metrowa budowla pojawi się w centrum miasta czy też nie, miał jego burmistrz. Ochrona ładu przestrzennego jest w kompetencji organów urbanistycznych, w tym przede wszystkim gminy. Urząd Miejski w Gostyniu wydał spółce warunki zabudowy silosu, łamiąc przy tym własną strategię rozwoju przestrzennego gminy.
Jak zapewnił Jerzy Kulak, burmistrz Gostynia, pojawienie się przy ul. Fabrycznej obiektu, nie zaburzy ładu przestrzennego miasta. - Na pewno, z racji swoich rozmiarów, jest on zauważalny, jako nowy element panoramy miasta. Musimy pamiętać, że jeżeli chcemy, by nasze miasto się rozwijało, potrzebne są w Gostyniu inwestycje przedsiębiorców, bo to one bezpośrednio przekładają się na zatrudnienie dla naszych mieszkańców i na podatki, które wpływają do gminnej kasy - powiedział włodarz Gostynia. Spółka Pfeifer&Langen nie miała także żadnych problemów z otrzymaniem ze Starostwa Powiatowego w Gostyniu pozwolenia na budowę. - W zasadzie my, jako organ administracji budowlanej, nie mamy żadnych podstaw do tego, żeby móc odmówić udzielenia pozwolenia na budowę - tłumaczył Włodzimierz Wechman z Wydziału Architektury i Budownictwa Starostwa Powiatowego w Gostyniu. Złośliwi spoza Gostynia żartują kąśliwie, że teraz własne bazyliki ma zarówno gmina Piaski, jak i gmina Gostyń.
Dorota Jańczak