Szkodniki to strażnicy przyrody, zaś chwasty to zioła, które leczą naszą glebę – z przekorą twierdzi Mieczysław Babalski, rolnik ekologiczny z województwa kujawsko-pomorskiego
Gospodarstw ekologicznych w Polsce jest coraz więcej, ich liczba rośnie z roku na rok. Od 2003 roku wzrosła aż 11-krotnie i stanowi dziś 3,4% całej powierzchni rolniczej w kraju. A warto napomnieć, że mówiąc o rolnikach eko, myślimy jedynie o tych posiadających unijne certyfikaty. Każdy, kto ich nie posiada, kto nie przeszedł drogi przez procedury i biurokrację, nie może legalnie posługiwać się tym określeniem i znakiem z zielonym listkiem.
Według danych Inspekcji Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych na koniec 2012 roku w Polsce istniało 26 376 producentów ekologicznych, a powierzchnia eko-upraw zajmowała 661 687,30 hektarów. Najwięcej tego typu gospodarstw znajduje się w województwie warmińsko-mazurskim, zachodniopomorskim i podlaskim, natomiast pod względem ilości przetwórni dominują województwa mazowieckie, wielkopolskie i lubelskie.
Produkty ekologiczne znad Wisły podbijają już nie tylko serca i podniebienia krajowych konsumentów, ale również tych spoza granic Polski. Taka forma pracy, z spostrzegana z punktu widzenia dbałości o naszą planetę, zyskuje coraz szersze. Sukcesy – te biznesowe i te prestiżowe, cieszą. Ale jeszcze bardziej cieszy, że ludzie odnajdują w rolnictwie ekologicznym, w bliskości z naturą, swój sposób na życie. Najlepszym na to przykładem jest rodzina Aleksandry i Mieczysława Babalskich ze wsi Pokrzydowo w województwie kujawsko – pomorskim.
Mieczysław Babalski miał zamiłowanie do wsi i rolnictwa w genach. Urodził się w Pokrzydowie, gdzie najpierw jego dziadek, a później ojciec uprawiali ziemię. Chcąc zostać rolnikiem kształcił się w technikum i na sprofilowanych studiach. Pracę zawodową rozpoczął w latach 70-tych w PGR. Wtedy zauważył, że im więcej chemii dostarcza się ziemi tym większe na nią zapotrzebowanie, a liczba chorób i chwastów wciąż wzrasta.
„Na początku lat 80-tych spotkałem Juliana Osetka – ekologa – praktyka oraz profesora Mieczysława Górskiego – największy autorytet w zakresie biodynamiki, którzy mówili o rolnictwie ekologicznym. To mi odpowiadało! Od 1985 roku zaczęliśmy w taki sposób uprawiać ziemię” – wraca do początków Mieczysław Babalski.
Dziś w skład rodzinnego gospodarstwa w Pokrzydowie wchodzi 8,5 ha, na których uprawiane są stare odmiany zbóż (orkisz, samopsza i płaskurka), stare odmiany owoców (jabłoni, czereśni, wiśni), warzywa. Ponadto Babalscy zajmują się hodowlą około 100 sztuk kur zielononóżek i perliczek oraz posiadają niewielką ilość była rasy polskiej czerwonej.
Mieczysław Babalski w swojej codziennej pracy kieruje się powiedzeniem: kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje. Cała rodzina żyje według rytmu, który wyznacza im natura. Harmonia to bowiem jeden z najważniejszych czynników pracy rolnika ekologicznego. Wielu może to zdziwić, ale gospodarz twierdzi, że szkodniki to strażnicy przyrody, a chwasty to zioła, które leczą glebę. Wszystko co się dzieje, co wyrasta z ziemi jest potrzebne. W gospodarstwie ekologicznym rolnik powinien się zastanawiać, dlaczego ten chwast wyrósł, jakie ma zadanie do spełnienia.
Ale w ekologii też nie chodzi o to, by pozostawić ziemię samą sobie. Dlatego też rolnik z Pokrzydowa w swoim gospodarstwie używa naturalnych środków, takich jak obornik, komposty, nawozy zielone czy te pochodzące od zwierząt hodowlanych. Jako metodę uprawy stosuje także płodozmian.
