Odpowiadając na apel rolnika Lubuska Izba Rolnicza gościła w gospodarstwie pana Krzysztofa Bielewicza, którego rodzinne gospodarstwo rolne prowadzone w miejscowości Gola (gmina Szlichtyngowa, powiat wschowski), znacznie ucierpiało na skutek tegorocznej suszy. Dramatyczna sytuacja zmusiła rolnika do poszukiwania pomocy, o którą nigdy wcześniej nie zabiegał i nie prosił. Z rozmowy z panem Krzysztofem i jego rodziną dowiaduję się, że w okolicy wielu rolników jest w bardzo trudnej sytuacji, jednak większość nie walczy i nie szuka pomocy, bo czują, że nic nie zrobią, czują się bezsilni. Komisje suszowe nie są powoływane a aplikacja nie została jeszcze uruchomiona. Brak także informacji, czy i kiedy rolnicy mogą liczyć na jakąkolwiek pomoc.
Panie Krzysztofie kiedy ostatnio padał tu deszcz?
Oj, tak dawno, że nie pamiętamy. Deszcze występowały bardzo lokalnie. Niedaleko, bo np. w Krzekotówku, Konradowie, Wschowie padało, u nas nic. Jeszcze na początku czerwca uprawy były piękne. Teraz? Kukurydza to już ani na kiszonkę, ani na ziarno się nie nadaje. Proszę zobaczyć jakie ładne kłosy. A w środku? Prawie pusto, nic, ziarno bardzo drobne, praktycznie same plewy. Proszę zobaczyć na owies. To samo – łuszczyna i parę drobnych, niewykształconych ziarenek.
Z hektara zebrałem 100 – 200 kg owsa! Prosiłem panią burmistrz, pana starostę, żeby przyjechali na pola, zobaczyli. Nic. Próbowałem do ministerstwa się dodzwonić – jestem trzeci w kolejce, czekam, jestem drugi, czekam, ale to już kolejna godzina minęła. Nie dodzwoniłem się. Ja próbuję, proszę, wydzwaniam, interweniuję gdzie tylko można, ale masa ludzi w podobnej sytuacji z poczucia bezsilności nie robi nic. Kiedyś do gminy składało się wniosek, po 4 dniach przychodziła komisja, obeszła pola, oceniła straty. Teraz ludzie nie wiedzą co robić. Jaka aplikacja suszowa? Wiele osób, szczególnie tych starszych nie ma komputerów, internetu. Kto im pomoże?
Na jakim areale Państwo gospodarujecie i na jakich klasach gleb?
W sumie razem z synem gospodarujemy na ok. 150 ha. Kiedyś uprawialiśmy na większym areale, ale ponieważ były to grunty słabsze zrezygnowaliśmy z nich. Bonitacja gleby to 4-6 klasa, sporadycznie występują kawałki 3 kl. Głównie uprawiamy pszenicę, pszenżyto, rzepak, kukurydzę, z której w tym roku nie zbierzemy nic. Mimo, że gleba nie jest najgorsza, nawożona, często także obornikiem, a o uprawy bardzo dbamy, w tym roku jest tragedia.
W roku ubiegłym jakie były plony?
Do 6 ton z ha. Tam gdzie piach to tylko 2,5 tony. Rzepak średnio ok. 4 ton z hektara.
Na ile szacuje Pan tegoroczne straty?
W zbożach na ok. 60-70%, w kukurydzy na ziarno 100%.
Od 2015 roku kiedy zaczęły się problemy z suszą, żeby się ratować zacząłem brać kredyty. I tak z roku na rok. Biorę kredyt żeby spłacić poprzedni. Teraz nie spłacamy kapitału tylko same odsetki. Kiedyś rata wynosiła 2400 tys. zł teraz 3500 tys. zł. Syn – niedawno jeszcze płacił 1900 zł samych odsetek teraz już 4200 zł. Cały czas dawaliśmy sobie radę, ale ten rok będzie najgorszy. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie te susze 4 lata z rzędu.
A jak z nawozami?
W tym roku za mocznik płaciliśmy 4900 zł a za saletrę 3900 zł. W zeszłym roku to były kwoty rzędu 1200-1300 zł.
Do kiedy kukurydza dawała radę?
Z końcem czerwca, początkiem lipca już ją paliło. Kaczanów prawie w ogóle nie ma a jak są to tylko w niewielkiej części z ziarnem. Prawdziwy deszcz to tu był… No już nie pamiętam kiedy padało. To co było, to jakby ksiądz kropidłem pokropił. Ziemia to dosłownie jest jak popiół, nie ma nic wilgoci. Ja w tym roku w uprawie kukurydzy to tylko straty poniosę. Najpierw musiałem kupić nasiona, nawóz, paliwo. Teraz, żeby to zaorać znów poniosę koszty.
Po krótkiej rozmowie w domu gospodarza, pan Krzysztof zaprosił mnie na pole, na oględziny upraw, podczas których wspominał jak gospodarował na nich jeszcze razem ze swoim ojcem orząc końmi. Na jednym z pół zastaliśmy bratanka pana Krzysztofa podczas prac żniwnych. Oto co usłyszałam od pana Ireneusza Bielewicza.
