Boli ich wydłużony termin płatności - nawet 90-dniowy. To zniechęca rolników. Są jednak i tacy hodowcy, którzy przyznają, że - choć muszą czekać na pieniądze - sprzedają świnie tylko do „Salusa” - ubojni, której właścicielem są grupy producenckie.
Czy i jakie korzyści mają rolnicy, którzy współpracują z „Salusem”? Wielu z nich zapewnia o swej „wierności” ubojni, podkreślając, że tylko tam mogą liczyć na uczciwą, solidną wycenę i docenienie dobrej jakości mięsa. Dodatkowo ci, którzy wyprodukują tuczniki odpowiadające określonym parametrom, dostają od 30 do 50 gr za kilogram więcej. 200 sztuk co tydzień Cztery grupy kowalewskie (powiat pleszewski) zrzeszają 15 rolników. Sprzedają zamiennie - raz do „Salusa”, raz do innych ubojni - żeby mieć krótszy termin płatności. - Staramy się wypłacać pieniądze z „Salusa” rolnikowi w ciągu 30-40 dni. Ci, którzy się decydują, otrzymują większą cenę. Przeliczają, że gdyby wzięli nawet jakiś większy kredyt, to i tak odsetki pokryją koszty oczekiwania na lepszą zapłatę za tucznika - mówi Ryszard Szwajkowski prezes grupy producentów trzody chlewnej z Kowalewa (powiat pleszewski). - Około 200 sztuk co tydzień i tak nasi rolnicy sprzedają. (…) Dodatkowo współpracujemy z masarnią, która już przetwarza nasze produkty. Kupiliśmy ją nie jako grupy, tylko jako członkowie grup, tych, które nabyły „Salusa”. (…) Rolnicy potwierdzają na spotkaniach, że wszystko zrobiliśmy dobrze, tylko musimy przypilnować, żeby spłacić zaległości poprzednich właścicieli i wyjść wreszcie na swoje - dodaje. Takiej ceny nie ma nigdzie Spółdzielnia Producentów Trzody Chlewnej „Pol-tucz” ze Środy Wielkopolskiej sprzedaje tygodniowo do „Salusa” średnio ok. 50-60 sztuk. Z gospodarstwa w Tadeuszewie (pod Środą Wielkopolską) należącego do Franciszka Szymkowiaka produkującego rocznie 1.200 sztuk, trafia 50 % tuczników. Reszta trafia do innych ubojni. - Inaczej nie wytrzymałbym finansowo - przyznaje gospodarz.
Rolnicy sprzedają tam, gdzie nawet jest gorsza cena, ale termin 7-14 dni. Starają się przetrzymać okres przejściowy, ale to nie jest łatwe. - Mówi się, że byle przetrwać październik, bo wtedy kończą się duże spłaty starych zaległości. Zostaną tylko mniejsze, drobniejsze sumy. Wtedy byłoby więcej pieniędzy na zakup tucznika - dodaje Szymkowiak. - Chciałbym, żeby wszystkie świnki trafiały do „Salusa” - takiej ceny, jak tu, nie mamy w żadnym zakładzie. Tu mamy płacone za jakość mięsa, jego kwasowość. Przy dobrym żywieniu, dobrej genetyce, to nam się opłaca. Od 30 do 50 groszy, średnio 40 groszy na kilogramie mamy za każdą sztukę więcej niż w Robakowie czy u Dudy. A to są pieniążki - stwierdza.
Pieniądze potrzebne od ręki
Mieczysław Kowalczyk prowadzi 100-hektarowe gospodarstwo w Lipnie (powiat leszczyński). Produkuje rocznie ok. 800 tuczników. - Jak wiosną musiałem przesiać wszystkie zboża, miałem mniej funduszy, to pieniądze potrzebne były od ręki. Skoro inne firmy płaciły w ciągu kilku dni, sprzedawałem świnie tam - przyznaje. Zwraca uwagę na to, że brakuje trzody. - Gdybyśmy wszyscy, jako członkowie grup, odstawialiświnie do „Salusa”, i tak by ich brakowało. Mamy zbyt, a nie mamy świń. Musimy coś wymyślić,znaleźć pieniążki, żeby skrócić ten 60-dniowy termin płatności. Wtedy każdy z grupy i nie tylko z grupy będzie do nas chętnie sprzedawał- mówi rolnik. - Moglibyśmy skupować drugie tyle, co teraz. Bijemy co drugi dzień. Czasami dwa, trzy razy w tygodniu, a moglibyśmy codziennie - dodaje.
Co te świnie tam jedzą!
Paweł Orpel z Goliny (powiat jarociński) 7-hektarowe gospodarstwo przejął po rodzicach. Od 2003 roku prowadzi hodowlę trzody chlewnej, w cyklu zamkniętym. W tej chwili ma stado liczące 20 macior. W ciągu roku odchowuje ponad 400 tuczników. - Jak ktoś mówi, że mu się nie opłaca hodowla świń, to albo kłamie, albo robi to niefachowo. Mnie się opłaci - mówi gospodarz. - Jak tylko było możliwe sprzedawanie świń na WBC, czyli poubojowo - płacą za mięso, a nie za żywą świnię - wszedłem w to. Od 1999 roku, jak tylko w Polsce zaczęło się badanie mięsa. Zacząłem sukcesywnie zwiększać mięsność i udało mi się dojść do europejskiego pułapu - opowiada Paweł Orpel. Zakup zakładów mięsnych przez rolnicze grupy producenckie był jego zdaniem dobrym krokiem. - To dobrze, że „Salus” jest nasz. (…) Mocno wierzę w to, że mój produkt będzie kiedyś tu, w Golinie, w sklepie, i w Jarocinie, i w okolicy. Ludzie się przekonają, że nasz produkt jest dobry i zdrowy - mówi Paweł Orpel. - Dlaczego Duńczycy czy Niemcy kupują nasze świnie, a przywożą tu swoje? Niech ludzie sami sobie odpowiedzą. Nasze żywienie jest ciągle zdrowsze. U nas - w 80-90% dodatkiem do paszy jest zboże, u nich - tylko w 35% . Reszta to odpady przemysłu spożywczego. Nawet ludzie nie zdają sobie sprawy, co te świnie tam jedzą! - podkreśla. Paweł Orpel wierzy, że sytuacja z płatnościami się poprawi. - Ale każdy coś od siebie musi dać, a nie tylko czekać, aż się polepszy - mówi rolnik z Goliny. - Ja nigdy nie sprzedałem świń gdzieś na boku. Bo ktoś wie, że mam dobrze świnie, przyjedzie, zaoferuje mi wyższą cenę. (...) Nie, obojętnie, czy by się paliło, czy waliło, ja zawsze sprzedaję do „Salusa” - zapewnia.
Anna Kopras-Fijołek