Powrót do przeszłości
Niektórych może dziwić, że przy tak rozwiniętym rolnictwie, ktoś powraca do starych odmian zbóż. Mieczysław Babalski swoją decyzję argumentuje tak: „nowe odmiany są bardziej podatne na choroby. Współpraca z Bankiem Genów pozwoliła nam na wprowadzenie starych gatunków zbóż, takich jak orkisz, samopsza czy płaskurka, które stały się lekarstwem na różne choroby. A w sadzie żal mi było, że nasze dzieci zamiast poznać smak tych starych, prawdziwych odmian owoców będą smakowały jedynie te nowe, upośledzone dodatkiem środków chemicznych, mające zawsze ten sam, nijaki smak”.
Uprawę starych gatunków zbóż Babalscy rozpoczęli w latach 90-tych, początkowo na małych poletkach doświadczalnych. Ze źródeł Muzeum w Brodnicy, udostępnionych przez dyrektora Mariana Marciniaka, dowiedzieli się, że pszenice orkisz i płaskurkę w tych rejonach, w dolinie Drwęcy, uprawiano już 4,5 tys. lat temu, o czym świadczą wykopaliska prastarych naczyń. Można więc powiedzieć, że to prawdziwy powrót do tradycji, historii i zwyczajów przodków.
„Pierwsze nasiona otrzymaliśmy z Niemiec. Początkowo zbiory były niewielkie, popełnialiśmy wiele błędów w agrotechnice” – wspomina Babalski. Rzeczywiście tych różnic w uprawie w porównaniu z pszenicą ozimą można odnaleźć dużo. Zaczynając już od siewu, do którego używa się nasion w plewach. Jak przekonuje gospodarz, siać można ręką, a następnie użyć płytkiego kultywatora czy siewnika z wałkami wysiewu do gruboziarnistych. W celach pielęgnacyjnych najlepiej jest przeprowadzić dwukrotnie wiosenne bronowanie. Nasiona zbiera się w łusce. Żeby je wydostać najlepiej przerobić bukownik od koniczyny lub użyć łuszczarki. Podobnie postępuje się przy oplewaniu płaskurki.
„Pszenicę płaskurkę uprawiamy od kilku lat, jej namnażanie zaczynaliśmy od 5 kg, teraz jest uprawiana w kilku gospodarstwach ekologicznych w kraju” – opowiada gospodarz. Jednak na produkty z płaskurki zapotrzebowanie jest dziś małe. Mąka z niej jest twardsza niż inne, szklista, a razowa ciemna i ciężka.
Inaczej sytuacja wygląda w przypadku orkiszu. Według danych gospodarza, obecnie uprawia się go na około 100 ha. Przeważa województwo kujawsko-pomorskie. To zboże plonuje od 1,5 - 3 t/ha, w zależności od gleby, przedplonu, agrotechniki i długości stażu gospodarstwa ekologicznego. Ale zapotrzebowanie na orkisz jest największe. Konsumenci poszukują mąki, kasz, makaronów i płatków, a plewy idealnie nadają się do wykonywania poduszek i materacy. „Cena produktów orkiszowych jest dwukrotnie większa, ale za to jakość jest nieporównywalna. Tylko świadomi konsumenci kupują te wyroby” – dodaje gospodarz.
Mieczysław Babalski podkreśla, że zboża mają magiczną moc. A orkisz jest tu swoistym liderem – jest tłusty, ciepły, delikatniejszy. O magicznych właściwościach tego zboża przekonana była już średniowieczna uczona, lekarka Hildegarda z Bingen, która prowadziła liczne korespondencje z papieżami, cesarzami, świętymi i teologami. Orkisz wzmacnia ciało, podobno nawet zapewnia pogodne usposobienie. Pomaga przy zmęczeniu, problemach z sercem i układem krążenia, wzmacnia odporność. Jego zalety można by wymieniać jeszcze długo. Na rynku dostępnych jest szereg produktów z orkiszu – chleb, makaron, płatki, kawa czy nawet piwo.
