„Możliwości plonowania kukurydzy wciąż są ogromne” – zapewniał Robert Zawieja, hodowca kukurydzy, podczas spotkania rolników w Baranówku (powiat pleszewski), gdzie podsumowano miniony sezon i zbiory. Dochód brutto z hektara wyniósł nawet ponad 8 tysięcy złotych.
Dominującymi tematami spotkania były nowoczesne techniki nawożenia i zmieniające się kombinacje składników herbicydów, (co w wyraźny sposób przekłada się na wielkość plonu), ochrona przed omacnicą prosowianką, systemy bezorkowe oraz wymarznięcia ozimin (które często zmuszały rolników do zmiany koncepcji upraw w tamtym roku).
Są rezerwy
Wyniki wrześniowych i październikowych zbiorów (z 2012 r.) przedstawił Robert Zawieja, współorganizator zjazdu hodowców – Wielkopolskiego Dnia Kukurydzy KWS. Najlepsze rezultaty, już tradycyjnie, osiągnęły odmiany późne i średniopóźne – „Amoroso”, „Kandis” i „Ronaldinio”, średnio ponad 11 ton „na sucho”. Najlepiej wypadła ta pierwsza – 12,73 t/h ziarna wilgotnego i 11,59 t/ha suchego, co dało najwyższy dochód spośród kilkudziesięciu odmian KWS sprzedawanych przez GPH Jan i Bożena Zawieja – 8.300 złotych brutto z hektara. Jeśli tylko pogoda sprzyja kukurydzy, wyniki z roku na rok są lepsze, a rezerwy – jak przekonują hodowcy – są ciągle duże. – Możliwości odnośnie plonowania kukurydzy wciąż są ogromne. Kilkanaście lat temu 7 ton, to były bardzo przyzwoite wyniki, teraz to już nikogo nie zadowala, z kolei wtedy 10 ton, to były sporadyczne przypadki tylko dla orłów. Teraz to zaczyna być normą – powiedział Robert Zawieja. Przyznał, że wysokie plony są rezultatem dwóch czynników: coraz lepszych odmian oraz postępu w zakresie szeroko rozumianej agrotechniki. – Ale najważniejsze wciąż są odmiany. Elementów agrotechniki nie ma wiele, kukurydza jest szalenie prostą rośliną. Praktycznie mamy tylko zwalczanie chwastów, i jak się ktoś uprze, to tyle – dodał Zawieja.
Koncern KWS po każdym sezonie tworzy zestawienie i podsumowanie wyników zbioru. Rankingi i wykresy są szczególnie ważne dla hodowców, którzy mogą z wyprzedzeniem pomyśleć o tym, którą odmianę wysiać. – Wielu rolników tak podchodzi, że co mi tam, nich to rośnie, biorą najtańszą odmianę na kiszonkę i nie wiedzą nawet, że te różnice mogą być – powiedział Robert Zawieja. KWS określił już ceny nasion na rok 2013. Najwięcej zapłacimy za wysokoplonującą odmianę „Ricardinio” – 318 złotych brutto za 50 tysięcy nasion, poza tym m.in. za jednostkę siewną „Amoroso” 280 złotych, a za „Silasa” 208 złotych. Bezorkowe systemy nie chronią przed omacnicą Hodowcy są zgodni, że rozwojowi kukurydzy nie zagraża zbyt wiele naturalnych niebezpieczeństw.
Zwracają uwagę głównie na dwa – na grzyby z rodziny fusarium (powodujące pleśnienie), ale przede wszystkim na omacnicę prosowiankę. O ile przed grzybami da się jeszcze uchronić przemyślanymi zabiegami hodowlanymi, stosując odpowiednie odmiany, o tyle walka z omacnicą jest trudniejsza. – Nie można się przed nią zbytnio uchronić, to by musiało być już GMO, na szczęście póki co nie powoduje ona jeszcze aż tak wielkich strat, ale jednak coraz widoczniejsze – powiedział Jan Zawieja. Omacnica to nocny motyl, który atakuje kukurydzę na przełomie lipca i sierpnia. Jego larwy wgryzają się do wnętrza rośliny, co powoduje osłabienie jej struktury i charakterystyczne łamanie się łodyg.
Największe straty dla rolników wyrządza żerowanie omacnicy na kolbach. Wtedy jest już za późno i nie można rośliny uratować. – Następstwem tego jest właśnie pleśnienie, czyli grzyby fusarium, bo kiedy roślina jest nadgryziona, to tak, jak z ludzką skórą – wiele chorób potrafi wniknąć tą drogą – zaznaczył Robert Zawieja. Najważniejszy czas w walce ze szkodnikiem zaczyna się jesienią. Omacnice zimują w dolnej części łodygi, dlatego tak ważne jest przemieszanie resztek z ziemią.
