W Świdnicy k. Zielonej Góry Państwo Ewa i Dariusz Trzaska zapraszają na winnicę pod nazwą „Słoneczne Tarasy”. Pan Dariusz jest drugą kadencję członkiem Zielonogórskiej Rady Powiatowej Lubuskiej Izby Rolniczej. Wspólnie z żoną Ewą wychowują 18-letniego syna Amadeusza i prowadzą firmę pośredniczącą w sprzedaży produktów rolniczych, ale prawdziwą pasją Państwa Trzaska jest winiarstwo.
A.S.: Proszę powiedzieć skąd u Państwa pomysł na prowadzenie gospodarstwa właśnie w tym kierunku rolnictwa.
Dariusz Trzaska: Nasza historia nie jest typową, które czytaliśmy do tej pory na łamach „Rolniczego Pulsu”. Z wykształcenia oboje jesteśmy po Akademii Wychowania Fizycznego w Gorzowie Wlkp., tam, na studiach poznałem Ewę. Pobraliśmy się i pracowaliśmy jako nauczyciele. Gdy w 1999 roku przyszła reforma szkolna i najmłodsi nauczyciele zostali zwolnieni z pracy, zastanawialiśmy się co dalej zrobić z naszym życiem.
Ewa Trzaska: Mieszkaliśmy wtedy w kawalerce, w Zielonej Górze. Gdy dowiedzieliśmy się, że jest na sprzedaż ten grunt, sprzedaliśmy nasze mieszkanie i kupiliśmy tutaj niecałe 5 ha. Były tu tylko pola i parę drzew owocowych – śliw. Z poprzednimi właścicielami zaprzyjaźniliśmy się i to od nich wiemy, że za czasów, gdy te ziemie należały do Niemiec, była tu winnica.
D.T: Pierwszym naszym pomysłem, jak się tu osiedliliśmy, czyli 25 lat temu, było założenie plantacji truskawek. Wtedy uprawa ta była opłacalna, ale po przeliczeniu kosztów założenia jej, doszliśmy do wniosku, że nas na to nie stać. Specjalistyczny sprzęt i zakup sadzonek w tamtym czasie, dla nas, jako nauczycieli, był nieosiągalny. Mieliśmy problemy z dostaniem jakiegokolwiek kredytu. W bankach dosłownie byliśmy wyśmiewani. Gdy w końcu udało nam się otrzymać mały kredyt zaczęliśmy się tu osiedlać. Grunt w tym czasie stał odłogiem.
A.S: Kiedy posadzili Państwo pierwsze sadzonki winorośli?
E.T: Było to 20 lat temu. Zakupiliśmy około 150 sadzonek winorośli i obsadziliśmy nimi stok za domem. W tamtym czasie trudno było zdobyć sadzonki, ponadto ich cena przewyższała nasze możliwości finansowe. Od początku podobało nam się, że teren nie jest płaski, ale niestety, przyszło suche lato. Nawet, gdy padało, woda po stoku spływała i wszystkie winorośle nam uschły. I znowu nasz pomysł legł w gruzach…. Zrobiliśmy sobie małą przerwę, jednak wciąż nie dawał nam spokoju temat winnicy. I wtedy usłyszeliśmy o programie ,,Winner”.
A.S.: Proszę przybliżyć, co to jest za program?
D.T: Należymy do Lokalnej Grupy Działania „Między Odrą a Bobrem” i to dzięki niej dowiedzieliśmy się, że jest możliwość skorzystania ze środków unijnych i założenia winnicy. W tamtym czasie z pomocy mogło skorzystać 10 winnic. W ostatniej chwili jedna z nich się wycofała i weszliśmy na jej miejsce. Dzięki programowi „Winner” dostaliśmy 200 sadzonek i posadziliśmy je, jednak już wtedy pomyśleliśmy o zmianie ukształtowania terenu.
A.S.: Początki zawsze są trudne, skąd czerpali Państwo wiedzę jak prowadzić sadzonki?
D.T: W początkach pomagał nam Roman Grad – winiarz lubuski. Dużo czerpaliśmy i nadal chętnie korzystamy z jego wiedzy, a jest bardzo pomocny. To on również, gdy radziłem się czy dobrym pomysłem jest winnica tarasowa, przyjechał, obejrzał teren i powiedział, że to jest świetne miejsce i wspaniały pomysł.
A.S: Rozumiem, i stąd powstała nazwa winnicy „Słoneczne Tarasy”.
D.T: Tak. Nasze tarasy są zrobione na stronę południową, więc słońca roślinom na pewno nie zabraknie. Rozważam także zainstalowanie w tym miejscu solarów.
A.S.: Jaki areał dziś Państwo posiadacie? I jaka jest bonitacja gleby?
D.T.: Ostatnio dokupiliśmy 6 ha, z których jesteśmy bardzo zadowoleni i dziś mamy 20 ha. Koło domu jest 13 ha, a pozostała część, jest nieco oddalona od naszego domu. Gleba jest zróżnicowana. Mamy od klasy IVa do VI.
