Na wsi z dziada pradziada prowadzony jest ubój zwierząt i wyrabiane są przetwory - kiełbasy, szynki, kaszanki czy wątrobianki.
Jeśli rolnik wykonuje je na własny użytek, czyli nie sprzedaje, to nie łamie prawa. Inaczej jest, gdy osoba taka prowadzi ubój na większą skalę, a przetwory trafiają poza gospodarstwo. Wówczas, jeśli nie ma założonej działalności gospodarczej, może zostać ukarana. „Wieści Rolnicze” chciały porozmawiać z rzeźnikami, którzy zabijają świnie w systemie gospodarczym i sprzedają wyroby, aby pokazać, w jakich warunkach przygotowane są szynki, kiełbasy. Niestety, nikt nie chciał z nami rozmawiać. – My nie prowadzimy żadnej działalności, to pomyłka. Skąd ma pani ten numer telefonu? – usłyszeliśmy, dzwoniąc do rzeźnika, u którego można nabyć świeże wędliny. Dotarliśmy natomiast do osób, które kupują wyroby z własnego uboju lub zawożą świnie do zabicia. - Kupujemy z pewnego źródła. Wiemy, że nie ma tam chemii. Kiełbasę, którą się kupi, można zasuszyć, ona nie zrobi się śliska, tak, jak ze sklepów – twierdzi mężczyzna z powiatu pleszewskiego, który zapewnia, że wędliny zamawia też dla swoich znajomych.
Natomiast mieszkaniec powiatu ostrowskiego korzysta z usług rzeźnika. Raz na trzy miesiące zawozi świnię do fachowca, który dokonuje uboju. Często zostaje i przygląda się pracy. – Usługi świadczy na terenie swojego gospodarstwa.
Klienci przywożą mu zwierzęta. Tygodniowo przerabia nawet 5 sztuk – opowiada mężczyzna. Opowiada, jak przebiega ubój. Najpierw zwierzę jest ogłuszane prądem. Później podcina się gardło i zbiera krew, bo będzie ona potrzebna do wyrobienia kiszki. Świnia trafia na hak. Tam jest rozpoławiana.
– Usuwane są wnętrzności. Najgorzej jest z flakami, płucami itp. bo nie wiadomo, co z tym zrobić. Kiedyś rolnicy przyjeżdżali i brali, bo później to gotowali i podawali świniom. Ale tego już nie ma. To wyrzucane są na obornik – opowiada. Oczyszczone mięso trafia na stół rzeźniczy. – Jest on wykonany ze stali nierdzewnej – mówi. Tam przygotowywane są wyroby. Do kotła trafiają kiełbasy i szynki. Obok budynku jest też wędzarnia. – Klienci na umówioną godzinę przyjeżdżają i odbierają produkty. Jeśli komuś nie pasuje, to wyroby przechowywane są w chłodni – podkreśla. Mężczyzna zaznacza, że jego rzeźnik dba o czystość podczas swojej pracy. – Przecież jak by to robił w brudzie, to ktoś się rozchoruje, ta wieść się rozniesie i straci klientów. A przecież nie o to chodzi – mówi mieszkaniec powiatu ostrowskiego.
Wspólnie z rzeźnikiem dba o badania mięsa na włośnicę. – Każdy chce żyć – podkreśla. O badania dba też rolnik z sąsiedniego powiatu: Robi to zaufany technik weterynarii. Nie dostaję żadnego potwierdzenia. Ale nikt nie jeździ do takiego lekarza, który daje świadectwo, bo za daleko. Zgodnie z przepisami rolnik może dokonać uboju na własne potrzeby. Jest jednak zobowiązany 24 godziny wcześniej powiadomić o tym zamiarze terytorialnie Powiatowego Lekarza Weterynarii.
– Sposób przetworzenia mięsa po uboju zależy do woli jego właściciela. Robi to we własnym zakresie, albo komuś to zleca - wyjaśnia Andrzej Długiewicz, Powiatowy Lekarz Weterynarii w Pleszewie. Przypomina, że niezgodny z prawem jest ubój zwierząt bez zezwolenia i wprowadzanie do obrotu produktów pochodzenia zwierzęcego. - Jeśli ktoś wie, gdzie prowadzony jest nielegalny ubój zwierząt, a produkty sprzedawane, to powinien powiadomić odpowiednie służby - mówi. Powiatowy Lekarz Weterynarii dodaje, że rolnik, który dokonuje uboju na własne potrzeby, powinien zlecić badanie w celu wykrycia włośnicy lekarzowi weterynarii.
Andrzej Długiewicz podkreśla, że jedynie lekarze weterynarii są uprawnieni do badania mięsa świń w kierunku włośnicy. - Jest to badanie urzędowe i musi być potwierdzone stosownym zaświadczeniem o wyniku badania. Rolnicy zawsze zdawali sobie sprawę z tego, że włośnica jest chorobą pasożytniczą i stanowi zagrożenie dla zdrowia i życia ludzi. Wciąż nie możemy wykluczyć zagrożenia włośniami. Zdarzają się często przypadki włośnicy u dzików, więc zagrożenie jest realne. W związku z tym bezwzględnie zalecam badać mięso z uboju na własne potrzeby przed spożyciem – radzi lekarz.
Anetta Przespolewska