Kto czerpie zyski z bezdomności zwierząt – zastanawia się dr Dorota Sumińska
Czy to w ogóle możliwe, aby zarabiać na nieszczęściu porzuconych psów i kotów? Tak! Odkąd ludzkość opanowała naszą planetę najlepiej zarabia się na wojnach i nieszczęściu. Napisałam „się zarabia”, ale to dotyczy tylko nielicznych, bezdusznie sprytnych ludzi. Najgorsze jest jednak to, że my wszyscy bierzemy udział w ich procederze. Płacimy im. Pieniądze na wyłapywanie i utrzymanie bezdomnych zwierząt pochodzą z naszych podatków. Wykorzystują to hycle i ci, którzy pod nazwą schronisko kryją obozy śmierci dla zwierząt. Mimo, iż powstaje coraz więcej pro zwierzęcych organizacji liczba bezdomnych psów i kotów rośnie. Ich los nie poprawia się, bo nie może. Pies domowy i takiż kot potrzebują domu, a nie schroniskowej klatki. Co więc zrobić?
Rozwiązanie wydaje się proste jak drut. Polaków jest ok. 40 milionów, a zwierząt czekających na dom tylko niecały milion. Wystarczyłoby odwiedzić najbliższe schronisko i wyjść z przyjacielem. Cóż, widocznie nie potrzebujemy przyjaciół. Tym bardziej, że nie umiemy zadbać o te zwierzęta, które przynajmniej w teorii mają dach nad głową.
Niestety najgorzej wypada polska prowincja. Wsie i małe miasteczka to wylęgarnia bezdomności. Nikt nie kontroluje rozrodu psów i kotów. Za jedyną „kontrolę” uznać trzeba topienie i zakopywanie żywcem szczeniąt i kociąt. Smutne i straszne, ale prawdziwe. Jedynym sposobem walki z bezdomnością zwierząt jest kastracja „domnych” psów i kotów. Gdy pęknie rura nic nie pomoże podstawianie kolejnych misek. Trzeba zakręcić kurek. Już kilka lat temu prezeska Fundacji Karuna - Beata Krupianik stworzyła program walki z bezdomnością - Grosik życia. Miała nadzieję, że uda się przekonać włodarzy polskich gmin, że zamiast płacić hyclowi, lepiej przekazać pieniądze na kastrację zwierząt. Przeliczyła się. Jakoś nikomu nie zależy na zmianie złych nawyków.
Dziś pod hasłem „kastrujemy bezdomność” stanęły polskie aktorki - Krystyna Janda, Stanisława Celińska i Magda Popławska. Zgodziły się nagrać spot - krótki filmik o tym, jak zaradzić tragicznej sytuacji polskich psów i kotów. Ja też mam zaszczyt w nim uczestniczyć. Można go obejrzeć w Internecie. Wierzymy, że tym razem Polacy nie spoczną na laurach. Wystarczy wpłacić na konto Karuny pięć złotych miesięcznie, aby gmina po gminie uwalniały się od smutnego problemu niechcianych zwierząt.
Ale jest jeszcze jeden problem - ludzie nie rozumieją, że kastracja to nie tylko walka z bezdomnością. Dzięki niej możemy uchronić naszych podopiecznych przed szeregiem ciężkich chorób i przedłużyć im życie. Nie wolno porównywać kastracji ludzi z kastracją psów i kotów. Człowiek jest czynny rozrodczo przez cały rok. Nasi czworonożni przyjaciele są gotowi do rozrodu tylko sezonowo. Ich organizmy znają okres ciszy hormonalnej, gdy poziom hormonów rozrodczych spada prawie do zera. Nasze organizmy są poddawane stałemu ich działaniu. Dlatego konsekwencje zabiegu kastracji u zwierząt i ludzi są nieporównywalne. Znaczy to tyle, że u zwierząt praktycznie nie istnieją te negatywne. A pozytywne? Jest ich wiele. U suczek i kotek - ochrona przed nowotworami gruczołu mlekowego i jajników, stanami zapalnymi macicy, całą rzeszą hormonalnych zaburzeń i oczywiście - niepożądaną ciążą. U psów i kocurów - osłabienie popędu płciowego, a więc chęci do ucieczek i walk z potencjalnymi rywalami, ochrona przed nowotworami jąder i innymi zaburzeniami tła hormonalnego. Dużo.
Liczę na to, że dzięki Polakom i programowi Fundacji Karuna Polska stanie się pierwszym, europejskim krajem wolnym od psiego i kociego nieszczęścia.
Dr Dorota Sumińska, Nowa Wieś Europejska 120/2014