Przedstawiamy Państwu gospodarstwo pana Marka Wróbel-Chomicz z Pietrzykowa, gmina Lipinki Łużyckie, powiat żarski oraz jego córki Ilony Wróbel-Chomicz, która prowadzi własne gospodarstwo. Pani Ilona jest pierwszą kadencję w strukturach Izb Rolniczych oraz pracuje, jako doradca w LODR w Kalsku w Powiatowym Zespole Doradztwa Rolniczego w Żarach z/s w Lubsku.
Proszę opowiedzieć jak rozpoczęła się Pana przygoda z rolnictwem
p. Marek: Razem z rodzicami mieszkaliśmy tu w Pietrzykowie. W wieku 18 lat otrzymałem 1,80 ha i tak zaczęła się przygoda z rolnictwem. Po ślubie wraz z żoną na tak małej powierzchni próbowaliśmy wszystkiego od chowu nutrii, owiec, trzody a kończąc na bydle. Po drodze natrafialiśmy na różne trudności, ale byliśmy wytrwali, nie poddawaliśmy się i dążyliśmy małymi krokami, przez ciężką pracą i z dużym poświęceniem, do powiększenia naszego gospodarstwa i hodowli. Stopniowo zaczęliśmy powiększać areał, najpierw dzierżawiliśmy, a potem zaczęliśmy dokupywać ziemie.
Aktualnie wspólnie z córką posiadam 160 ha. Pracy jest bardzo dużo i najgorsze, że jest to praca ciężka a niedoceniana. W gospodarstwie pomagają mi moje dzieci Ilona, Karina, Joanna i Mateusz. Ilona pracuje w PZDR w Żarach z/s w Lubsku, Joanna studiuje we Wrocławiu na Uniwersytecie Przyrodniczym na kierunku Rolnictwo i w przyszłości też zamierza prowadzić wspólnie ze mną gospodarstwo, Karina mieszka w Żarach jednak większą część czasu przebywa w domu rodzinnym. Mateusz mieszka z nami. U nas jest bardzo dużo pracy. Były lata, w których gościliśmy w swoimi gospodarstwie na praktykach uczniów z Francji. Mieszkali w pobliskim Starym Folwarku, a u mnie odbywali praktyki. Muszę przyznać, że byli to młodzi ludzie, ale bardzo zainteresowani tym jak funkcjonuje polskie rolnictwo. Teraz rzadko się zdarza taka pasja wśród młodzieży. Jestem dumny z tego, że moje dzieci interesują się pracą
w gospodarstwie i pragną razem ze mną kontynuować plany, których żona nie zdążyła zrealizować.
Widząc jaka to ciężka praca w rolnictwie skąd u Pani chęć prowadzenia gospodarstwa?
p. Ilona: Wychowałam się w rolnictwie. Dla mnie to jest normalne życie. Mama przed swoją ciężką chorobą bardzo chciała, abym została doradcą i pracowała w LODR i od tego momentu zaczęłam coraz bardziej interesować się funkcjonowaniem i strukturą gospodarstwa. To prawda rolnictwo to ciężka i niedoceniana praca, ale rodzice tyle włożyli serca i poświęcenia w rozwój gospodarstwa, że pewnie ani ja ani nikt z rodzeństwa nie byłby wstanie zostawić czy sprzedać gospodarstwa. Nie wyobrażam sobie innego życia jak właśnie tutaj.
Jaka jest specjalizacja gospodarstwa?
p. Marek: Gospodarstwo wyspecjalizowane jest głównie w hodowli bydła mięsnego i mlecznego. Obecnie utrzymywane jest 170 sztuk bydła, z czego 100 szt. to bydło mleczne rasy HF, pozostałe 70 szt. stanowi bydło mięsne rasy LM. Prowadzimy specyficzny rodzaj hodowli, bo nasze krowy trzymamy na dworze przez cały rok. Z początku ludzie dziwili się tego typu rozwiązaniom, ale wbrew pozorom bydło bardzo dobrze znosi mrozy i zimę. Zauważyliśmy, że mniej choruje. O wiele gorsze dla bydła jest lato i upał. Osobno trzymamy też odsadki, które sprzedajemy, a chętnych nie brakuje.
