Zaatakowana plantacja, bez ingerencji człowieka, nie ma szans na obfity plon.
Stonka ziemniaczana pojawiła się w Polsce w latach 40-tych XX wieku, ale poważnym problemem dla rolników stała się w latach 50-tych. Było tak do czasu upowszechnienia środków chemicznych służących do jej zwalczania. Jest corocznie i powszechnie występującym szkodnikiem upraw ziemniaków. Szkody, w postaci uszkodzeń części nadziemnych roślin ziemniaka prowadzących w skrajnych przypadkach do gołożerów, mogą spowodować spadek plonów nawet o kilkadziesiąt procent. - Dzisiaj dla producentów rolnych stonka nie stanowi jednak większego problemu, ze względu na skuteczne „instrumenty” służące do jej zwalczania, którymi rolnictwo dysponuje - podkreśla Bogumiła Zwierzchlewska, kierownik jarocińskiego oddziału Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Roślin i Nasiennictwa w Poznaniu.
Stonkę ziemniaczaną zwalcza się, stosując przede wszystkim insektycydy w momencie pojawienia się na plantacji chrząszczy bądź wylęgu larw w ilościach większych niż progi ekonomicznej szkodliwości. W chwili obecnej wybór insektycydów w handlu jest znaczny (na dzień 22 maja br. zarejestrowanych w Polsce było 41 środków do zwalczania stonki ziemniaczanej). Są to środki należące do różnych grup chemicznych, charakteryzujące sie różnym sposobem i czasem działania - na tyle skuteczne, że często wystarcza tylko jeden zabieg. Chociaż najcześciej, ze względu na rozłożony w czasie moment wylęgu larw i fakt, że żaden środek nie niszczy jaj, zabieg zwalczający larwy wymaga powtórzenia.
Istnieje też inna metoda chemicznego zabezpieczania plantacji przed stonką ziemniaczaną.
Jest nią zaprawianie bulw sadzeniaków ziemniaka zaprawą owadobójczą, która chroni ziemniaki przed atakiem głównie zimowych chrząszczy stonki (działa 12-14 tygodni), choć bywa, że dalsze zabiegi owadobójcze są zbędne. - W gospodarstwach ekologicznych do zwalczania stonki zakwalifikowano środek biologiczny oparty na toksynie bakterii Bacillus thuringiensis subsp.tenebrionis (Novodor SC). Środek ten raczej tylko ogranicza występowanie stonki ziemniaczanej i wymaga kilkukrotnego powtórzenia - tłumaczy Bogumiła Zwierzchlewska.
Na mniejszych powierzchniach, głównie w amatorskiej uprawie ziemnaków, można zmniejszyć szkodliwość stonki poprzez opryskiwanie upraw w momencie pojawienia się szkodnika krótkofermentowaną (4-5 dni) gnojówką z pokrzywy rozcieńczoną w stosunku 1:10 lub wyciągiem z wrotyczu (300 g świeżego ziela w 10 l wody) bądź też opylanie mączką mineralną (bazaltową).
Minęły już te czasy, kiedy ręcznie zbierało się stonkę. - Te czasy już nie wrócą. Ja już nie zbierałem w ten sposób. A mam 56 lat. Ojciec opowiadał, że zbierali kiedyś, ale ja już tego nie pamiętam - mówi Zenon Rosiejka, rolnik z Chrzana (powiat jarociński). Uprawia 5 ha ziemniaków i zapewnia, że jest przygotowany do walki ze stonką. - Dla mnie to nie jest problem.
Musi być oprysk. Ale trzeba w dobrym momencie go zastosować. Tej starej stonki, co jeszcze na pewno wyjdzie, nie ma się co obawiać - tłumaczy. „Przeczekuje” starą stonkę. Czeka, aż młoda zacznie żerować. - Ale to też trzeba przejść najpierw przez całe pole. Nie można tylko patrzeć z brzegu.
Najlepiej traktorem przejechać koleinami od oprysków i wtedy, z traktora, najlepiej się widzi, czy mocno żeruje, czy nie - dodaje. Ma już wypróbowany jeden środek. Nie wolno go jednak z niczym mieszać, z nawozem czy ze środkami na zarazę ziemniaczaną. Wtedy jest najlepsza skuteczność.
Działa około miesiąca. Z reguły wystarcza jeden oprysk. Czy nie zmienia się smak ziemniaków, nie pogarsza się ich jakość? - Nie, bo czas do zbiorów jest bardzo długi - zapewnia rolnik. - Kiedyś był większy problem, bo opryski krócej działały. I trzeba było kilka razy je stosować. No, chyba że nie trafi się w termin, to wtedy trzeba kolejny raz zrobić oprysk - dodaje. Zastosowanie każdego środka trzeba zapisać - jego ilość oraz termin wykorzystania. - Z ochrony roślin przyjeżdżają i to sprawdzają - tłumaczy Zenon Rosiejka.
Anna Kopras-Fijołek