A.S.: Ile miejsca przeznaczyli Państwo na uprawę winorośli?
E.T: Na razie niewiele.Dziś mamy około tysiąca sztuk roślin, które rosną na 0,5 ha ziemi. Reszta jest przygotowywana pod nasadzenia.
D.T: Glebę do uprawy przygotowujemy od około 3 lat. Jest tu bardzo dużo gliny. Strukturę mamy podobną do tej w Toskanii, dlatego tak dużo pytań zadawaliśmy podczas wyjazdu studyjnego do Włoch. Gdy zrobiliśmy tu odkrywkę, okazało się, że mamy wapień. Co prawda skał nie ma, ale są grudki wapienne. Nasz znajomy geolog powiedział, że tutaj kiedyś było zakole rzeki, bo widać jak opadają warstwy. Jesteśmy właścicielami najwyższego punktu w Świdnicy. Nasza górka położona jest na 155 m n.p.m., a najniższy punkt w Świdnicy leży na około 100 m n.p.m. Różnica jest spora, ale mamy bardzo dobry klimat do uprawy winorośli. Rolnik, który sprzedał nam ziemię, powiedział, że gdy osiadali na tych gruntach po II wojnie światowej, istniejące tu poniemieckie winnice były likwidowane. Nikt nie umiał ich uprawiać, było to nieopłacalne. Ponadto polityka państwa wyniszczonego wojną była nastawiona na produkcję żywności.
A.S: A co z pozostałymi gruntami? Czy są na nich prowadzone jakieś uprawy?
D.T: Nie. Tam są łąki. Mamy podpisaną umowę ze stadniną koni, która od nas odbiera siano. Grunty są zbyt słabe, aby je uprawiać.
A.S.: Jakie odmiany winorośli Państwo uprawiają?
D.T: Solaris, Regent, Johanniter, Cabernet, Monarch itp. Mamy też nasze, hybrydowe odmiany pochodzące z tych terenów. Musimy tu także wspomnieć o właścicielu Winnicy Kruczej Jerzym Hadzickim z Buchałowa, który pomógł nam je przygotować, odpowiednio je profilować i muszę przyznać, że są one mniej kłopotliwe w uprawie. Bardziej odporne i lepiej się klimatyzują, niż te z paszportem. W zasadzie nie trzeba przy nich wiele robić. Jesteśmy temu Panu bardzo wdzięczni za okazaną pomoc i podzielenie się fachową wiedzą.
A.S: Jak radzą sobie Państwo z chorobami roślin?
D.T: Prowadzimy uprawę ekologiczną. Jedynie w niewielkich ilościach stosujemy preparaty na bazie miedzi i siarki. Rośliny, jak wszędzie chorują, ale skala nie jest duża. Kolejny rok mamy suszę. Rośliny są posadzone na stronę południową, jest przewaga wiatrów zachodnich, więc są one przewiewane, a brak wilgoci nie sprzyja rozwojowi chorób.
A.S.: Lubuska Izba Rolnicza zorganizowała już trzy wyjazdy szlakiem enoturystycznym. Który z wyjazdów dostarczył Państwu najwięcej wiedzy?
E.T: Wydaje mi się, że ten na Słowację. Byliśmy wtedy na etapie zakładania winnicy, sadzonki były dopiero posadzone i sobie wzrastały. Wina jeszcze wtedy nie robiliśmy. Na tym wyjeździe dużo uczyliśmy się podstaw. Poznaliśmy stronę techniczną produkcji wina, kolejne etapy, a także jak prowadzić winorośl. Bardzo nam się to wszystko przydało i wiedzę wykorzystujemy do teraz. Kolejny wyjazd do Włoch – tam zadawaliśmy najwięcej pytań, bo już wiedzieliśmy, o co mamy pytać. Już zaczęliśmy produkować wino. Dowiedzieliśmy się m. in., że białe wina nadają się do konsumpcji po niecałym półroczu, a czerwone nabierają walorów do roku. One owszem, mogą stać dłużej, ale nie wpływa to już na ich jakość. W Toskanii polubiłam czerwone wino.
D.T.: Mi z kolei bardzo smakowały Wina z Młyna na Słowacji i tam też pozyskałem największą ilość informacji. Jeżeli chodzi o wyjazdy, dla mnie również Słowacja była ogromną kopalnią wiedzy. W każdym kraju poznaliśmy trochę inny proces wytwarzania wina, co powoduje, że wszystkie te wyjazdy były dla nas bardzo cenne. Wyjazd do Rumunii utrwalił już tylko wcześniej zdobyte informacje. Dzięki waszym wyjazdom studyjnym bardzo dużo zyskaliśmy i muszę przyznać, że były one zorganizowane na naprawdę wysokim poziomie.
A.S: Bardzo dziękuję w imieniu wszystkich, którzy nad tymi projektami pracowali. Czy produkują już Państwo własne wino?
