Ostatnio w mediach rozgorzała dyskusja o potencjalnym wyjściu Polski z Unii Europejskiej. Póki co, jest to raczej wrzawa medialna, ale od takowej rozpoczął się przecież Brexit. Warto zatem zastanowić się, co oznaczałby taki proces dla polskich rolników. Pierwsze, co przychodzi do głowy to pozbawienie naszych rolników dopłat bezpośrednich oraz dotacji rozwojowych. Ekonomika gospodarstwa rolnego w większości przypadków nie zamyka się bez dopłat. Teoretycznie, można by je zastąpić jakąś formą dopłat z budżetu Państwa. Pamiętać jednak trzeba o tym, że rolnictwo jest częścią całej gospodarki, która działa trochę jak układ naczyń połączonych. Wyjście z UE według większości ekonomistów skutkowałoby spadkiem PKB oraz wzrostem ryzyka a ofiarą takiej sytuacji stałby się również budżet naszego Państwa.
Przy obecnie rozdętych wydatkach socjalnych i niedofinansowaniu wielu dziedzin i usług publicznych takich jak edukacja czy służba zdrowia, nie dałoby się zastąpić w całości unijnych dopłat środkami krajowymi. Brak dopłat oznacza również zwiększenie konkurencji na rynku rolnym, to znaczy przetrwanie tych największych i najbardziej efektywnych podmiotów a upadek mniejszych gospodarstw rolnych, które dzisiaj utrzymują jeszcze produkcję i inwestują w rozwój ponieważ zasilane są z programów unijnych. Nie liczmy też na konsumentów. Ich pensje, w sytuacji polexitu, też nie będą rosły a co za tym idzie nie będą chcieli przeznaczać większych kwot na żywność. Ten proces zachodzi i będzie się pogłębiał nawet jeśli pozostaniemy w Unii Europejskiej, ale odbywa on się w czasie dającym szansę na łagodną formę transformacji polskiego rolnictwa i stopniową dywersyfikację działalności gospodarczej na obszarach wiejskich.
Drugi skutek polexitu to utrata rynku unijnego. Polskie rolnictwo dzisiaj eksportuje znaczące nadwyżki mleka, mięsa, warzyw i owoców do krajów unijnych. Powstanie granicy i powrót ceł oznaczałby drastyczny spadek popytu na polską żywność a to z kolei przy rozpędzonej przez ostatnie 20 lat produkcji i podaży musi oznaczać spadek cen i zwiększenie presji cenowej ze strony rynku lokalnego. Można oczywiście powiedzieć, że będąc krajem trzecim też da się eksportować do krajów UE tak, jak robi to na przykład Ukraina. Wtedy jednak stawiamy siebie na równi z takimi krajami jak wspomniana Ukraina, Brazylia, Nowa Zelandia, Argentyna czy USA. Pamiętać należy jednak o tym, że nie jesteśmy w stosunku do nich konkurencyjni, głównie z powodu kiepskich warunków atmosferycznych, słabych gleb, wysokich kosztów energii i pracy.
Wyjście z Unii może się komuś wydawać atrakcyjne z powodu zwolnienia rolników z procedur i wymogów związanych z ochroną środowiska, klimatu i dobrostanem zwierząt. Jest to jednak iluzoryczne. Te wymogi pozostaną, chociażby z powodu zmian w świadomości konsumentów i polityki sieci handlowych, które będą poszukiwały produktów wytwarzanych zgodnie z takimi standardami. Jeśli będziemy chcieli dalej eksportować do UE to też te wymogi będziemy musieli spełniać. Warto zatem bardzo mocno przemyśleć te argumenty.
Alternatywą do polexitu nie jest jednak bierne trwanie i oczekiwanie na działania Komisji Europejskiej. Przykładem są tutaj proponowane przez Komisję strategie Bioróżnorodności oraz Od pola do stołu, które przekładają się na nową Wspólną Politykę Rolną. Stawia ona przed rolnikami wiele nowych obowiązków i wyzwań nie dając z drugiej strony wystarczających środków finansowych. Jest to największe zastrzeżenie, które Wielkopolska Izba Rolnicza ma do drugiej wersji Krajowego Planu Strategicznego. Zaproponowane w niej stawki dopłat, szczególnie w obszarze ekoschematów, nie są zachęcające do podejmowania przez rolników wysiłków na rzecz poprawy środowiska czy klimatu. W ramach negocjacji KPS z Komisją Europejską należy zwrócić na to szczególną uwagę i aktywnie współpracować w celu znalezienia racjonalnych rozwiązań i pogodzenia wymogów ochrony środowiska i klimatu z ekonomiką gospodarstw rolnych.