Zakłady przemysłu mięsnego nie skupują bydła ze złamanymi nogami. Powód? Zwierzę o własnych siłach musi wejść na linię ubojową. Rzeźnie po upomnieniach powiatowych lekarzy weterynarii zaczęły przestrzegać przepisów o zakazie uboju i transporcie chorego bydła.
- Krowa miała złamaną nogę. Lekarz stwierdził, że nie da jej się wyleczyć. Zadzwoniłem do Zakładów Mięsnych do Goliny. Powiedzieli, że mogą mi wziąć takie zwierzę, ale pod warunkiem, że ta krowa sama wejdzie na linię ubojową - mówi rolnik z gminy Kotlin, proszący o zachowanie anonimowości. Przyznaje, że wbrew przepisom załatwił sobie, że jedna z okolicznych rzeźni zgodziła się kupić zwierzę. - Z obory na samochód jeszcze sama weszła. Położyła się w czasie przewozu i już nie wstała. Lekarz weterynarii kazał ją zegnać, ale nie mogła się podnieść. Lekarz zdecydował, że mają ją wciągnąć wyciągarką na linię ubojową - opisuje hodowca bydła mlecznego. Dodaje, że za sprzedaną krowę dostał 805 zł, a za zdrową sztukę otrzymałby około 3 tys. zł.
Rolnicy nie rozumieją, dlaczego wprowadzono kolejne obostrzenia dla hodowców. - Lekarz weterynarii powiedział mi, że krowę ze złamaną nogą należy zabić w gospodarstwie. Jak i kto to ma zrobić? To jest przecież krowa, a nie np. świnia, którą może ubić rzeźnik - irytuje się rolnik. Paweł Marcinkowski, powiatowy lekarz weterynarii w Jarocinie wyjaśnia, że sprawę uboju bydła zalegającego należy rozpatrywać w dwóch aspektach. Po pierwsze, do uboju może trafić tylko i wyłącznie zwierzę, które jest zdrowe.
Po drugie, Rozporządzenie Rady (WE) Nr 1/2005 z dnia 22 grudnia 2004 r. w sprawie ochrony zwierząt podczas transportu i związanych z tym działań, określa zasady transportu, w których to zabrania się przewożenia zwierząt chorych. Chodzi o to, aby nie cierpiało podczas transportu. - Prawo pozwala na ubój z konieczności w gospodarstwie posiadacza zwierzęcia. O uboju z konieczności mówimy wówczas, gdy dotyczy on zdrowych zwierząt gospodarskich kopytnych, które uległy wypadkowi, a transport do rzeźni naraziłby je na zbędne cierpienie i zgodnie z przepisami zwierzęta te nie mogą być przewożone nawet na krótkich dystansach do rzeźni - tłumaczy lekarz weterynarii. Ubój w gospodarstwie należy przeprowadzić zgodnie z przepisami.
Zwierzę należy ogłuszyć, aby nie czuło bólu. Powinien go dokonać ubojowiec z uprawnieniami z zakładu przemysłu mięsnego. Rzeźnie zaręczają, że nie skupują chorego bydła. - Jest zakaz weterynaryjny i my musimy podporządkować się tym wytycznym. Rolnicy dzwonią, a my grzecznie tłumaczymy, że nie jesteśmy w stanie odebrać takich sztuk - wyjaśnia Piotr Biernacki, specjalista ds. skupu z Zakładów Przemysłu Mięsnego „Biernacki” w Golinie. Ich rzeźnicy nie uśmiercają zwierząt u hodowców. - Jest to procedura, która wymaga dużo czasu i praktycznie jest niewykonalna. Zwierzę musi być zabite u rolnika pod nadzorem lekarza weterynarii, a mięso przetransportowane specjalistycznym samochodem - chłodnią, a to wiąże się z dodatkowymi kosztami - mówi Biernacki.
Gdy rokowanie chorego zwierzęcia jest niepomyślne, to może być poddane eutanazji w zagrodzie właściciela, a następnie przekazane do zakładu utylizacyjnego. - Postępowanie takie ma na celu ograniczenie cierpienia chorego zwierzęcia - podkreśla powiatowy lekarz weterynarii. Rolnicy alarmują, że weterynarze nie chcą uśmiercać bydła, a na dodatek wiąże się to z bardzo dużymi kosztami. - Uśpienie opasa kosztuje 100 zł, to proszę sobie wyobrazić sobie, ile trzeba będzie zapłacić za uśpienie krowy, która waży 500 czy 600 kilogramów - utyskuje rolnik z gminy Kotlin. W opinii hodowcy z gminy Żerków, który również „załatwił” sobie odbiór krowy z urazem, restrykcyjne przestrzeganie przepisów doprowadzi do sytuacji, że rolnicy w oborach będą przetrzymywali chore zwierzęta do czasu aż ono padnie. - Nie mamy innego wyjścia. Chora krowa na naszych oczach będzie powoli zdychała, jak nie można jej oddać na ubój z konieczności - żali się gospodarz. Przedstawiciele ubojni i lekarze weterynarii przyznają, że do tej pory rozporządzenie unijne nie było do końca właściwie respektowane. Do jego rygorystycznego przestrzegania zobowiązał powiatowych lekarzy weterynarii ich zwierzchnik wojewódzki. W tym zakresie przeszkolono właścicieli ubojni bydła z powiatu jarocińskiego oraz urzędowych lekarzy weterynarii, jak również lekarzy wolnej praktyki. - Jeżeli podmioty nie będą respektować przepisów, jestem zmuszony zgłosić to organom ścigania - ostrzega Paweł Marcinkowski.
Właściciele ubojni podpowiadają, że rolnicy „powinni wziąć sprawy w swoje ręce”. Ich zdaniem należy lobbować w ministerstwie rolnictwa. Z tej podpowiedzi skorzystała Rada Powiatowa Wielkopolskiej Izby Rolniczej w Jarocinie, która za pośrednictwem zarządu Wielkopolskiej Izby Rolniczej w Poznaniu zwraca się do szefa resortu rolnictwa o rozwiązanie tego problemu. „Jesteśmy przekonani, iż dyrektywa unijna jest niekorzystna dla rolnika, ponieważ w gospodarstwach nie ma warunków do tego typu uboju, od tego, jak wszyscy wiedzą, są rzeźnie, więc zwracamy się z prośbą o wyznaczenie rzeźni, która będzie przystosowana i dokonywała uboju z konieczności. Restrykcyjne przestrzeganie przepisu spowoduje zamieszanie w rolnictwie, a korzyści będą czerpały firmy (pośrednicy) zajmujące się skupem, gdzie i tak znajdą lukę w prawie. Jeśli chodzi o uśmiercanie na terenie gospodarstwa zwierząt hodowlanych, to jesteśmy przeciwni tego typu zabiegom, gdyż cena, jaką rolnicy zapłacą za uśmiercanie sztuki, będzie większa niż jej wartość, chyba że będzie to dofinansowane z budżetu państwa”. Samorząd rolniczy nie otrzymał jeszcze odpowiedzi.
Elżbieta Rzepczyk