Zdecydowanie za niskie ceny - tak ubiegły sezon podsumowują producenci ziemniaka. Plantatorzy twierdzą, że zasadzą w przyszłym roku mniej kartofl i i gorszej jakości. Powierzchniauprawy spadła już w tym roku o ponad 8 procent.
Ten sezon nie należał do łatwych dla producentówziemianka. Powód? Niskie ceny w skupie.
Co gorsza, jak twierdzą rolnicy, po kosztach produkowali już drugi raz z rzędu. - Wiosna obfitowała w opady i to było bardzo korzystne dla ziemniaków. Skutkowało to tym, że mimo zmniejszającego się co roku areału plantacji ziemniaków, zbiory są dobre i ponad wystarczające - mówi Kornel Pabiszczak, specjalista ds. ekonomiki i marketingu z Wielkopolskiej Izby Rolniczej w Poznaniu. W jego opinii o powodzeniu uprawy ziemniaka decydują dwa czynniki. Po pierwsze, pogoda. - Wiosenne przymrozki są największym wrogiem ziemniaka wczesnego. Po drugie, dynamika importu tego warzywa do Polski z innych rejonów Europy czy świata. Ziemniaki młode pojawiają się bardzo wcześnie z Izraela czy Hiszpanii. Dwa lata pod rząd udane plony niestety nie wróżą dochodów producentom. Liczba plantatorów jest stała. Oni zainwestowali w swoje gospodarstwa i nastawili się na tego typu produkcję i na tej podstawie można wysnuć wniosek, że podaż ziemniaka będzie uzależniona od pogody i plonów - mówi ekspert z WIR.
Rolnicy wskazują, że niskie ceny nie są tylko wynikiem dobrych plo- nów, ale przede wszystkim braku możliwości sprzedaży ziemniaka do krajów Unii Europejskiej. Ich zdaniem przyczyną tego są absurdalne przepisy fito-sanitarne nałożone na nasz kraj, dotyczące zbytu kartofli jadalnych. - Jedynie Polska jest zobowiązana do przeprowadzania badań ziemniaków jadalnych na Cms (bakterioza pierścieniowa - przyp. red.) - mówi Roman Kałużny, przewodniczący Komitetu Protestacyjnego Producentów Ziemniaków i Warzyw Nowe Skalmierzyce, który zorganizował w sierpniu pikietę pod budynkiem Starostwa Powiatowego w Ostrowie Wielkopolskim. Na żądanie protestujących do Marszewa (powiat pleszewski) na Krajowe Dni Ziemniaka przyjechał minister rolnictwa.
Od tego czasu producenci nieustannie korespondują z resortem rolnictwa. „Nawet kraje nienależące do Unii Europejskiej mogą eksportować ziemniaki konsumpcyjne i przemysłowe do Unii Europejskiej bez wymienionych badań.(…) Nie rozumiemy tej dyskryminacji. Wiemy, że w tych krajach również występuje problem Cms, jak i w innych krajach europejskich” - napisali plantatorzy z Południowej Wielkopolski. W jednej z odpowiedzi skierowanych do rolników Kazimierz Plocke, sekretarz stanu w ministerstwie rolnictwa przyznał, że obostrzenia związane z bakteriozą „stanowią znaczne utrudnienie w dostępie do rynku Unii Europejskiej dla polskich ziemniaków, jak również wpływają negatywnie na opłacalność produkcji tej rośliny”. Według ministerstwa występowanie w Polsce bakterii Cms jest znacząco wyższe niż w pozostałych krajach członkowskich Unii Europejskiej. W ocenie resortu rolnictwa zwrócenie się do Komisji Europejskiej o całkowite zniesienie obowiązujących wymagań przy wysyłce ziemniaków niesie za sobą duże ryzyko, iż „wniosek taki zostanie rozpatrzony negatywnie”.
Rolnicy nie dają za wygraną i walczą o korzystniejsze dla siebie rozwiązania. Przedstawiciele producentów z Południowej Wielkopolski gościli na spotkaniu w ministerstwie 29 października. Jednym z postulatów wysuniętych przez rolników było wprowadzenie powszechnego badania na Cms wszystkich wysadzanych w kraju ziemniaków, nie tylko kwalifikowanych, aby skutecznie wyeliminować chorobę. - Usłyszeliśmy, że nie ma pieniędzy. Zaproponowałem, aby na bazie naszych rolników, bo u nas są producenci, którzy mają od 100 do 2.000 ton, utworzyć strefę wolną od bakteriozy. My jesteśmy w stanie przebadać na wiosnę wszystkie ziemniaki, ale chcemy mieć prawo handlować nimi na terytorium Unii Europejskiej. My i tak prowadzimy zintegrowaną produkcję pod nadzorem Państwowej Inspekcji Ochrony Roślin i Nasiennictwa, oprócz tego mamy certyfikat Global Gap, który jest respektowany przez kraje UE, ale i Stany Zjednoczone oraz Kanadę - mówi Roman Kałużny. Ministerstwo zadeklarowało, że na postulaty plantatorów odpowie do końca listopada.
Rolnicy dodają, że w przypadku braku wsparcia ze strony państwa powierzchnia uprawianych kartofli będzie spadała, a i tak już stanowi tylko 3 procent w strukturze zasiewów. - Po tym roku rolnik nie ma pieniędzy i może nasadzić mniej i gorszej jakości. Ceny sadzeniaków wahają się od 1.500 do 2.300 zł. Niewielu rolników je kupi. Ja zmniejszę powierzchnię uprawy. Mogę to zrobić, bo nie jestem tylko nastawiony na uprawę tej rośliny - mówi rolnik z gminy Żerków (powiat jarociński).
W opinii ekspertów zmiana produkcji jest dość kosztowna. Gospodarstwa ukierunkowane tylko na uprawę kartofli sporo zainwestowały w sprzęt. Dobry kombajn do zbioru ziemniaków kosztuje 200 tys. zł Część rolników wzięła kredyty na specjalne przechowalnie.
Elżbieta Rzepczyk