Interpelacja w sprawie ubezpieczeń rolnych
Obecnie ubezpieczenia rolne są przez rolników postrzegane jako skomplikowane i trudne technicznie. Panuje przekonanie, że nieprzewidywalność pogody w zasadzie stawia sensowność ubezpieczeń upraw pod dużym znakiem zapytania ze względu na wysokie ceny narzucane przez ubezpieczalnie. Konieczność odrębnego ubezpieczenia upraw od suszy, gradu, deszczu nawalnego i tak dalej sprawia, że produkcja może stać się nieopłacalna.
W roku 1947 wydano dekret o obowiązkowym ubezpieczeniu budynków od ognia. W 1951 roku wprowadzono obowiązkowe ubezpieczenia upraw od gradu. 5 lat później poszerzono to ubezpieczenie o ochronę od powodzi. Obowiązkowo ubezpieczano kukurydzę, żyto, jęczmień i pszenicę. W roku 1954 obowiązkowym ubezpieczeniem objęto konie i bydło.
Do roku 1990 całe mienie wchodzące w skład danego gospodarstwa rolnego było już na mocy prawa obowiązkowo ubezpieczone w Państwowym Zakładzie Ubezpieczeń. Szacuje się, że ponad 90% rolników było wówczas ubezpieczonych. Jako że stawki ubezpieczeniowe liczono na podstawie aktualnych cen kwintala żyta – były one bardzo niskie.
Natomiast po roku 1990 na mocy prawa obowiązkowemu ubezpieczeniu podlegały budynki rolnicze, a także OC rolników. Wszystkie pozostałe ubezpieczenia stały się ubezpieczeniami dobrowolnymi. Ceny ubezpieczeń osiągnęły bardzo wysoki poziom. Rolnik nie jest w stanie ubezpieczyć się od wszystkiego, ponieważ po prostu go na to nie stać. Skutkiem był mały poziom ochrony ubezpieczeniowej zwierząt i upraw. Bardzo niski stopień ubezpieczania się w rolnictwie uwidoczniły susze z lat 1992, 2006 i 2008, a także powodzie z lat 1997 i 2010.
Trzeba pokreślić także inny bardzo ważny aspekt tej sprawy. Otóż praktyka pokazuje, że bardzo trudno jest rolnikowi ubezpieczyć się na wypadek suszy. Jeśli nawet to się uda, to ubezpieczyciel wypłaca odszkodowanie, gdy zostanie ogłoszona susza, a dzieje się to na podstawie klimatycznego bilansu wodnego, przy czym jego wskaźniki są zbyt restrykcyjne. Sytuacja na polach uprawnych jest trudna z powodu suszy, a jednak według biurokratycznych wskaźników jej nie ma. Nasuwa się zatem zasadne pytanie: po co ponosić trud ubezpieczania się od suszy, skoro jej ogłoszenie wiąże się z jeszcze większymi trudami?
Dziś, gdy rolnicy zmagają się z suszą rolniczą historia pokazuje, że istnieją w tym względzie dobre rozwiązania, które sprawdzały się i być może warto rozważyć dostosowanie ich do współczesnych wymogów, a następnie implementowanie do systemu ubezpieczeniowego.
Biorąc powyższe pod uwagę, proszę o odpowiedź na pytania:
(1) Czy Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi opracowuje plany mające na celu wdrożenie rozwiązań opierających się na obowiązkowych, tanich i kompleksowych ubezpieczeniach rolnych?
(2) Jeśli takie działania są podejmowane, to czy może do nich dołączyć szerokie spektrum organizacji i innych podmiotów rolniczych?