Co to jest ekopielnik? Jak działa? Jaki ma wpływ na uprawy? O tym mogli przekonać się uczestnicy prezentacji, którą przeprowadzono w gospodarstwie Krzysztofa Kubiaka z Węglewic koło Łęczycy.
Pierwsza, próbna jazda została przeprowadzona na polu z selerą. Urządzenie miało nie tylko usunąć chwasty, ale też zaaplikować nawóz. Zanim jednak maszyna ruszyła do pracy, konstruktor urządzenia Stanisław Łuczak opowiedział rolnikom zasady działania ekopielnika. - Ziemia jest przesuwana, jakby ją się ręką przegarniało. Wszystko dzięki gwiazdom, które pracując przepychają ziemię. W ten sposób kiełkujące chwasty zostają zniszczone – tłumaczył.
Dodał też, że jest w trakcie konstruowania nowej, ulepszonej wersji ekopielnika. Maszyna zaprezentowana na pokazie była dwurzędowa, do jej obsługi konieczny był operator, który sterował urządzeniem. - Przygotowuję nową wersję maszyny, która jest bezsterowna, tzn. nikt tu nie będzie siedział. Wtedy nie będzie ryzyka wypadkowości. Jestem w fazie doświadczeń. Jest tak zrobiona, aby nikt na niej nie przebywał. Taka ulepszona wersja tej. Jeszcze tylko nie mam patentu – mówił Stanisław Łuczak. Rośliny lubią, jak im się dokucza
Jako przykład zastosowania podawał wiele sytuacji, z którymi miał do czynienia w uprawach swoich klientów. - W tamtym roku miałem taki przypadek, że pomagałem klientowi wyregulować maszynę. Miał kapustę i ta kapusta dostała taką lekcję, ziemia została wzruszona i taka mu piękna urosła kapusta. Mnie intuicja podpowiada, tak na chłopski rozum, że rośliny lubią jak im się dokucza. Dlaczego? Bo kiedy wzrusza się ziemię, to korzenie szukają nowych pokładów, gdzie mogłyby znaleźć pożywkę – wyjaśniał Stanisław Łuczak.
Rolnicy, którzy przyszli na pokaz, bacznie obserwowali pracę maszyny, mieli też swoje uwagi, co do jej konstrukcji. – Trzeba by wynająć odkamieniacz, jak nie ma kamieni,to nie ma problemu, ale jak są, to jest problem. Słyszę, że maszyna pracowała na dużym areale, a struktura naszych gospodarstw jest mniejsza, nie każdego stać, żeby wynająć taką maszynę. Jak się przyglądamy, to głównym problemem może być ta graczka, która może napotkać na kamień. Taka nasza uwaga, czy nie można by zastosować jakiegoś zabezpieczenia kołkowego? Rozumiem, że stal jest dobrej jakości, ale różnie bywa – tłumaczył jeden z gospodarzy.
- Każde uwagi biorę do siebie. Wcześniej też jak konstruowałem maszyny, to słuchałem rolników, którzy mówili, że np. to można by było zrobić inaczej, a to tak itd. To ważne uwagi – podsumował Stanisław Łuczak. Rolnik ma wziąć motykę?
Pomysłodawca wielokrotnie podkreślał, że przy konstruowaniu maszyny kierował się zasadami Integrowanej Ochrony Roślin, które mają wejść w życie z początkiem 2014 roku. - Moja maszyna jest bardzo prosta, to jak karabin kałasznikowa, idzie w błocie, w piachu, zawsze – tu nie ma co się popsuć.
Ja nie stoję w miejscu, cały czas ją ulepszam. Maszyna jest na tyle doskonała, że wychodzę naprzeciw nowym zasadom. Ustawa wchodzi w życie i odchodzimy od chemizacji, tylko kto zaproponuje rolnikowi jakiś zamiennik? Rolnik ma wziąć motykę? - tłumaczył konstruktor. - Ta maszyna jest nowej generacji, to nie jest zwykły pielnik, ona wychodzi naprzeciw nowoczesnej technologii, czyli ekologicznej uprawie roślin. Można produkować na dużą skalę rośliny, żywność zdrową, bez pozostałości środków ochrony roślin, bez pozostałości herbicydów. Ona ma wtedy silny system immunologiczny i sama się broni przed chorobami – dodaje.
Ekopielnik nie tylko spulchnia ziemię i usuwa chwasty. Podczas jednego zabiegu można też aplikować środki do gleby.
W trakcie pokazu wykorzystano organiczny nawóz azotowy Fertil, który został dopuszczony do ekologii. - Jest to nawóz o spowolnionym uwalnianiu, który oprócz tego, że wprowadza azot, to zawiera dużą ilość węgla organicznego, który wpływa na poprawę żyzności gleby, namnażania organizmów, poprawę kompleksu sorbyjnego. Zawiera aminokwasy. Jeśli aplikujemy go przed siewem, to dają bardzo dobry start roślinom, dzięki czemu ukorzenienie jest lepsze, rośliny szybciej się przyjmują. Poprawia się aspekt gleby. Można go stosować w konwencji, ale co ważne, to też jedyny nawóz azotowy dopuszczony do ekologii – tłumaczyła Ewelina Przybyszewska z firmy NaturalCrop.
Na pokazie pojawił się też Piotr Krajewski, doradca z firmy Probiotics Polska, który zapewnił, że ekopielnik równie dobrze poradzi sobie z aplikacją mikroorganizmów. Specjalista podkreślił, że bakterie, które dzięki urządzeniu wprowadzi się do gleby, poprawią kondycję uprawy.
- Podczas stosowania chemi zabijamy to, co żyje w glebie. Takie działanie przyczynia się do tego, że stwarzamy środowisko, w którym jedynie rozwija się korzeń, natomiast wszystkie składniki potrzebne do rozwoju rośliny musimy dostarczyć. Emy (pożyteczne mikroorganizmy) przywracają nam równowagę biologiczną, zaszczepiamy bakterie pożyteczne. Stymulują kwitnienie, zwabiają pożyteczne owady a np. mszyce w 100% możemy wyeliminować – podkreślał Piotr Krajewski.
Integrowana ochrona roślin
jest sposobem ochrony roślin przed organizmami szkodliwymi, polegającym na wykorzystaniu wszystkich dostępnych metod ochrony roślin, w szczególności metod niechemicznych, w sposób minimalizujący zagrożenie dla zdrowia ludzi, zwierząt oraz dla środowiska. Integrowana ochrona roślin wykorzystuje w pełni wiedzę o organizmach szkodliwych dla roślin (w szczególności o ich biologii i szkodliwości) w celu określenia optymalnych terminów dla podejmowania działań zwalczających te organizmy, a także wykorzystuje naturalne występowanie organizmów pożytecznych, w tym drapieżców i pasożytów organizmów szkodliwych dla roślin, a także posługuje się ich introdukcją. Tym samym integrowana ochrona roślin pozwala ograniczyć stosowanie chemicznych środków ochrony roślin do niezbędnego minimum i w ten sposób ograniczyć presję na środowisko naturalne oraz chroni bioróżnorodność środowiska rolniczego.
Źródło: Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi
Aneta Rzeźniczak