Przedstawiamy gospodarstwo rodzinne naszej delegatki Pani Adeli Czyżewicz z Jędrzychowic, gmina Trzebiel, które prowadzi razem z mężem oraz synem Tomaszem i córką Eweliną.
Proszę o przedstawienie krótkiej charakterystyki gospodarstwa.
Prowadzimy wspólnie z synem i córką gospodarstwo rolne, nastawione głównie na ekologiczną produkcję roślinną.
Łącznie mamy ok.60 hektarów upraw. Jeśli chodzi o produkcję zwierzęcą to, co roku na wiosnę kupujemy ok. 50 gąsek, które po odchowaniu sprzedajemy, głównie do Niemiec. Mamy już sprawdzonych odbiorców. Zawsze w grudniu przed Bożym Narodzeniem zgłaszają się do nas chętni.
Nasze gospodarstwo jest typowo rodzinne. Wszystkie maszyny użytkujemy wspólnie z dziećmi, pomagamy sobie wzajemnie.
Córka Ewelina jest już mężatką, mieszka wraz z mężem na swoim. Również prowadzą gospodarstwo rolne. Natomiast 28 letni syn, Tomasz mieszka i gospodaruje z nami. Syn zaczął inwestować w swoje gospodarstwo, obecnie powiększa areał. Jest młody, chętny do pracy w rolnictwie, wydaje mi się, że łatwiej mu będzie niż nam, chociażby ze względu na wiek, pozyskiwać środki na kolejne inwestycje.
Jakie rośliny Państwo uprawiacie?
Siejemy dużo pszenżyta i łubinu. Nie mamy problemów ze zbytem ekologicznego zboża, od wielu lat sprzedajemy do sprawdzonego odbiorcy, który ma stawy hodowlane, położone dwa kilometry od Naszego Gospodarstwa. Sam odbiera od nas zboże.
Proszę opowiedzieć o historii gospodarstwa.
Razem z mężem gospodarujemy, na przejętym po moich rodzicach gospodarstwie. Moi dziadkowie zostali zesłani na Sybir, rodzice byli natomiast przesiedleńcami z Tarnopola. Po przyjeździe tutaj na zachód, pracowali na roli, a od 1968 roku ojciec pracował w inseminacji w Zielonej Górze, w Stacji Hodowli i Unasieniania Zwierząt. Później profesję przejął mój mąż, obsługiwał indywidualne gospodarstwa oraz pobliskie PGR-y, aż do ich upadku. Rodzice zaczynali gospodarzyć na12 hektarach, ale zabrano im6 hana potrzeby komasacji PGR. Po śmierci ojca przejęliśmy gospodarstwo 6 hektarowe. Od tamtej pory powiększaliśmy areał. Zaczynaliśmy w trudnych czasach, w latach 90-tych, kiedy upadały PGR-y, gospodarze likwidowali stada krów i nie bardzo było wiadomo, w którym kierunku pójść. Tym bardziej, że mamy słabe ziemie, z przewagą V oraz VI klasy. Za wiele więc nie zwojujemy na takiej ziemi, więc musimy się wspomagać pracą dodatkową, zwłaszcza w okresie zimowym. Teraz mamy20 hawłasnej ziemi oraz35 haw dzierżawie, które też zamierzamy kupić w przyszłym roku. Zastanawiamy się tylko czy kupować dla siebie, czy pozwolić synowi powiększać jego gospodarstwo. Tomek chce zostać tutaj, ma zamiłowanie do pracy w rolnictwie. Już jako dziecko lubił jeździć traktorem z boku, na siodełku. Jest rolnikiem z zamiłowania.
Czy w historii gospodarstwa była prowadzona hodowla zwierząt?
Tak, na początku, kiedy jeszcze mąż pracował w inseminacji, posiadaliśmy krowy dobrej rasy, selekcjonowane, wpisane do ROB. Mieliśmy ich co prawda niewiele, 6 sztuk, ale wówczas nie było to małe stado. Odchowywaliśmy również cielaki na sprzedaż. Porównując ceny, było to jak mi się dziś wydaje dużo, ponieważ ze sprzedaży 3 sztuk bydła kupiliśmy w 1988 roku nowego malucha. Potem mleczarnie zaczęły podupadać, więc niejako zostaliśmy zmuszeni do zlikwidowania hodowli. To nie był dla nas dobry okres. Następnie zmodernizowaliśmy oborę przystosowując ją do hodowli tuczników. Jak stawialiśmy tuczniki w drugiej połowie lat 90 to ceny zbytu były opłacalne, ale ta koniunktura nie trwała zbyt długo. Ceny tuczników spadły drastycznie (np. z 4,50zł na 2.90zł.) Wielu hodowców likwidowało wówczas chlewnie. My również poszliśmy za ich przykładem, ponieważ hodowla przestała być opłacalna.
Więc, od kiedy dominuje u Państwa produkcja roślinna? Jak porównuje Pani pracę w produkcji roślinnej a prowadzenie hodowli?
Typowo roślinną produkcję mamy już od jakichś 10 lat, a ekologiczną od 5 lat.
Nakład pracy był oczywiście większy przy produkcji zwierzęcej. Przy roślinnej jest mniej pracy, natomiast zyski ciężko przewidzieć. Nie ma możliwości, żeby wyliczyć sobie cenę zboża, raz jest cena lepsza, raz gorsza. Przez ostatnie 3 lata cena była dobra, to rolnicy byli zadowoleni. Podoba mi się u sąsiadów, w Bawarii. Byłam tam w gospodarstwie agroturystycznym gdzie gospodarzono na14 ha. Mieli staw hodowlany z karpiami, a oprócz tego ekologiczną uprawę czarnego bzu. Z tego pospolitego u nas krzewu zbierali kwiaty, suszyli je i sprzedawali jako herbatę, a z owoców robili soki i nalewki, częstując potem swoich gości i oczywiście sprzedając też swoje produkty. To było ich źródło dochodu. Zastanawiam się, czy można było by przełożyć to na nasz grunt, czy taki sposób prowadzenia gospodarstwa przyniósłby w Polsce zyski. Mam co do tego wątpliwości.
