Prezes Instytutu Gospodarki Rolnej Szczepan Wójcik po debacie nad odwołaniem ministra Jurgiela:
- Musimy zrobić wszystko, aby młodzi ludzie chcieli żyć i pracować poza dużymi ośrodkami miejskimi
Panie prezesie, podczas debaty nad wnioskiem o odwołanie Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi pani premier mówiła o tym, jakim skokiem cywilizacyjnym jest dla polskie wsi program Prawa i Sprawiedliwości. Zgodzi się pan z tym?
Szczepan Wójcik: Pani premier mówiła głównie o programie „500+” i o tym, że 60 proc. środków z tego programu trafia do rodzin wiejskich. To prawda, ale ja oceniam to jako godnościowe minimum, które i tak zbyt późno trafiło do polskich rodzin.Prawdziwym skokiem cywilizacyjnym byłoby pobudzenie potencjału przedsiębiorczego mieszkańców obszarów wiejskich, przeciwdziałanie ich wyludnianiu i zabezpieczenie ram prawnych dla swobody działalności gospodarczej. W tych kwestiach wiele jeszcze pozostaje do zrobienia.
Od czego zatem zacząć?
Szczepan Wójcik: Powiedziałbym: primum non nocere [po pierwsze nie szkodzić - przyp. red.]. W pierwszej kolejności nie wolno nam niszczyć tego, co na polskiej wsi działa dobrze. Myślę tu o produkcji mięsa na potrzeby wspólnot religijnych oraz hodowli różnych gatunków zwierząt. Jeżeli w czymś jesteśmy praktycznie najlepsi na świecie, to nie ma żadnych podstaw, aby siać niepewność. Proszę pamiętać, że czasami wystarcza jedynie zapowiedź zmian, aby zniszczyć określony biznes. Polacy potrafią handlować np. krajami muzułmańskimi. Dlaczego zatem nasza trakcyjność maiłaby być obniżana? Czy dlatego, że kilku posłów w życiu nie widziało tzw. uboju rytualnego i ma całkiem błędne wyobrażenie na jego temat? Czy może dlatego, że ogromna konkurencja z innych państw europejskich tylko czycha na nasze kontrakty? Takie same mechanizmy działają w przypadku np. hodowli zwierząt futerkowych.
Po pierwsze nie szkodzić, a co dalej?
Szczepan Wójcik: To jeszcze nie wszystko. Należy zabezpieczyć pewność obrotu gospodarczego na wsi. Mówię tu głównie o uwarunkowaniach związanych z gospodarowaniem na państwowych gruntach rolnych. W pełni zgadzam się z diagnozą, która sprawiła, że rządzący zdecydowali się na zablokowanie obrotu nieruchomościami rolnymi Skarbu Państwa. Ale pozostaje jeszcze nierozwiązana sprawa zmiany reguł w trakcie gry. Myślę o takich sytuacjach, w których nowe przepisy zablokowały postępowania, które już trwały. W moim przekonaniu należałoby je doprowadzić do końca. Drugą sprawą jest konieczność ograniczenia nadmiernych wyłączeń gruntów spod umów dzierżawy. Rolnicy po prostu muszą mieć pewność, że ich kondycja finansowa z dnia na dzień się nie załamie.
Mówi pan o doprowadzeniu do końca postępowań w sprawie nabycia ziemi, ale tu właśnie pojawia się problem tzw. słupów…
Szczepan Wójcik: To nie jest coś, czego nie można zweryfikować. Państwo ma narzędzia, aby sprawdzić lub chociaż uprawdopodobnić, kto wystąpił o zakup ziemi jako słup, a kto jest uczciwym przedsiębiorcą rolnym. Można np. sprawdzić pochodzenie nakładów ponoszonych na utrzymanie i modernizowanie gospodarstw.
Premier Szydło mówił podczas sejmowej obrony ministra Jurgiela, że poprzedni rząd zostawił wieś samą sobie…
Szczepan Wójcik: Ten zarzut jest w gruncie rzeczy nie zarzutem w odniesieniu do filozofii, jaką wyznawał poprzedni rząd, ale w odniesieniu do przyjętej metody zaciskania pasa. Rzeczywiście problemem polskiej wsi stał się w ostatnich latach deficyt usług publicznych, szczególnie tych koniecznych dla zapewnienia bezpieczeństwa obywateli. Wielka szkoda, że odchudzanie administracji stało się propagandowym hasłem, a jego pierwszymi ofiarami padły np. połączenia kolejowe z małymi miastami i wsiami, posterunki policji, czy też placówki ochrony zdrowia. W moim głębokim przekonaniu takie, cytując klasyka, „zwijanie państwa” było kardynalnym błędem. Teraz sytuacji powoli wraca do normalności.
A co jeszcze pozostaje do zrobienia?
Szczepan Wójcik: Bodaj największym wyzwaniem dla tej i każdej następnej ekipy rządowej jest problem wyludniania polskiej wsi. Brakuje nam jednoznacznego przekazu, że polska wieś jest dobrym miejscem na rozwijanie biznesu, że polskie gospodarstwa są coraz nowocześniejsze, że na polskich obszarach wiejskich rodzi się popyt na dobra i usługi, które jeszcze kilka lat temu zarezerwowane były dla mieszczuchów. Musimy zrobić wszystko, aby młodzi ludzie chcieli żyć i pracować poza dużymi ośrodkami miejskimi. To także wymaga powiększania dostępu do usług, o których wcześniej wspomniałem. To jest test, który musimy zdać. W przeciwnym razie nasz największy rodzimy gospodarczy potencjał, czyli produkcja rolno-spożywcza, odejdzie do lamusa.