Z kolei najbardziej prymitywna pszenica – samopsza, jest korzystna dla chorych na celiakię, jest lekarstwem na choroby przewodu pokarmowego.
Niesamowicie brzmią w ustach Mieczysława Babalskiego słowa: „opisując różne zboża można powiedzieć, że żyto daje nam spokój wewnętrzny, pszenica energię słońca, jęczmień daje mądrość, a owies to płodność…”
Sposób na życie czy sposób na biznes?
Mieczysław Babalski, pytany o opłacalność swojego zajęcia odpowiada „jest to dobry sposób na życie – rolnik jest wolny, nie uzależniony od koncernów. Produkuje dla siebie i swoich znajomych. W rolnictwie ekologicznym zajęcie może odnaleźć cała rodzina. Ale ta forma rolnictwa jest trudna, musi ją zaakceptować każdy członek rodziny. Bo też jest to ciężka praca, do której nie każdy się nadaje. A z tak małego gospodarstwa ciężko jest się utrzymać…”.
I z tego między innymi powodu narodził się pomysł na stworzenie Wytwórni Makaronu BIO. Została ona założona w 1991 r. na bazie prowadzonego już wówczas certyfikowanego gospodarstwa eko. Zaczęło się od produkcji makaronu razowego, początkowo w niewielkiej ilości z pszenicy, potem z żyta i orkiszu. „W pierwszych latach musieliśmy szukać konsumenta. Jeździliśmy po całej Polsce, uczestniczyliśmy w kiermaszach, wystawach, dożynkach”. Początkowo w wytwórni pracowali tylko członkowie rodziny Babalskich, dziś zatrudnionych jest 11 osób. W pierwszych latach Wytwórnia przerabiała po kilka ton zbóż ekologicznych rocznie, teraz jest to około 700 ton przy stale zwiększanym asortymencie. Jak widać – rolnictwo i przetwórstwo ekologiczne jest nie tylko dobrym sposobem na życie, ale także na biznes.
95% produkcji trafia na rynek polski. Ale swoje mąki razowe, makarony, płatki, kasze, otręby, poduszki z plew gryki i orkiszu czy kawę orkiszową, rodzina pokazuje również za granicą. W środowisku krąży nawet anegdota, że Mieczysław Babalski zaskoczył makaronem spaghetti nawet Włochów! Kilkanaście lat temu w Norymberdze na targach BioFach producenci z tego kraju uważali, że żytni makaron to profanacja. „Dziś na włoskich stoiskach można znaleźć dużo tego typu wyrobów. Nagle okazało się, że makaron żytni stał się na świecie popularny!” – puentuje producent.
Produkty z Wytwórni Makaronu BIO trafiają do hurtowni, sieci i sklepów eko. Odkąd jak grzyby po deszczu powstały e-sklepy, część produkcji jest sprzedawana właśnie przez Internet. To jeszcze bardziej upowszechniło wyroby Babalskich i powoduje, że moda i zapotrzebowanie na produkty eko wzrasta.
Wytwórnia Makaronu BIO może się poszczycić wieloma nagrodami, odbieranymi między innymi z Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi, Ministerstwa Ochrony Środowiska, Agencji Rynku Rolnego i Marszałka Województwa Kujawsko-Pomorskiego. Mieczysław Babalski był także jednym z bohaterów kampanii resortu rolnictwa promującej rolnictwo ekologiczne.
Quo vadis?
Eksperci twierdzą, że tylko wysoka jakość i niepowtarzalność produktów zapewni ich wytwórcom silną pozycję na rynku. Produkty eko kosztują oczywiście więcej, ale też nigdy nie będą konkurować z tymi z najniższej półki cenowej. Bo konsument wybierając je, poszukuje naturalnych walorów smakowych i odżywczych, niczym niezmąconego smaku płynącego prosto z ziemi.
Osiągając już tak wiele, zdobywając tyle nagród i uznania, Mieczysław Babalski nadal pozostaje osobą skromną, pokorną wobec natury i wobec biznesu. I na pytanie – do dalej? – odpowiada „to wszystko zależy od naszych konsumentów”….
Milena Zacharzewska, Nowa Wieś Europejska, 114/2013