W powiecie gostyńskim, podczas pracy przy maszynach, zginął rolnik.
Tragicznie zakończyło się wtorkowe popołudnie, 26 listopada dla 60-letniego mieszkańca Sułkowic (gmina Krobia) oraz jego bliskich. Rolnik, wychodząc z domu, swej ciotce, z którą mieszkał, powiedział, że ma zamiar spulchnić glebę w ogródku.
Trzeba było podczepić kultywator do ciągnika. Zabrał się za robotę około godz. 16.00. Odpalił ciągnik. Odgłos traktora słyszał sąsiad, który pracował w swoim gospodarstwie. Zdziwił się, gdy po dwóch godzinach dźwięk włączonej maszyny nadal wydobywał się z jednego miejsca. Kiedy przyszedł sprawdzić, co się dzieje, było już za późno. Zobaczył mężczyznę zakleszczonego pomiędzy ciągnikiem a kultywatorem. Niestety, nie żył.
Na miejsce wezwano policję i karetkę pogotowia. Zjawił się również prokurator. Aby wydostać ciało spomiędzy maszyn, trzeba było także wezwać straż pożarną.
Maszyna była szybsza
Jak podał prokurator rejonowy w Gostyniu, nie ma bezpośrednich świadków tego nieszczęśliwego zdarzenia. - Na podstawie danych, które ustalono na miejscu, czyli ułożenia ciała między obudową kabiny ciągnika a maszyną, możemy przypuszczać, że mężczyzna faktycznie chciał podnieść to urządzenie. I niestety, maszyna była szybsza niż on. Nie przypuszczał może, że tak wysoko się uniesie - wyjaśnił Roch Waszak.
Przyczyną zgonu, najprawdopodobniej, był nacisk maszyny na klatkę piersiową. - 60-latek nie miał pola manewru, ponieważ jego plecy znajdowały się pod metalową belką kabiny ciągnika. Nastąpiło wstrzymanie akcji serca - powiedział prokurator.
Ewidentna nieostrożność
Tak nieszczęśliwego finału wtorkowych prac w gospodarstwie rolnym w Sułkowicach nie byłoby, gdyby rolnik zachował należytą ostrożność. Zamiast wchodzić pomiędzy włączone maszyny, powinien sterować maszyną z ciągnika. - Jeśli chciał tę maszynę podnieść, to nie należało zachodzić od tyłu ciągnika, lecz wejść do kabiny, usiąść na siedzeniu i wtedy przy pomocy dźwigni uruchomić podnośnik hydrauliczny, który sam uniósłby kultywator. Jeśli mężczyzna wszedł pomiędzy maszyny, nie był w stanie sam dać sobie z tym rady. W tym przypadku można mówić o ewidentnej nieostrożności - zaznaczył Roch Waszak.
Myślą, że nieszczęście ich nie dotknie
Niektórzy z rolników, z którymi rozmawialiśmy na temat tragedii w Sułkowicach, przyznają, że postępują dokładnie tak samo. Inni zaznaczyli, że zaczepianiem maszyny czy przyczepy do ciągnika zajmują się w pojedynkę. Wtedy podjeżdżają traktorem najbliżej, jak się da do maszyny, nie włączają ręcznego hamulca i zaczepiają urządzenie. Zdarza się też, że rolnicy wysiadają z ciągnika, pozostawiając go na biegu polowym i ustawiają się między maszynami, aby je połączyć. Nie zważają na to, że przesuwający się ciągnik jest czasem szybszy niż reakcja człowieka.
Na rolnika nie ma „bata”
Zdaniem Renisława Turbańskiego, specjalisty ds. bezpieczeństwa i higieny pracy Wielkopolskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego w Poznaniu, wielu rolników wie, czym grożą pewne działania. Jednak bagatelizują to, gdyż w świetle prawa ze swej nieostrożności nie są rozliczani tak restrykcyjnie, jak pracownicy zatrudnieni na umowę o pracę lub zlecenie. - Rolnicy są traktowani jako osoby prowadzące działalność lub osoby fizyczne i nie podlegają pod takie instytucje, jak inspekcja pracy w sposób bezpośredni, dlatego nie są w takim reżimie jak pracownicy - wyjaśnił Renisław Turbański. Państwowa Inspekcja Pracy współpracuje z rolnikami tylko w ramach dobrowolnego informowania o bezpieczeństwie.
Nie mają czasu na pogadanki
Powiatowe oddziały Kasy- Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego prowadzą akcje uświadamiające. KRUS kontaktuje się z sołtysami i z ich pomocą organizuje pogadanki z gospodarzami. Odzew jest jednak mizerny. Rolnicy, tłumacząc się brakiem czasu, rezygnują ze szkoleń. Pracownicy ubezpieczalni, próbując dotrzeć do nich, chodzą po domach, rozdają ulotki i proszą o chwilę uwagi. Niekiedy jest tak, że gospodarze, którzy doznali uszczerbku na zdrowiu w wyniku wypadku przy pracy, po dwóch latach znów zgłaszają nieszczęśliwe zdarzenia. Mimo że otrzymali zalecenia dotyczące bezpieczeństwa.
Dorota Jańczak