Wywiad z Justyną Sówką, delegatką Wschowskiej Rady Powiatowej LIR. Pani Justyna prowadzi gospodarstwo w Górczynie z mężem Kazimierzem, mają czworo dzieci. W tym roku piastowali funkcję Starostów Dożynek w swojej miejscowości.
Rolniczy Puls: Proszę opowiedzieć o początkach gospodarstwa. Czy jest to ziemia przekazana przez rodziców któregoś z Państwa?
Justyna Sówka: Nie, mąż rozpoczął gospodarstwo sam. Jego rodzice mieli gospodarstwo, ale on upatrzył sobie to mieszkanie razem z przylegającym polem i kupił je jeszcze za czasów kawalerskich. Tak się zaczęło. Mamy ok. 30 ha własnej ziemi i dzierżawimy jeszcze 26 ha, głównie od okolicznych właścicieli.
R. P.: Myślą Państwo o wykupie dzierżawionej ziemi?
J. S.: Chcielibyśmy, ale u osób prywatnych cena jest tak wysoka, że nie zdecydujemy się na zakup. A działka, którą dzierżawimy od ANR leży na trasie planowanej drogi i nie ma zgody na jej sprzedaż.
R. P.: Co Państwo uprawiają?
J. S.: Główne uprawy to jęczmień, pszenica i rzepak. W tym roku ze względu na obowiązkowe praktyki Zazielenienia posialiśmy oprócz rzepaku łubin – ok. 2 ha i 1,5 ha soi na próbę.
R. P.: Mają Państwo jakichś sprawdzonych odbiorców rzepaku, może kontrakt?
J. S.: Rzepak jest zakontraktowany, a zboża przechowujemy we własnym zakresie, czekając na odpowiednią cenę. Wtedy sprzedajemy albo do Leszna albo do Wschowy. Mamy duży magazyn, kilka lat temu kupiliśmy popegeerowski folwark od ANR.
R. P.: Jakiej klasy są to gleby?
J. S.: Z tyłu, bezpośrednio za domem są piaski, a poza tym III i IV klasa.
R. P.: Czy są Państwo zadowoleni są z plonów?
J. S.: Generalnie tak, ale w tym roku nie do końca, jęczmień dał tylko 3,5 t z hektara. Panuje susza, pszenica na polach już jest żółta, ale w środku niedojrzała. Na dodatek wdała się choroba i wszystko usycha, począwszy od korzenia.
R. P.: Czy w gospodarstwie utrzymywany jest żywy inwentarz?
J. S.: Tak, w tym roku zaczęliśmy hodowlę duńskich świń, kupiliśmy ich 145. Niestety borykamy się z problemami zdrowotnymi w stadzie, mimo interwencji weterynarza. Mamy jeszcze 100 sztuk polskich świń. Zwierzęta są hodowane oddzielnie, w budynkach byłego folwarku. Na rynku jest problem z prosiakami, ciężko jest kupić na raz ich większą ilość, żeby je w jednym czasie sprzedać i móc wyprzątnąć budynki gospodarcze. Trzeba przecież zdezynfekować obory, żeby się ustrzec przed chorobami, wybiałkować chlewnię. W okolicy brakuje jednak prosiaków. Próbowaliśmy też hodować konie – mieliśmy dwie sztuki, to był pomysł męża, ale to głównie ja musiałam się nimi zajmować. Sprzedaliśmy je po krótkim czasie. Mieliśmy też kozę, na mleko, kiedy dzieci były małe.
R. P.: Czy mają Państwo wykształcenie rolnicze?
J. S.: Ja skończyłam szkołę ogrodniczą, mimo, że chciałam być krawcową. Mąż jest z zawodu ślusarzem, ale wychował się w rolniczej rodzinie.
R. P.: Jak w takim razie odnajduje się Pani w pracy ze zwierzętami?
J. S.: Nie ma przy tym tak dużo pracy, jak mogłoby się wydawać. Ja przy zwierzętach prawie nie pracuję. Mamy dwa śrutowniki, które sypią paszę bezpośrednio do paśników, woda też jest doprowadzona. Ułatwiamy sobie pracę.
R. P.: Jak wygląda park maszynowy w gospodarstwie?
J. S.: Korzystając z bankowego kredytu dla młodych rolników kupiliśmy dwa ciągniki, przyczepę i agregat uprawowo – siewny. W ramach kredytu zakupiliśmy też pług.
R. P.: Jak wyglądają działania na rzecz środowiska w gospodarstwie?
J. S.: W zeszłym roku założyliśmy solary, które ogrzewają wodę. Skorzystaliśmy z dofinansowania do ich zakupu. Jesteśmy bardzo zadowoleni z działania instalacji. Mamy też piecyk na pellet i bardzo dobrą izolację domu.
R. P.: Czy zdarzają się szkody łowieckie?
J. S.: U nas niekoniecznie, szkody mogłyby być tylko w ziemniakach, a mamy ich niedużo, na własne potrzeby. Planujemy posiać kukurydzę, ale inni rolnicy nas przestrzegają. Dopóki kukurydza nie wzejdzie, to muszą jej pilnować, bo wszystko dziki wyjadają. Wiele razy mówiłam, żeby zgłosili szkodę, ale według nich się nie opłaca.
R. P.: Czy poza byciem Członkiem Wschowskiej RP LIR sprawuje Pani jakieś funkcje społeczne?
J. S.: Jestem w radzie sołeckiej. Staram się też pomagać przy organizacji wiejskich imprez: Dnia Kobiet, Dożynek.
R. P.: Jak Pani aktualizuje wiedzę rolniczą?
J. S.: Prenumerowaliśmy gazety rolnicze, teraz Top Agrar i korzystamy z Internetu. Jeśli chodzi o środki ochrony roślin, to pomoc otrzymujemy od sprzedawcy ze sklepu, w którym się zaopatrujemy.
R. P.: Jak ocenia Pani politykę rolną Państwa?
J. S.: Rolnicy cierpią z powodu embarga rosyjskiego, dochody spadły, rolnicy trzymają świnie przez cały rok, mimo, że to się nie opłaca. Skup interwencyjny wpłynął negatywnie na ceny.
R. P.: Czy synowie przejawiają chęć do pracy w gospodarstwie?
J. S.: Starszy syn pracuje w wyuczonym zawodzie – jak tata został ślusarzem. Do gospodarki go nie ciągnie, ale kiedy trzeba, pomaga.
R. P.: Udaje się Państwu wyjechać na wakacje?
J. S.: Przez ostatnich kilka lat nie, ale w tym roku możemy w końcu odpocząć kilka dni. Jedziemy nad morze, na Wolin, przy okazji odwiedzimy rodzinę.
R. P.: Kto wtedy zajmie się gospodarstwem?
J. S.: Brat męża nam pomaga, a starszy syn pracuje i zostaje w domu, więc nakarmi psa i kota. Paszę dla świń można przygotować na zapas na kilka dni, więc to nie jest problem.
R. P.: Czy uważa Pani, że wybór rolnictwa był dobrym wyborem?
J. S.: Tak, dzięki pomocy maszyn jesteśmy w stanie bez problemu sami gospodarować. Raz plony są lepsze, raz gorsze, ale nie żałujemy swojego wyboru.
R. P.: Dziękuję za rozmowę.
Źródło
Lubuska Izba Rolnicza
http://lir.agro.pl/