D.T: Tak. Na razie można powiedzieć, że wytwarzamy. Tymczasowo jest to manufaktura. W ubiegłym roku z naszych owoców otrzymaliśmy raptem 30 litrów czerwonego wina i 20 litrów białego. Na tyle starczyło nam owoców, ale w tym roku będzie na pewno więcej, bo zebraliśmy ponad 400 kg winogron. Ponieważ nie mamy za dużo roślin, nie rozdzielaliśmy ich szczepami. Oddzieliliśmy tylko te na białe wino, a pozostałe zebrane owocowe wrzuciliśmy do jednego naczynia i poddaliśmy fermentacji. W ogóle to zaczęliśmy od robienia wina owocowego. Oprócz tradycyjnego aktualnie robimy również z wiśni, które kupujemy od lokalnych sadowników. Próbowaliśmy też robić z jeżyny i z czarnej porzeczki.
E.T: Tak naprawdę dopiero zaczynamy przygodę, ale chcielibyśmy mieć winnicę z prawdziwego zdarzenia, którą odwiedzaliby goście i relaksowali się w ciszy przy lampce wina. Założyliśmy już nawet książkę pamiątko-wą winnicy, do której wpisują się wszyscy, którzy nas odwiedzają.
A.S: Czy oprócz finansowych problemów, mieliście Państwo jakieś inne związane z założeniem winnicy?
E.T: Początkowo nie. Problemy zaczęły się, gdy podjęliśmy decyzje o uprawie na tarasach. Mieliśmy niestety kłopoty ze zmianą ukształtowania terenu, ale poradziliśmy sobie z tym. Chociaż ja w pewnym momencie miałam dość tych nerwów i powiedziałam Darkowi, że „jak będę chciała napić się wina to je sobie kupię”.
D.T: Ale ja jestem uparty i powiedziałem, że „ja na stare lata nie będę pił kupnego wina” (śmiech).
A.S.: Jakie inwestycje poczyniliście Państwo w ostatnim czasie?
D.T: Niedawno kupiliśmy młynek do oddzielania szypułek, który bardzo przyspieszył nam pracę. W ubiegłych latach robiliśmy to ręcznie. Ale były to piękne, radosne chwile. Przyszli znajomi, siedzieliśmy na zewnątrz, rozmawialiśmy i piliśmy burčiak, który poznaliśmy podczas wyjazdu studyjnego na Słowacji (napój winny będący częściowo sfermentowanym moszczem z winogron. Jest to półprodukt powstały podczas produkcji wina, który nadaje się do spożycia już kilka dni po rozpoczęciu fermentacji moszczu – przyp. Red., źródło Wikipedia.pl). Do pierwszego wina owoce przygotowaliśmy metodą tradycyjną. Po oddzieleniu szypułek Ewa deptała winogron. Było przy tym dużo pozytywnych emocji i sporo zabawy. Przerodziło się to wręcz w celebrowane wydarzenie rodzinne. Niedawno kupiliśmy też dwie kadzie o pojemności: 300 l i 600 l. W zakupach dużo pomaga nam pan ze sklepu specjalistycznego w Zielonej Górze. Od niego również kupujemy dodatki winiarskie i urządzenia do produkcji wina, które nam doradził i jak na razie bardzo jesteśmy zadowoleni z jego usług.
A.S.: Czy w Polsce można utrzymać się z winiarstwa?
D.T: Trudno mi odpowiedzieć. Nigdy nie myśleliśmy o wytwarzaniu wina na skalę przemysłową i raczej nie będziemy produkować go w takich ilościach. To jest nasze hobby. Dochód dostarcza nam praca w niemieckiej firmie Manzke GmbH, w której jesteśmy pośrednikami sprzedaży otrębów i różnego rodzaju zbóż paszowych między Niemcami, Czechami i Polską. Pośredniczymy w sprzedaży ich do dużych przetwórni paszowych.
A.S.: Refleksje na koniec
D.T: Szkoda, że słabo działa Lubuski Szlak Wina i Miodu. Mamy fajny ośrodek w Zaborze, ale będąc tam nie można napić się wina z lokalnych winnic. Brakuje nam dobrej organizacji, która zajęłaby się winiarską promocją regionu tak, jak to jest na Słowacji czy we Włoszech, i która pomogłaby takim osobom jak my np. zakupić sadzonki, a chcemy zainwestować w 10-20 tys. sztuk. W tych planach umacnia nas głos, który słyszymy od osób chwalących nasz trunek. Jest on łagodny i lepiej tolerowany m.in. dlatego, że nie zawiera związków siarki. Zapraszamy na winnicę „Słoneczne Tarasy”.
A.S.: Życzę Państwu, aby wasza winnica szybko się rozwijała i z każdym rokiem dawała coraz lepsze owoce, bo jak wiadomo: im roślina starsza tym wino lepsze.
Dziękuję za rozmowę
Anna Słowik
P.S. Będąc na wywiadzie miałam okazję spróbować wina ze „Słonecznych Tarasów” i z całą odpowiedzialnością powiem, że na pewno wrócę tam jeszcze na niejedną lampkę.
Źródło Lubuska Izba Rolnicza http://lir.agro.pl/