Czy ktoś z rodziny posiada wykształcenie rolnicze?
Nie do końca. Ja jestem technikiem technologiem, przemysłu drzewnego. Mąż też nie ma wykształcenia rolniczego, tylko mechaniczne, za to ma ukończony kurs inseminacji. Natomiast syn skończył technikum rolnicze. Wiedzę potrzebną do prowadzenia gospodarstwa czerpaliśmy z doświadczeń rodziców oraz z lat przepracowanych w gospodarstwie.
Proszę opowiedzieć o inwestycjach w gospodarstwie.
Pierwszą inwestycją była wspomniana chlewnia. Ostatnio kupiliśmy ciągnik Zetor, mamy jeszcze dwa starsze ciągniki, kombajn, który służy nam na własne potrzeby. A jeśli chodzi o przyszłość? Chciałabym pójść w kierunku agroturystyki, poczyniliśmy już co prawda pewne kroki, ale jeszcze daleka droga.
Czy zakup maszyn był dofinansowany ze środków Unii Europejskiej?
Nie, sfinansowaliśmy zakupy z własnych środków. Nie staraliśmy się o żadne dofinansowanie, w tej okolicy niewielu rolników korzysta z dofinansowania. Głównie inwestują w zakup ziemi, której jest coraz mniej.
A dzieci? Korzystały z programu Młody Rolnik?
Nie, córka nie ma wykształcenia rolniczego, a syn nie spełniał kryteriów, ponieważ już posiadał ziemię wcześniej.
Wróćmy może do tematu agroturystyki. Ma Pani już jakiś projekt? Przewiduje Pani już, które budynki zaadaptować, ilu gości chciałaby Pani przyjmować?
Chcemy zaadaptować chlewnię, przenieśliśmy tam już piec, zamontowaliśmy grzejnik. Tereny tutaj są ładne, lasy pełne grzybów, na które ludzie przyjeżdżają w sezonie. Niedaleko, w Buczynie jest skansen. Natomiast w Łęknicy położony jest Park Mużakowski, który leży po stronie niemieckiej i polskiej. Myślę, że w ciągu 2-3 najbliższych lat zaczniemy przyjmować pierwszych gości, wszystko zależy od środków finansowych.
Jak w tym regionie wygląda sprawa ze szkodami łowieckimi? Jak układa się współpraca z Kołem Łowieckim?
To długi temat i jak zawsze i wszędzie budzi kontrowersje. U nas jest Koło Łowieckie w Lipinkach Łużyckich. Starają się pilnować upraw, aby zwierzyna jak najmniej wyrządzała szkód. Sporo na tym terenie jest jeleni, które bardziej szkodzą niż dziki.
Niedaleko przebiega granica państwowa. Może Pani porównać rolnictwo polskie do rolnictwa zachodniego?
Uważam, że u nas jest zbyt wiele przepisów utrudniających życie rolnikom. Wymogi, co do prowadzenia hodowli są często nieracjonalne, z tego powodu rolnicy likwidują stada. Po niemieckiej stronie granicy gospodarstwo o wielkości60 ha, jest małym gospodarstwem. Tu w Brandenburgii są duże gospodarstwa posiadające przeszło1000 ha.
Mają Państwo jakieś obawy związane z nowym rozdaniem PROW na lata 2014- 2020?
Słychać głosy o zlikwidowaniu dopłat bezpośrednich do hektara po 2020 roku.
Tak naprawdę na dzień dzisiejszy nikt nie wie, jakie będą nowe zasady. Są jakieś obawy związane z rolnictwem ekologicznym, ale mam nadzieję, że nie uderzy to w nas mocno, ze względu na to, że nie mamy dużo ziemi. Jeśli chodzi o dopłaty, to rolnictwo jest podstawą gospodarki, napędza koniunkturę, jeżeli dopłaty byłyby niższe to automatycznie rolnicy będą mniej inwestować. Rolnicy nie odkładają pieniędzy na konta tylko inwestują w nowy sprzęt.
Ilu rolników zostało w okolicy?
Jest sporo osób mających jeden lub dwa hektary. Takich jak my, posiadających powyżej50 haziemi zostało niewielu rolników. Przyczyna tkwi być może w niestabilnej polityce i ciężkiej pracy, jaką niesie za sobą ten zawód.
Czy mieszkańcy wsi organizują wspólne festyny, dożynki?
Nie organizujemy dożynek wioskowych, ze względu na małą ilość mieszkańców wsi, liczącą około 100 osób. Organizowane są coroczne dożynki parafialne w pobliskiej wsi.
Ma Pani jakieś hobby?
Dużo czytam, głównie książki historyczne. Szydełkuję, wyszywam obrazki, próbuję nowych rzeczy w wolnych chwilach, szczególnie zimą. Brakuje u nas we wsi Koła Gospodyń Wiejskich, ale zbieramy się, żeby wspólnie się spotkać. Funkcjonuje świetlica, ale brak doprowadzonej wody ogranicza bardzo możliwość działania. Cały czas czekamy na remont.
Dziękuję za rozmowę.
Joanna Balawajder
Źródło
Lubuska Izba Rolnicza
http://lir.agro.pl/