Plantacja Marc ina Szymańskiego z Pyzdr (powiat wrzesiński) liczy 6,5 ha. Rosną na niej: czereśnie, jabłka, śliwki i brzoskwinie. - Brzoskwinia przez ostatnie dwie zimy praktycznie wymarzła. Jabłka od kilkunastu lat są w tej samej cenie. Koszty rosną, środki drożeją, opłacalność według mnie jest najmniejsza. Jak ktoś ma chłodnie, to może jeszcze nie narzeka. Ale ja muszę sprzedawać jabłka z pola - mówi gospodarz.
Ze zboża ciężko wyżyć
Ze zbytem nie ma problemów, ale boryka się z ceną. - W ostatnich latach jest szał na wiśnie. Cena jest nawet dość wysoka. W ubiegłym roku sięgała 3-4 zł w hurcie. Ponoć drzewek brakuje w szkółkach, tak masowo ludzie je sadzą - mówi Marcin Szymański. On usunął drzewa wiśni 5 lat temu, bo połowa owoców zostawała w sadzie. - Nie miał ich kto kupić, a trzeba było jeszcze ludziom zapłacić 50 gr za kilogram. Przemysł płacił 60 gr i jeszcze do tego połowa była zwrotów, bo nagle coś im się nie podobało - dodaje. Zapewnia, że już do wiśni nie wróci. - Mam już ich dosyć. Przez trzy lata wszystko zostawało na drzewach. Niech ludzie sadzą, jak chcą - mówi plantator z Pyzdr. Na co liczy w przyszłości, w jakich owocach widzi szansę dla siebie? - Trudno powiedzieć.
Każdy rok jest inny. W ubiegłym roku czereśnia bardzo się opłaciła. Teraz jest już dużo gorzej. Przybywa nasadzeń. Ludzie masowo uciekają z rolnictwa, ze zboża ciężko wyżyć. Każdy zakłada sad - opowiada. Sam zabiega o zbyt. Większość owoców sprzedaje na giełdach - w Poznaniu i Kaliszu.
Agronom też nie wytrzymał
- U jednego lepiej się udały, u drugiego gorzej - ocenia tegoroczne zbiory owoców Jerzy Pękała doradca rolniczy, agronom działający na terenie powiatu jarocińskiego. - Patrząc od strony technologicznej można powiedzieć, że to był średni rok. Plantatorzy, jak zawsze, musieli zwracać uwagę na zwalczanie chorób i szkodników. Powtarza się też zmowa cenowa skupujących - dodaje. Agronom wskazuje na cenę wiśni - w ubiegłym roku była ona wyższa o złotówkę na kilogramie, w hurcie, a owoców było, więcej niż w tym sezonie. - Trudno jest się pogodzić plantatorowi z ceną, która jest niska w stosunku do zbiorów, ale to już siła wyższa. Plantator nie jest w stanie tego przeskoczyć, nawet grupie producenckiej jest trudno - dodaje Pękała. Sam też ma plantację wiśni. Kiedyś - 6 ha, dziś - 1 ha. - Nie byłem w stanie tego trzymać. Ze względu na drastycznie niskie ceny - przyznaje.
Trzeba ciągnąć, co się ma 6 ha porzeczki czarnej, 3,5 ha truskawek i 2,60 ha orzechów laskowych i włoskich - taką plantację prowadzi Wiesław Kościelny ze Strzyżewka (powiat jarociński). - Porzeczki czarnej było w tym roku mniej, zebraliśmy 60%, cena była też bardzo niska. Przy tym plonie, który był, to żadne pieniądze. Najpierw było 1,50-1,60 zł, stanęło na 1,20 zł - mówi plantator. Mniej zebrał też truskawek - przez 2-3 dni padał deszcz i, choć uprawa była chroniona, owoce zachorowały. Wdała się w nie szara pleśń. Sprzedawał truskawki na giełdzie - najpierw za 10 zł, a nawet 12 zł, później cena spadła do 3,5-4 zł (w 2012 roku nawet pod koniec sprzedaży cena była wyższa - 5,50-6 zł). - Z przetwórcami jest gorzej - najpierw, przed zbiorami, trudno się dowiedzieć, jaką cenę oferują. Później dogadują się między sobą i stawiają nas pod ścianą - żali się rolnik. W miarę zadowolony jest z plonu orzechów. Tu aura też pokrzyżowała plany. W zależności od odmiany za orzechy laskowe płacono ok. 8-10 zł, za włoskie - 5-6 zł.
