Od momentu wstąpienia Polski do Unii Europejskiej poczciwe Ursusy C330 czy C360 to coraz rzadszy widok. Rolnicy, dzięki dopłatom, doglądają dziś gospodarstw, pól i sadów z wygodnych klimatyzowanych kabin Jon Deere, New Holland czy Deutz-Fahr, na których zakup pozwalają dotacje unijne. Pojazdy te kosztują czasem setki tysięcy złotych i są łakomymi kąskami dla złodziei, bo rynek wciąż potrzebuje części zamiennych, a inni rolnicy tańszych maszyn – nie zawsze pochodzących z legalnego źródła.
Cenniki ciągników rolniczych wysokiej klasy spokojnie mogą być porównywane z broszurami samochodowych marek premium. Skórzana tapicerka, podgrzewane fotele, klimatyzacja, automatyczna skrzynia biegów, sterowanie radiem z poziomu kierownicy to dziś w „traktorach” praktycznie standard. Wielu dobrze zarabiających rolników chce doglądać swojego interesu, korzystając z najnowocześniejszych narzędzi. Czasy, w których – czy deszcz, czy słonce – codziennie trzeba było wsiadać na pozbawioną kabiny „trzydziestkę” powoli mijają.
Kiedyś by ukraść ciągnik, trzeba było się namęczyć. Odpalenie pojazdu było tak głośne, że nie tylko budziło psy, koty i właściciela, ale i jego samego. A ten miewał za łóżkiem śrutówkę lub karabin pamietający jeszcze II wojnę światową (z „wylatającym zamkiem”, jak w filmach o Kargulu i Pawlaku). Dziś złodziej radzą sobie z fabrycznymi zabezpieczeniami, a ze względu na duży zysk z ukradzionego ciągnika o wartości np. 150 tys. zł, angażują w proceder lawety, podnośniki i ciężarówki.
Pod koniec zeszłego roku polska policja zatrzymała grupę zajmującą się kradzieżą maszyn rolniczych. Śledczy zidentyfikowali 72 pochodzące urządzenia i pojazdy o wartości ponad 24 mln zł! To dowód popytu na sprzęt pochodzący z nielegalnego źródła. Tym bardziej, że wiele ciągników rzadko opuszcza tereny gospodarstwa, przez co nie rzucają się w oczy. O ile od czasu do czasu policjantom udaje się na ulicy zidentyfikować kradziony samochód, będący już własnością kogoś innego, o tyle ofiary paserów jeżdżące maszynami rolniczymi rzadko są kontrolowane przez patrole.
Utrata pojazdu dofinansowanego ze środków unijnych to duży problem. Wiąże się z określoną w prawie procedurą zgłoszenia kradzieży, wymaga złożenia wielu dokumentów i jest czasochłonna. To sytuacja, kiedy rolnik w zasadzie tylko przegrywa. Zostaje bez pojazdu i zwykle z problemem braku możliwości zakupu kolejnego. Kradzież jest trudna do wykrycia, a odzyskanie maszyny prawie niemożliwe. Jedyną szansę dają odpowiednie systemy lokalizacji pojazdów, które nie tylko umożliwią namierzenie skradzionego ciągnika, ale również pozwolą lepiej optymalizować koszty.
– Popularne moduły GPS/GMS oferowane przez różnych producentów podpowiadają, gdzie znajduje się pojazd, ile paliwa zużywa, jakie odległości pokonuje. Ostrzegają również o bezprawnym odpaleniu czy użytkowaniu poza np. obrębem gospodarstwa. To istotne wskazówki, które pozwalają lepiej zarządzać sprzętem czy pracownikami. Jednak systemy te mają jedną ogromną wadę – w przypadku kradzieży są poddane na zagłuszanie z pomocą urządzeń powszechnie stosowanych przez złodziei – zauważa Dariusz Kwakszys, IT Manager w firmie Gannet Guard Systems.
– Jedynym rozwiązaniem, które daje możliwość nadzoru i monitorowania pojazdu oraz pewność jego odnalezienia w momencie kradzieży jest monitoring wykorzystujący zarówno sygnał GPS/GSM, jak i radiowy – dodaje ekspert z Gannet Guard Systems.
Systemów wykorzystujących dedykowane sygnały radiowe nie da się w zasadzie zagłuszyć. Zdolny jest do tego w zasadzie jedynie niezwykle skomplikowany sprzęt będący na wyposażeniu… wojska. – Złodzieje nie mają dziś dostępu do tego typu urządzeń. W chwili zgłoszenia kradzieży, gdy okaże się, że nie można zlokalizować pojazdu dzięki sygnałom GPS/GSM, do gry wchodzą jednostki poszukiwawcze wyposażone w aparaturę radionamierniczą. Umożliwia ona zlokalizowanie aktywnego modułu, a tym samym pojazdu, z dokładnością do kilku centymetrów. Wówczas firma zabezpieczająca maszynę podaje koordynaty policji, która odzyskuje pojazd – podsumowuje Dariusz Kwakszys.
To sytuacja, w której zwycięzcą jest poszkodowany rolnik, a nie oprawca. Najczęściej złodzieje wpadają przy okazji na gorącym uczynku, a sprzęt nienaruszony wraca w ręce prawowitego właściciela.