Jak wygląda opłacalność produkcji? Czy jest problem ze zbytem?
p. Marek: Opłacalność zawsze mogłaby być lepsza. Jeżeli chodzi o sprzedaż mleka to miesięcznie sprzedajemy ok. 40 tys. litrów. Początkowo odstawialiśmy je do Żar. Obecnie odbiorcą mleka jest niemiecka firma Muller, mleko odbierane jest, co drugi dzień. Niestety muszę przyznać, że współpraca z nim jest lepsza niż ze Spółdzielnią w Żarach. Nie ma tego problemu, co wcześniej, że za każdym razem była inna cena skupu, a mleko miało inne parametry. Teraz współpraca jest bardzo dobra i nie narzekam na sprzedaż mleka. Co do bydła mięsnego to odsadki sprzedajemy rolnikom i nie tylko
z najbliższej okolicy, tak jak wspomniałem wcześniej chętnych jest wiele.
p. Ilona: Pamiętam jak byłam dzieckiem i tata woził w kankach w bagażniku mleko. Często razem z nim jechałam sprzedać je do Lubanic tam właśnie mieściła się rozlewnia. Wtedy samochody nie były klimatyzowane. To były trudne czasy.
Co Państwo uprawiają na tak dużym areale?
p. Marek: Rokrocznie pod uprawę kukurydzy przeznaczamy 30-40 ha z przeznaczeniem na kiszonkę dla bydła. Na około 50 ha siejemy pszenżyto na 10 ha uprawiany jest łubin na 12 ha groch, na 10 ha owies, pozostałe grunty zajmują trwałe i obsiewane na gruntach użytki zielone. Siejemy wszystko, co jest potrzebne dla naszych zwierząt. Jesteśmy pod tym kątem samowystarczalni, dokupujemy jedynie mikroelementy potrzebne do wzbogacenia pasz własnych.
Jaka jest bonitacja gleb?
p. Marek: Mamy bardzo słabe gleby. Praktycznie klasa IV, V i VI. Ale dzięki zabiegom agrotechnicznym otrzymujemy dość dobre plony. Nawozimy nasze gleby obornikiem od krów i w ten sposób podnosimy, jakość i wydajność gruntów.
A ludzie nie narzekają na przykre zapachy?
p. Marek: Niektórzy narzekają, ale taki jest urok życia na wsi. Zresztą my mamy dobrze zbilansowaną paszę, a jak jest dobra pasza to i zapachy nie są intensywne.
Czy duże straty ponieśli Państwo w ubiegłorocznej suszy?
p. Marek: Drugi i trzeci pokos traw był bardzo słaby porównując z ubiegłymi latami, przez co zapasy pasz objętościowych są mniejsze.
Jak Pan sobie radzi z problemem szkód łowieckich? Czy są problemy z szacowaniem szkód łowieckich?
p. Marek: Na naszym terenie działa Koło Łowieckie „Leśnik” z Lipinek Łużyckich. W ostatnim czasie zmienił się Zarząd Koła i musze przyznać, że sytuacja poprawiła się. Wiadomo, zawsze każdy ciągnie w swoją stronę. Rolnik chce jak najwięcej za poniesione straty, a Koło chce dać jak najmniej. Ale jest możliwość dialogu z Kołem, przyjeżdżają na szacowanie i staramy się współpracować, rozmawiać. Wcześniej, niestety sprawy przeważnie kończyły się w sądzie. Teraz jest dialog i myślę, że nasza współpraca rozwija się w dobrym kierunku. Ja jako rolnik staram się ograniczyć szkody w uprawach grodząc je siatką leśną, w czym pomagają mi koła łowieckie.