Tu jest prawdziwa tragedia. W Warszawie tego nie widzą. Nie chcą widzieć. Nie wiem co robić, gdzie szukać pomocy. W tym roku to jest pogrom. Na Wilkowie, gdzie mam ziemie zawsze kosiłem 8-9 ton zboża, w tym roku 2-3 tony. Na najlepszych kawałkach! Tutaj na Goli to jest 5-6 klasa i straty jeszcze większe. Pomocy znikąd. Nawet podatku nie umorzą. Tu w kukurydzy to są straty 80%-100%! Nie 30%-40%. A tu ziemia nie najgorsza i jeszcze wujek obornika dał. Proszę zobaczyć tu nie ma kolby. Tu już nie ma nadziei nawet jak przyjdzie deszcz. Ale to jeden problem. Teraz pojawia się kolejny. Nadchodzi czas siania rzepaków. I nie ma nadziei, że coś się zmieni. Oczywiście, że to co się dzieje z pogodą nie jest winą „Warszawy”, ale pomoc powinniśmy uzyskać. Nadejdą takie czasy, że my rolnicy wszyscy się powykruszamy. Hodowli trzody w Polsce praktycznie już nie ma, jedynie jeszcze w Wielkopolsce. W mojej ocenie to kwestia czasu kiedy w sklepach nie będzie mąki, mięsa. Cukru już brakuje. Jeszcze trochę a ludzie będą czekać pod marketem na towar, ale z zachodu, od zachodnich rolników, bo tam się o nich dba. U nas w Polsce rolnictwo jest praktycznie na wykończeniu. Nie powiem, w 2019 roku jak była susza państwo nam pomogło. Gdyby nie pomogło nie przetrwalibyśmy. Ale proszę zobaczyć, na pomoc rolnikom przeznaczyli 3 miliardy złotych, a w wyniku pandemii ponad 200 miliardów przeznaczono na pomoc firmom. Proszę zwrócić uwagę jaka skala. Moim zdaniem przedsiębiorcom pomoc się należała bez dwóch zdań, ale czy w aż tak dużej kwocie? Większość z firm i tak funkcjonowała. Część kwoty z tej pomocy po prostu została rozdana. Teraz trzeba pomóc rolnikom. Kraj, który nie jest w stanie sam się wyżywić, nigdy nie będzie suwerennym krajem. Ludzie nie mają tej świadomości. Wiele rzeczy może sobie człowiek odmówić, ale nie jedzenia.
Radzimy sobie jak możemy. Dbamy o swoje uprawy, nawozimy, chronimy przed szkodnikami, chorobami, pola grodzimy przed zwierzyną, co możemy to robimy, ale na pogodę wpływu nie mamy.
Mówi się jaka to teraz droga pszenica, rzepak i ile to my rolnicy za nie dostajemy. Tylko mało się mówi o tym, że w zeszłym roku za tir pszenicy można było kupić prawie tir azotu. Dzisiaj pszenica niby droga, ale muszę sprzedać 3 tiry pszenicy, by móc kupić tir azotu. Tak samo rzepaku.
Często ludzie mówią jak to rolnicy mają dobrze. Jakie drogie traktory, a to przecież często do banku należy, bo nie spłacone. Ja traktorem nad morze nie pojadę. Przeciętnego Kowalskiego jak się spytać z czym mu się lato kojarzy to powie, że z wakacjami, plażą, wodą. Nam – z kurzem, ciężką pracą, potem, zmartwieniami.
Do całej tej trudnej sytuacji z suszą dochodzą informacje, że kupowana jest pszenica za 300-400 złotych od Ukraińskich rolników, którzy decydują się na jej sprzedaż po tak niskiej cenie, z desperacji, po to, by nie trafiła w ręce Rosjan. U nas ta pszenica sprzedawana jest po 1200 zł,. To jest kradzież w biały dzień. Mało tego, Polska zasypywana jest tą pszenicą, a my będziemy mieć problem. Już teraz u nas pszenica kosztuje 1300 zł w Niemczech 2000 tys. zł. Pszenica miała być przetransportowana do Afryki a ona utknęła u nas.
Potrzebne jest nam wsparcie finansowe, państwo musi nam pomóc przetrwać ten okres. To nie są tak naprawdę pieniądze dla nas. Na tej pomocy powinno zależeć wszystkim. Jak jej nie będzie, to powoli będziemy się wykruszać, a nasze miejsce zajmą rolnicy z zachodu, z Niemiec, Danii, Francji, Holandii. Państwa tych krajów o rolników dbają.
Rolnicy, z którymi rozmawiałam ryzykowali i kosili swoje zboża pełni obaw o samozapłon. Z jednej strony susza, z drugiej – prognozy pogody, w których pojawiały się zapowiedzi burz z opadami gradu. Czyli – koś rolniku i módl się, żeby kombajn nie spłonął albo czekaj, aż temperatury opadną po ewentualnych deszczach. Nie daj Boże gradobiciach, bo wtedy to już nie będzie co zbierać…
Aneta Jędrzejko
Źródło
Lubuska Izba Rolnicza
http://lir.agro.pl/