Czasami lepiej kupić droższą paszę niż samemu ją zrobić.
Czy hodowcom zwierząt opłaca się kupować gotowe pasze, czy też sporządzać je samemu na bazie posiadanych zbóż? Odpowiedź na to pytanie nie jest aż tak łatwa. Na pewno wybór uzależniony jest od wielu czynników. Na początku należy zwrócić uwagę na to, jakiej rasy świnie posiada rolnik. – Jeżeli ma krzyżówkę wybitnie mięsną, to też musi inaczej żywić, aniżeli wtedy, kiedy ta genetyka jest średniej jakości, która nie gwarantuje wysokiego przyrostu mięsa – wyjaśnia Michał Bartz, główny specjalista ds. trzody chlewnej w Wielkopolskim Ośrodku Doradztwa Rolniczego w Poznaniu. Uważa, że przy hodowli 10-15 macior w cyklu zamkniętym, gdy rolnik w ciągu roku sprzedaje 200 tuczników, najlepszym rozwiązaniem będzie zakup koncentratu paszowego i mieszanie go ze zbożami z własnej produkcji, ale według zaleceń firmy. – Bardzo wielu rolników zwiększało skalę produkcji, a nie dokupiło ziemi. Wtedy, jeśli ma kupić zboże w niezbyt dużych ilościach, które jest teraz bardzo drogie, to kalkulując może mu wyjść, że nie opłaca się nabywać i zboża, i koncentratu paszowego, a kupić gotową paszę – tłumaczy specjalista. Producent powinien poradzić się fachowców z firmy, która zajmuje się sprzedażą karmy. – Może powiedzieć: chcę taką a taką paszę, gdzie przyrosty są bardzo szybkie. Wtedy firma, widząc, że rolnik chce osiągać takie wyniki, może zaproponować inne rozwiązanie – wyjaśnia. Hodowca będzie mógł uzyskać karmę dla świń wysokiej rasy, w której znajdują się enzymy paszowe, zakwaszacze, probiotyki itp. - Ale to kosztuje. Może się okazać, że przy dobrej genetyce będzie się opłacało kupno tej drogiej paszy, ale jej zużycie wyjdzie 2,6 kg na 1 kilogram przyrostu masy ciała – podkreśla Michał Bartz. Zwraca jeszcze uwagę na to, że rolnik, chcąc osiągać bardzo dobre wyniki tuczu, powinien współpracować z lekarzem weterynarii. – Dzisiaj połowa sukcesu tkwi w zabezpieczeniu zwierząt przed chorobami. Najczęściej mniejsi producenci to odpuszczają, bo inaczej jest, jak grupa producencka załatwi sobie lekarza weterynarii, który będzie obsługiwał gospodarstwo. Wiadomo, że chodzi o koszty – mówi specjalista.
Jeśli jednak rolnik zdecyduje się na własną produkcję pasz, to może kupić półprocentową mieszankę mikroelementów z witaminami oraz aminokwasy, np. lizynę, metioninę i treoninę. – Do tego mieszają kredę, fosforan, sól - wymienia Michał Bartz. Hodowca, robiąc karmę od podstaw, musi jednak spełnić takie wymogi, jak wytwórnia pasz. - To jest tyle dokumentów, pozwoleń, że wątpię w to, aby któryś rolnik, nawet bardzo duży, za to się wziął. Musiałby jeszcze zatrudnić osobę z uprawnieniami – mówi specjalista. Od 2003 roku nie wolno też stosować stymulatorów wzrostu. Rolę tę spełniają wyciągi czy olejki roślinne lub dodatki ziół. Michał Bartz podkreśla jednak, że rolnik, który uprawia rośliny motylkowe, może kupować mniej mieszanek uzupełniających. Dzięki temu oszczędzi.
W trochę lepszej sytuacji są hodowcy, którzy rocznie sprzedają po kilka tysięcy tuczników. – Oni nie kupują pasz w hurtowni, gdzie worek kosztuje ze sporym zyskiem dla tego hurtownika, tylko ściągają bezpośrednio z importu. Temu bardzo dużemu producentowi może się opłacać samemu robić paszę. Najczęściej ten hodowca ma odpowiednie wykształcenie w tym zakresie lub z kimś współpracuje – opowiada Michał Bartz. Takiemu producentowi opłaca się również kupić surowce białkowe i zboże po korzystnej cenie tuż po żniwach i przechowywać w silosach. Hodowca, chcąc jednak przygotowywać żywność dla zwierząt, musi mieć odpowiednie urządzenia. – Maszyny mieszające muszą być precyzyjne, żeby prawidłowo wymieszać. Bo do bydła np. żywe aktywne drożdże, to jest 0,5 grama na krowę dziennie, czyli w paszy są to wielkości promilne, nawet 10 gram na tonę paszy. Nie każdy to potrafi – podkreśla specjalista.
Anetta Przespolewska
Źródło
"Wieści Rolnicze"
http://www.wiescirolnicze.pl