Jak Pan ocenia to, co się dzieje teraz ze sprzedażą ziemi?
p. Marek: Powiem tak dla jednych dobrze, dla drugich niedobrze. Mnie osobiście dotknęło zablokowanie tej ustawy. Już byłem umówiony z notariuszem na wykup działki, którą dzierżawię. Wszystko było już na ostatniej prostej, ale niestety nie udało się. Dosłownie kilka godzin przed podpisaniem dokumentów dowiedziałem się, że nic z tego. Co będzie dalej, zobaczymy w maju.
Kto prowadzi księgowość w gospodarstwie?
Ilona: Tata wykonuje ciężką prace, a ja zajmuje się całą dokumentacją naszego gospodarstwa.
Jakim parkiem maszynowym Państwo dysponują?
P. Marek: Mamy bardzo duży park maszynowy. Praktycznie jesteśmy samowystarczalni. Niezbędną maszyną w gospodarstwie jest ładowarka teleskopowa JCB, którą wykonujemy większość prac. W 2015 zakupiliśmy nowy kombajn zbożowy New Holland. Kolejnym planem, który udała nam się zrealizować był zakup wozu paszowego firmy Sano, który ułatwia nam prace przy zadawaniu pasz dla bydła.
Czy korzystali Państwo ze środków unijnych?
p. Marek: Tak. Ilona, jako młody rolnik skorzystała ze środków na zakup ziemi. A ja z projektu pn.: ,,Restrukturyzacja produkcji mleka poprzez zakup maszyn rolniczych” współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach ,,Modernizacja gospodarstw rolnych”. Wymieniliśmy w ten sposób większość maszyn i zakupiliśmy nowy ciągnik rolniczy John Deere, agregat- uprawowo-siewny, rozrzutnik obornika, przetrząsarkę, kosiarkę dyskową itp.
Pamiętam jak złożyliśmy pierwszy wniosek na zakup ciągnika oraz prasy, maszyny już przyjechały a okazało się, że nie otrzymaliśmy tego wsparcia finansowego. Musieliśmy sobie z tym inaczej poradzić. Ale udało się. Maszyny są już spłacone i możemy powiedzieć, że są nasze.
Jakie jeszcze inwestycje powstają w gospodarstwie?
P. Marek: Staramy się ciągle inwestować w gospodarstwo. W planach mamy jeszcze wybudowanie hali udojowej, która ułatwi nam pracę.
Jakie mają jeszcze państwo hobby?
p. Marek: Każdy z nas ma dodatkowe hobby. Ja aktualnie jestem przed kursem na myśliwego, wieczorami zasiadam przed książkami i się uczę. Natomiast pasją mojego syna są konie. Mamy sześć koników, którymi zajmuje się Mateusz. Córka Karina natomiast piecze wyśmienite ciasta i torty. Od dziecka uwielbiała lepić w plastelinie a teraz robi różne cuda z mas cukrowych i kremów. Mieszka w Żarach, ale większość czasu spędzają u nas, ponieważ jej synek Dominik podobnie jak Mateusz, jest zakochany w konikach i gospodarstwie. Bardzo często mówi: „dziadziuś to wszystko będzie kiedyś moje, będę tobie pomagał”.
p. Ilona: Moim hobby jest projektowanie ogrodów i florystyka. Mam co prawda mało czasu na oddanie się swoim zainteresowaniom. Ukończyłam w 2015 r. Studia Florystyka na Uniwersytecie Rolniczym w Krakowie i powoli staram rozwijać swoją pasję. W kwietniu będę brała udział we Florystycznych Mistrzostwach Polski…
Na koniec jeszcze mam takie pytanie czy uważa Pan, że to dobry pomysł połączyć rolnictwo z myślistwem?
p. Marek: Myślę, że tak. Robię to przede wszystkim po to, aby dopilnować swoje pola. Zatem połączę przyjemne
z pożytecznym.
Dziękuję za rozmowę
Anna Słowik
GALERIA:
Źródło
Lubuska Izba Rolnicza
http://lir.agro.pl/