Autorem artykułu jest Michał Marciniak
Twarz sołtysa ściąga zwątpienie. Usta mu się zwężają, wokół oczu pojawia więcej niż zwykle zmarszczek. Jedną rękę trzyma w kieszeni wytartych spodni. Drugą nerwowo drapie się po brodzie.
Ktoś mógłby zdziwić się, z czego wynika zmartwienie sołtysa. Stoi przecież na polnej drodze, otoczony łanami pszenicy, która tylko czeka na żniwa. Jednak właśnie to sprawia, że sołtys nie może dojść do siebie. Żniwa za pasem, a pracować nie ma czym. Pal licho tych paru młokosów, którzy zamiast pomagać przy ojcowiźnie uciekli do Anglii czy innej Irlandii i najęli się za pomagierów w barze. Ich można zastąpić, na szczęście wieś ma ludzi. Prawdziwym problemem jest sprzęt, a dokładniej części do maszyn rolniczych. Bez nich - ani rusz.
Zdaniem sołtysa jeszcze zimą wszystko było w porządku. Maszyny stały w stodołach, zabezpieczone, nasmarowane i wyczyszczone. Kombajn obok traktora, a obok nich sieczkarnia czy hader do kukurydzy. Na swoim miejscu czekały aż przyjdzie lato. W składzikach, poukładane na półkach leżały części do maszyn rolniczych - na wszelki wypadek. Wydawało się, że przez długi czas nie będą potrzebne. W końcu maszyny rzadko się psują.
Na samo wspomnienie tamtych czasów sołtys zaczyna drapać się po brodzie jeszcze bardziej nerwowo. Części do maszyn rolniczych! I przez taką głupotę nie może ruszać ze żniwami!
Dla kierownika miejscowego oddziału biblioteki, chudego mężczyzny z brodą rzecz jest prosta jak szosa na Ostrołękę. Części do maszyn rolniczych to pretekst do zmian we wsi. Chociaż przyznaje, że pierwszy kamyk wypadł z jego ogródka. A ściślej - z biblioteki.
Czy czuje się winny? W żadnym razie. Jedyne co zrobił, to zapewnił młodym narzędzie do rozwoju. To, że zostało wykorzystane w niewłaściwy sposób to przecież nie jego wina. Nie jest możliwe upilnować wszystkich przez cały czas. Poza tym dogadał się z chłopakami, zostawiał im klucze do biblioteki, żeby mogli popracować, a sam szedł na spacer albo do domu. Czy to jego wina, że audycję na temat poezji śpiewanej puszczają o takiej głupiej porze?
W ogóle to całego zamieszania nie rozumie. Po pierwsze żniwa żniwami, ale młodzież musi się uczyć wykorzystywać szanse. Po drugie, nikt nie powiedział, że raz dany stan rzeczy musi pozostać niezmienny. Świat się zmienia. On, bibliotekarz, dobrze wie, jakie obecnie są trendy w Europie czy USA. Nie stagnacja, ale zmiana. Fakt, w bibliotece poczytać o tym nie można, bo gmina obcina środki rok do roku, ale właśnie po to założył internet, żeby chociaż w ten sposób można było korzystać z tego, co ma do zaproponowania nauka.
Zdaniem bibliotekarza, który absolutnie nie poczuwa się do winy i z racji tego wyjeżdża na zasłużony urlop do Egiptu (oszczędzał cały rok, a teraz tam tanio bo ludzie boją się Al Kaidy) sołtys sam sobie nagrabił. Jakby rozmawiał z młodymi, to by wiedział co się dzieje.
Ekspedientka w miejscowym sklepie w sieci Żuczek swoje wie. Części do maszyn rolniczych zostały sprzedane, bo młodzi potrzebują pieniędzy. Na co? Ją akurat można o to zapytać. Wyciera dłonie w swój fartuch i wychodzi zza lady. Stoi teraz na środku sklepu, potężnie zbudowana, z ramionami jak zapaśnik i pokazuje towar na półkach.
Kosmetyki, czasopisma, słodycze i chipsy, a w przypadku starszych piwo lepszego gatunku i - od czasu do czasu - krakersy na zagrychę. Dziewuchy brały jeszcze takie kobiece rzeczy, ale to przecież dobrze, że o higienę dbają. Oczywiście, że skorzystała na tym wszystkim, towaru więcej zeszło, a w nagrodę za dobre wyniki centrala dała jej radioodtwarzacz z płytą CD.
Ekspedientka zgadza się, że kiedyś taka sytuacja byłaby nie do pomyślenia. Żeby części do maszyn rolniczych sprzedawać przez jakiś komputer, czy internet - tego jeszcze nie grali.
--
Artykuł pochodzi z serwisu Publikuj.org, kliknij tutaj aby go zobaczyć.