Rozmowa z Markiem Sucholińskim, rolnikiem z Chojna (powiat rawicki), bohaterem jednego z odcinków TVN-owskiego programu „Rozmowy w toku”
Masz 37 lat i nadal jesteś kawalerem. Dlaczego?
Sam nie wiem. Tak się jakoś życie ułożyło.
Z tego też powodu stałeś się bohaterem jednego z odcinka TVN- -owskich „Rozmów w toku” pt. „Rolnik szuka żony”?
To był przypadek. Jednego wieczoru przyjechała do mnie ekipa z telewizji. Podobno byli też w Słupi Kapitulnej i Szymanowie. Ktoś ich przysłał do Chojna, do 50-letniego rolnika, który też nie ma jeszcze żony, ale ten stwierdził, że jest za stary na takie rzeczy i odesłał ich do mnie.
Od razu zgodziłeś się na udział w programie czy musieli cię długo przekonywać?
Początkowo nie chciałem brać w tym udziału, ale po kilku wizytach jednak mnie namówili. W sumie w rozmowach z Ewą Drzyzgą brało udział jeszcze trzech rolników.
To był twój telewizyjny debiut. Chyba sam nie wiedziałeś, czego się możesz spodziewać.
Chyba tak. Od 6.00 rano w niedzielę towarzyszyły mi w pracy kamery. Z tego zmontowany był zwiastun odcinka. By wziąć udział w nagraniu, ekipa przyjechała po nas do Chojna, zawieźli nas do Krakowa i potem odwieźli z powrotem do domu. Źle chyba nie wyszło, chociaż dużo było wycięte z tego, co było wcześniej nagrane. Spotkaliśmy tam dużo fajnych ludzi. Przywieźliśmy stamtąd wspaniałe wrażenia.
W programie wystąpiłeś razem z mamą. Skąd taki pomysł?
To wyszło ze strony dziennikarzy. Mama to odważna kobieta i przystała na to bardzo chętnie. Nagranie nałożyło się też z jej pobytem w klinice w Poznaniu, ale z powodu wyjazdu do Krakowa, profesor wypuścił ją wcześniej do domu.
Nie myślałeś, by w ostatniej chwili zrezygnować z występu przed kamerami?
Przed nagraniem musieliśmy podpisać umowę. W przypadku rezygnacji z udziału w programie, musieliśmy zapłacić karę finansową. Powiem jeszcze, że w Krakowie mieliśmy zapewnione wyżywienie i zakwaterowanie w hotelu. Z tego ostatniego nie skorzystaliśmy, bo nie możemy sobie pozwolić na to, żeby nas nie było w domu przez dwa dni. Nie ma nas tu kto zastąpić.
Po emisji „Rozmów w toku” był jakiś odzew ze strony płci przeciwnej?
Odezwała się do mnie jedna dziewczyna spod Krakowa.
Dojdzie do spotkania?
Jeszcze nie wiem. Zobaczymy.
Wystąpiłbyś ponownie przed kamerami?
Podobno ma być nagrywana jeszcze druga część programu, ale chyba już nie ze mną. Mają w nim uczestniczyć rolnicy, którymi zainteresuje się najwięcej dziewczyn. Wydaje mi się, że ten czwarty zbierze najwięcej laurów.
Naprawdę uważasz, że rolnikowi trudno jest znaleźć żonę?
Sam nie wiem. Może mi to tylko tak wychodzi. Miałem dziewczynę z Sobiałkowa, z którą chodziłem półtora roku. Niestety nam nie wyszło, bo ona też ma swoje gospodarstwo i w końcu nasze drogi się rozeszły.
I potem już nie było żadnej innej?
Poznałem niedawno dziewczynę z Głogowa. Ma syna i dla mnie to akurat nie byłby problem, ale będąc u mnie stwierdziła, że wszystkiego mam za dużo. Za dużo bydła, za dużo świń i za dużo ziemi. Jak zobaczyła, ile tego jest, to widziało jej się za wiele, chociaż do pracy była bardzo chętna. Próbowałem umówić się też z jedną z dziennikarek przygotowujących program, ale nie była zainteresowana. Czuła się tu, jak u siebie w domu. Sama też pochodzi spod krakowskiej wioski. Taka swojska dziewucha.
A kobieta w gospodarstwie zawsze się przyda...
Pewnie. We dwoje zawsze lepiej się robi. Sam mam 16 hektarów własnej ziemi i jeszcze kilka dzierżawię. Specjalizuję się w hodowli bydła mlecznego i opasowego. W sumie mam ich okoł o 50 sztuk. Produkuję prawie 7 tys. litrów mleka miesięcznie i hoduję trzodę chlewną. Dzień zaczynam około 5.00, a kończę najczęściej o 20.00. Dziennie na pracę w obejściu muszę poświęcić 6 godzin - trzy rano i trzy wieczorem. Do tego trzeba doliczyć jeszcze choćby wyjazdy w pole. Niestety na pomoc schorowanych rodziców już nie mogę liczyć. Samemu jest naprawdę cholernie ciężko. Mama przygotuje tylko posiłki. Trochę posprząta, ale dużo rzeczy jest na mojej głowie. Mimo wszystko uważam, że nie można narzekać i trzeba być optymistą. Może wreszcie trafię na swoją połówkę. Póki co radzisz sobie w pracach w gospodarstwie.
Poradziłbyś sobie też z tzw. babskimi pracami? Potrafiłbyś na przykład ugotować obiad?
Nie mam problemu z przygotowaniem obiadu. Spokojnie dam sobie radę. Jestem bezproblemowy - jak nie ma obiadu, to sam zrobię jakąś jajecznicę czy naleśniki z serem waniliowym. Bardzo lubię też spaghetti i domowe wypieki. Niestraszne też mi są odkurzacz czy pralka. Z zawodu jestem ślusarzem, ale sam też położę elektrykę czy glazurę, a nawet naprawię traktor. Niestety, na część z tych prac po prostu nie ma czasu. Rozmawiała Honorata Dmyterko