– Odradzam systemy bezorkowe w kukurydzy, uważam, że po zbiorze powinno się resztki przeorywać, po to, że jak ona zejdzie do dolnej części łodygi, to jeżeli to wymieszamy z ziemią i jeszcze przeorzemy, to ona musi pokonać kilkanaście centymetrów, by się wydostać na powierzchnię. To najczęściej jej się nie udaje. Taki zabieg jest najprostszy – zaznaczył podczas spotkania hodowców Jan Zawieja. Dodał jednak, że te metody muszą stosować wszyscy rolnicy gospodarujący na danym terenie. – Co z tego, że ja to będę robił, będzie to robił sąsiad, skoro następny zostawi, zastosuje płytką uprawę i posieje dalej kukurydzę. Niestety, niektórzy, szczególnie ci uprawiający najwięcej, nie wyrabiają się z tymi zimowymi orkami i to jest naturalna tendencja, że poszukując oszczędności, idą w te technologie bezorkowe. Fakt, to jest technologia bardziej dopasowana do biologii gleby, ale coś za coś, my tracimy na życiu glebowym, ale zważając na omacnicę, orka ogranicza poważne straty – przekonywał Jan Zawieja.
Agrotechnika jest droga, ale się opłaci
Uwadze rolników nie mógł umknąć temat nawożenia. Nowością w tym zakresie jest mikrogranulat, wysypywany w czasie siewu kukurydzy bezpośrednio nad ziarnami. Ubiegłoroczne doświadczenia pokazały, że podawanie fosforu także tym sposobem, opłaca się. – To jest nowinka, do tej pory traktowano to tak, że skoro podajemy fosfor obok, to niepotrzebne jest podawanie dolistne czy w formie mikrogranulatu. A tymczasem mamy zwyżki plonowania na poziomie 1,5-2 kwintali, w porównaniu z klasycznym nawożeniem obok ziaren – wyjaśnił Robert Zawieja. – To jest drugi rok, kiedy prowadzimy doświadczenia na nawożeniu. Ja w tej chwili wypracowałem sobie rozwiązanie, które jest trochę zmorą dla firm nawozowych – stosuję blending trzech nawozów – dodał. Jest to mieszanka saletry amonowej, kizerytu i fosforanu amonu, stosowana w ilości 200 kg/ha. Jej koszt to około 250 zł/ha, ale przyrost plonu jest znaczny. – Uzyskuję teraz około 95 kwintali, czyli 7q więcej w porównaniu z uprawą, w której nic się nie stosuje, co przy obecnej cenie kukurydzy rzędu 800 zł lub więcej, daje 550 zł zysku – powiedział Zawieja. Mikrogranulat stanowi jednak jedynie uzupełnienie stosowanego już nawozu. Ma za zadanie zapobiec niedoborowi fosforu we wczesnej fazie rozwoju. Używa się go zaledwie około 30 kg/ha.
Stracone oziminy
Podsumowując rok 2012, nie można było pominąć tematu wymarznięć ozimin. Rolnikom najbardziej zaszkodziły marcowe przymrozki, kiedy na polu były już wysypane nawozy azotowe i pojawił się problem, co zasiać w to miejsce. – Wielu dało się złapać w pułapkę. Wtedy poszły już herbicydy na rzepak i pszenicę, a na ich etykietach jest napisane o następstwie roślin, tzn. jeśli np. chce się siać kukurydzę, to trzeba glebę przeorać na 15-20 cm, w zależności od substancji czynnej. Rolnicy często tego nie robili, puszczali agregat, który tylko wymieszał resztkę rzepaku, siali kukurydzę i okazywało się, że kukurydza wyrosła na kilka liści i stawała – powiedział Robert Zawieja. – My też daliśmy się złapać, bo jeden herbicyd zastosowaliśmy na jesień na chaber i samosiewy rzepaku, i w pewnym momencie kukurydza nam też stanęła. Typowym objawem jest wtedy fioletowienie liści, które wskazuje na to, że roślina nie pobiera fosforu. Wiedzieliśmy, że ten fosfor jest, tylko nie ma możliwości jego pobierania. No i na jednym polu stosowałem normalnie nawozy mikroelementowe, a na drugim wysokofosforowe, czyli tak, jak roślina pokazywała i to się okazało najbardziej trafione, spowodowało, że ruszyła – zapewnił.
Hubert Mościpan