Nie zamierza zrezygnować z prowadzenia upraw owoców. - Coś trzeba robić. Jeżeli ja w to wszedłem i tyle lat to robię, to do hodowli już nie wrócę. Trzeba ciągnąć, co się ma - mówi Wiesław Kościelny. - Od 10-15 lat ceny są takie same w owocach. W dzisiejszych czasach musimy nadrabiać wszystko plonem - dodaje.
Co się dzieje z czarną porzeczką!
Grupa producencka „POMWITRUS” z Kotlina (powiat jarociński) skupia m.in. 35 plantatorów owoców. Ich uprawy prowadzone są na 50 ha. W tym roku zakontraktowano 100 ton czarnej porzeczki, 50 ton wiśni i 200 ton truskawek. - U nas owoce zaczynają powoli „schodzić” - ze względu na to, że „Kotlin” nie bierze już tyle. Jakoś staramy się zabezpieczyć zbyt naszym plantatorom. Truskawka się trzyma na poziomie 200-300 ton. Ubywa czarnej porzeczki, a z wiśnią to już jest tragedia. Śliwki zostały zlikwidowane - mówi Krzysztof Szyszka, prezes „POMWITRUSA”.
Za truskawkę płacono w tym roku 2,70-3 zł (średnia cena 2,90 zł), w 2012 - 4,20 zł. Średnia cena czarnej porzeczki wyniosła w tym roku 1,40 zł, w ubiegłym -1,20 zł, wiśni - 2,20 zł (2,80 zł w 2012 r.). Co ma wpływ na niskie ceny? Krzysztof Szyszka tłumaczy, że przyczyny są różne - m.in. sprowadzanie owoców z innych rejonów świata, np. truskawek z Maroka i Chin. - Wiśnie przywożone są z Serbii, ale okazuje się, że one nie spełniają wymogów. Na jednych spotkaniach mówi się, że polska wiśnia nie ma racji bytu, na drugich - przetwórcy twierdzą coś zupełnie innego. Ale jak mogą kupić w Serbii o połowę tańszą, to kupują. A z czarną porzeczką co się dzieje! - martwi się prezes grupy. Opowiada, że w rejonie Kołobrzegu jeszcze dziesięć lat temu były same odłogi. - Teraz obszarnicy powykupywali wielkie połacie ziemi, powsadzali czarną porzeczkę, byle dostać dopłaty. Nikt nie kontroluje tych nasadzeń. Podobnie jest z orzechami - dodaje Szyszka. - Mówi się, że powinno to być pod kontrolą, tak jak z hodowlą świń - a dołek jest już dwa lata i nikt nad tym nie panuje - wyjaśnia.
Truskawki jakoś się bronią
Prezes przyznaje, że był czas, kiedy już myślał, że truskawki znikną na dobre. - Ale jakoś się bronią. Ci, co je mają, odnawiają plantacje, wchodzą też nowi producenci - na rok 2-3 jest nowych. Mam więc nadzieję, że chociaż truskawek nie zaprzestaną produkować w naszym rejonie - mówi szef „POMWITRUSA”. Przewiduje, że czarna porzeczka i wiśnia znikną wkrótce całkiem, przynajmniej tu, w rejonie działania kotlińskiej grupy. Martwi się, czy nowa polityka unijna utrzyma dopłaty do plantacji truskawek, malin. To też ma duże znaczenie. - Jest ważne, żeby jakiś ten świński pęd do ściągania wszystkiego z zagranicy powstrzymać. Nie kierować się tylko ceną, ale naszym rynkiem. Nasze owoce są takie smaczne. Chińskiej czy marokańskiej truskawki nie można w ogóle porównywać z naszą - podkreśla Szyszka. - Powiedziano nam, że jest wolny rynek i to on wszystko załatwi. To nie na tym chyba powinno polegać. Nie wiem, jak długo nasz smak będzie się bronił i czy się obroni. Ten wolny rynek czasem się mści. Mówimy to wszystko politykom z naszego rejonu. Niby rozumieją, ale to i tak jak grochem o ścianę...
Anna Kopras-Fijołek