Sadownicy nie są zadowoleni. Niskie temperatury wiosną i częste opady deszczu rzutują na jakość plonów. Poza tym jest problem ze zbytem.
Zbiory truskawek mamy już za sobą. W związku z długo utrzymującymi się niskimi temperaturami owoc ten dojrzewał później. Wiele plantacji też wymarzło. W tym roku przez brak dostatecznego nasłonecznienia truskawka była wyjątkowo mało słodka.
Z niemałym problemem borykają się obecnie sadownicy posiadający drzewa czereśniowe. Kłopotliwe są częste opady deszczu i gradu, który pojawił się na niektórych terenach kraju. Jak stwierdza Leszek Skubiszewski z tureckiego oddziału Wielkopolskiego
Ośrodka Doradztwa Rolniczego, drzewa owocowe plonują na średnim poziomie. - Warunki atmosferyczne zimy i wiosny tego roku spowodowały, że owocu jest mniej. Natomiast są bardzo ciężkie warunki zbioru - wyjaśnia. Było to zauważalne przede wszystkim przy wcześniejszych odmianach czereśni. - Deszcze powodują, że owoc pęka i gnije - dodaje. Gorsza jakość towaru przyczyniła się do niższej ceny na giełdach. - W ubiegłym roku za pierwszą czereśnię sadownicy otrzymywali 8-10 zł/ kg na giełdzie, natomiast teraz 5 zł/kg. Cena nie ustabilizowała się na wysokim poziomie w porównaniu do roku poprzedniego. To rzutowało na ceny późniejszych odmian - mówi doradca. Na niższą wartość owocu wpływa również mniejsze zainteresowanie towarem.
- Handlarze, którzy kupują na giełdzie i dalej dostarczają owoc do sklepików i miejskich targów, ograniczyli zakup, bo widzieli, że towar jest w tym roku szybko psujący się ze względu na opady - dodaje Leszek Skubiszewski. Sadownicy narzekają na brak klientów. - Te osoby, które woziły towar na giełdy do Łodzi, Warszawy czy Wrocławia, tym razem, pojawiali się także w Kaliszu. Próbowali sprzedać gdziekolwiek, bo tam nie mogli. Nie było odbioru - podaje Leszek Skubiszewski. Potwierdza to Ewa Poprawska-Antczak z Gozdowa w powiecie tureckim. - Boli nas to, że sadownik więcej czasu spędza na giełdzie, niż produkując. Nie ma gdzie sprzedać owocu. Na giełdach jest handel wewnętrzny. Ludzie, którzy poszukują grosza, kupują na jednej giełdzie i przewożą na drugą. Póki co, dusimy się sami we własnym sosie - tłumaczy właścicielka sadu. Jej zdaniem, sytuacja jest krytyczna ze względu na słabą sprzedaż towaru do innych krajów. - Nie ma miejsc skupu, które zajmowałyby się eksportem. Powinno się to upchnąć za granicę - stwierdza.
Jeszcze w ubiegłym roku duży wpływ na rynku owoców w Polsce odgrywała Rosja. Tegoroczne zainteresowanie i tym samym proponowana przez nich cena są mniejsze. Przez częste opady deszczu w uprawach czereśni i wiśni dało się zauważyć rozwój takich chorób, jak drobna plamistość liści, gorzka zgnilizna wiśni oraz brunatna zgnilizna drzew pestkowych. Jak zauważa Krzysztof Małolepszy z gminy Tuliszków w powiecie tureckim, w jego sadzie czereśni choroba zniszczyła 30% plonów. - Wdała się brunatna zgnilizna, a przecież jeżeli towar ma iść do sprzedaży, to nie możemy chronić opryskami drzew z owocami, bo obowiązują okresy karencji - zaznacza. Jeśli chodzi natomiast o jabłonie, Ewa Poprawska-Antczak zauważa, że owocu w tym roku będzie mniej. - Może dlatego że w niektórych sadach jest przemienność. Wydaje mi się, że cena w tym roku będzie wyższa - tłumaczy.
Mniej jabłek będzie również przez ubiegłoroczny grad. - Mam dylemat od zeszłego roku, jeśli chodzi o jabłonie, ponieważ 16 czerwca zeszłego roku przeszła trąba powietrzna z gradem wielkości monety pięciozłotówki i większym. Tak zranił drzewa, że w tym roku leczyły się i nie zawiązały pąków - mówi Krzysztof Małolepszy.
Sadownicy stwierdzają, że zdecydowanie mniej w tym roku będzie śliwek. A to za sprawą silnych wiosennych przymrozków, nawet powyżej 20 stopni Celsjusza poniżej zera. - W moim przypadku, po tych mrozach, wszystkie pąki kwiatowe na śliwach spadły na ziemię. Z tego, co słyszę od innych, ze śliwą w całej Polsce w tym roku jest nie za wesoło. Są może jakieś wyjątkowe rejony, gdzie przetrwały albo nie dosięgły ich jakieś kataklizmy - tłumaczy sadownik z gminy Tuliszków.
Dorota Jańczak