Straty w rolnictwie z powodu suszy mogą sięgać nawet 20-30 mld zł - mówił w piątek szef Krajowej Rady Izb Rolniczych Wiktor Szmulewicz. Wyjaśnił, że wielu rolników nie zgłaszało szkód, więc nie uwzględnia się ich w wyliczeniach rządowych. MRiRW podało, że wstępna wycena sięga ok. 1 mld zł.
"Sama produkcja rolna w Polsce to jest ponad 100 mld zł. Więc jeżeli nastąpił spadek produkcji rzędu 20-30 proc., a taki jest, straty w rolnictwie sięgają około 20-30 mld" - zaznaczył prezes KRIR podczas konferencji prasowej w Warszawie.
"Rząd mówi, że jest 1 mld zł strat, ale to dane tylko na podstawie szacunków komisji. Bardzo często rolnicy wątpili w jakąkolwiek pomoc i nie składali wniosków (o ocenę strat - PAP), zwłaszcza że wojewodowie nie powoływali tych komisji" - mówił Szmulewicz.
Według niego tych strat na razie nie odnotuje się w budżecie, ale będą miały wpływ na przyszłe lata.
Szef Krajowej Rady Izb Rolniczych wyraził żal, że rząd nie ogłosił stanu klęski żywiołowej, gdyż jego zdaniem taka decyzja władz pomogłaby w uporządkowaniu przepisów odnoszących się do suszy i lepszej wycenie strat w rolnictwie.
Przypomniał, że susza w kraju pojawiała się stopniowo, na początku wojewodowie nie chcieli więc powoływać komisji szacujących straty, a potem szkody wyceniano tylko w konkretnych grupach roślin, więc rolnicy nie składali wniosków. Tymczasem pod koniec sierpnia okazało się, że można szacować "praktycznie wszystko", także kukurydzę, chmiel, tytoń, buraki, czy trwałe użytki zielone.
"Dzisiaj Instytut (Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa w Puławach) mówi, że mamy suszę prawie w całym kraju. W większości wyschły nam wszystkie rzeki, a rząd stwierdza, że nie ma potrzeby ogłaszania stanu klęski" - mówił Szmulewicz.
Tłumaczył, że warunkiem otrzymania pomocy, jest strata gospodarstwa przekraczająca 30 proc. dochodów. "Jeżeli rolnik miał niewyszacowane wcześniej zboża, bo uważał, że ma 20-30 proc., mógł mieć nawet i wyższą, ale sądził, że w całym gospodarstwie nie będzie miał takiej straty, nie zgłaszał się. I dzisiaj nie ma podstaw do uznania jego straty" - podkreślił prezes.
Jego zdaniem wiele wątpliwości budzi także sposób pomocy rolnikom poszkodowanym przez suszę. Zauważył, że z rządowego wsparcia skorzystają głównie gospodarstwa, które prowadzą produkcję roślinną, gdyż straty są łatwe do wyliczenia, jeśli np. miały tylko zboża. Tymczasem - mówił - gospodarstwa, które realizują produkcję wielokierunkową, a zwłaszcza zwierzęcą, tej pomocy nie uzyskają, bo nie osiągną kwalifikującego je do pomocy poziomu strat 30 proc.
Zwrócił uwagę, że rząd zapowiedział możliwe wsparcie dla produkcji zwierzęcej ze środków unijnych. "Producenci bydła są w katastrofalnej sytuacji, bo produkcja pasz objętościowych notuje znaczny spadek z powodu suszy: w kukurydzy sięga 50 proc., a nawet więcej, w trwałych użytkach zielonych był pierwszy pokos, pozostałych już nie ma" - mówił. Wskazał na niskie ceny skupu mleka, przy wysokich cenach pasz, a także duży ruch w sprzedaży bydła na wsi. "Zakłady, które zajmują się skupem i ubojem bydła podają, że ubój dwukrotnie wzrósł w porównaniu z miesiącami ubiegłego roku. Grozi to drastycznym spadkiem pogłowia zwierząt, zwłaszcza stada podstawowego krów, co wiąże się również ze spadkiem produkcji mleka" - podkreślił.
Jego zdaniem susza może doprowadzić nawet do tego, że Polska stanie się importerem żywności. "Jeżeli nie będziemy w stanie odbudować produkcji, ta susza może wpłynąć na przyszłe lata" - zauważył.
Źródło: PAP
- Justyna Kostecka
Źródło
Krajowa Rada Izb Rolniczych
http://krir.pl