Co ja mam teraz dać zwierzętom?”
- pyta pan Krzysztof, pokazując szkody wyrządzone przez zwierzynę. Jego zarzuty odpiera Hubert Wojtkowski, członek zarządu koła „Safari”, uprawniony do szacowania szkód.
Rolnicy z Golejewa w powiecie rawickim domagają się od Koła Łowieckiego „Safari” z Chojna odszkodowania za straty, wyrządzone przez jelenie i dziki w kopcu z kiszonką kukurydzy. Zwierzęta w poszukiwaniu jedzenia uszkodziły okrywającą kopiec folię.
- Był tu zgromadzony ubiegłoroczny plon z 13 hektarów. Ćwierć kiszonki już spaśliśmy, ale reszta paszy powinna nam zostać jeszcze co najmniej do marca.
(…). Dostaliśmy pastucha z „Safari”. Myśliwi zaczepili też postrachy z ludzkimi włosami, ale skutek tego był mizerny - opowiada pan Krzysztof, rolnik z Golejewa. Wspólnie z żoną załamują ręce. Hodują kilkadziesiąt sztuk bydła mlecznego. - Dla nas to wielka strata. Jak nie oddamy danej kwoty mlecznej, to zapłacimy karę. A co ja mam dać jeść zwierzakom? Sfermentowanej kiszonki nie mogę dać krowom, bo zaraz mi się pochorują. Polecą mi też komórki somatyczne zawarte w mleku, które są miernikiem zdrowotności zwierzęcia - mówi pan Krzysztof. Z żalem stwierdza, że będzie musiał wziąć pożyczkę, by utrzymać całe stado.
Dlaczego rolnik nie zakopcował kiszonki w innym miejscu? - Niestety, nie mamy takiej możliwości. Wszystkie pola znajdują się przy lasach.
Z kolei, na ogrodzie przy domu mamy za nisko i tam ciągle jest grząsko. Nie da się tam wjechać traktorem - zaznacza pan Krzysztof. - Myśliwi sugerują, że kopiec jest za blisko lasu. Ale w przepisach nie jest dokładnie określone, ile to ma być. Nasz kopiec jest w odległości około 65 metrów - dodaje. Rolnicy nie podpisali też protokołu z szacowania szkód, ponieważ nie zgadzają się z zapisanymi w nim informacjami. - 2 czerwca mieli przyjechać oszacować szkodę. Kiedy przyjechali męża nie było, to pojechali do niego w pole. Spotkali się na moście, wręczyli mu już wypisany protokół, w którym napisali m.in., że odstępują od szacowania szkody z powodu niedziałającego pastucha i złego umiejscowienia kopca - wspomina żona pana Krzysztofa.
Zarówno rolnicy, jak i zarząd koła nawzajem oskarżają się o bagatelizowanie sprawy.
- Nie chcieli nam ogrodzić kopca, bo stwierdzili, że po co, skoro wielkiej szkody nie ma.
ANDRZEJ GERINGER DE OEDENBERG, rzeczoznawca i biegły sądowy z zakresu rolnictwa, specjalista w szacowaniu szkód wyrządzonych przez zwierzynę łowną w uprawach i płodach rolnych.
Wcześniej tego też nie robili, bo powiedzieli, że jak rok temu był spokój, to w tym też będzie. No i wyszło, jak wyszło - mówi pan Krzysztof. Jego zarzuty odpiera Hubert Wojtkowski, członek zarządu koła „Safari”, uprawniony do szacowania szkód.
- Mieli przyjechać po siatkę i tego nie zrobili. Potem tłumaczyli się, że nie mieli wtedy na to czasu, bo musieli zwieźć siano. I do kogo mają teraz pretensje? - dodaje Hubert Wojtkowski. - My mamy robić wszystko natychmiast, a oni zawsze mają czas - kontruje rolnik.
W Urzędzie Gminy w Pakosławiu odbyły się dwa spotkania mediacyjne, które nie przyniosły oczekiwanego skutku. Porozumienia, póki co, brak i sprawa swój finał znalazła w sądzie.
- W kodeksie cywilnym wyraźnie jest napisane, że jeżeli ktoś wyrządził szkodę lub jest odpowiedzialny za nią, powinien to albo w jakiś sposób wynagrodzić, albo za to zapłacić. Dla nas najlepiej by było, jakby nam zapłacili tonę za tonę. Uważam, że koło łowieckie powinno w pierwszej kolejności zapobiec szkodzie i dalszemu zniszczeniu, a w drugiej szkodę rozwiązać w jakiś sposób, a oni nic. Jak grodziliśmy kopiec siatką i zadzwoniłem, że mi jej zabrakło, to stwierdzili, że mi nie dadzą teraz, bo oni już mają długi weekend - twierdzi rolnik.
Według mnie, wina leży po stronie koła myśliwskiego.
Mieli dowody na to, że w tym gospodarstwie już wcześniej dochodziło do podobnych sytuacji. Koło zasłania się bardzo nieprecyzyjnym sformułowaniem w ustawie „Prawo Łowieckie”. Jest tam napisane, że nie należy się odszkodowanie za szkody, wyrządzone w stogach i kopcach w bezpośredniej odległości od lasu. Jednocześnie, nie jest tam sprecyzowane czy ta odległość to 50, 100 czy więcej metrów. Wykładnia ministra ochrony środowiska odsyła do decyzji sądu. Koło łowieckie powinno ogrodzić kopiec, czy dać potrzebne do tego materiały. To już zależy, jak się dogadają. Na ogół jest tak, że koło daje siatkę, a gospodarz we własnym zakresie ją zakłada. Wtedy jest spokój. Tu sprawa była łatwiejsza, bo kopiec nie był wielki na ileś tam hektarów, więc koszt ogrodzenia nie był aż taki znaczny.
Będąc na oględzinach, spotkałem się z przedstawicielami koła, którzy uparcie twierdzą, że nie będą płacić za tę szkodę. Podkreślali, że kopiec w takiej bliskości lasu był zachętą dla dzików. Uważam, że nawet, jakby był dwa kilometry od lasu, jak zwierzę chciałoby pójść do kopca, to by poszło. W swoim sprawozdaniu udokumentowałem, że cały kopiec jest poryty, a wiadomo, co to oznacza dla przechowywanego tam materiału. Jeśli dojdzie do tego tlen, pasza nie będzie nadawała się do skarmiania. Dla tych rolników to naprawdę jest problem. Hodują zwierzęta, mają umowy podpisane z mleczarnią, a jak ich nie dotrzymają, będą musieli zapłacić karę.
Honorata Dmyterko