75-letni mężczyzna został stratowany przez byki po tym, jak wszedł do pomieszczenia inwentarskiego na swojej posesji w Suchorzewie (powiat pleszewski). Pan Henryk mieszkał przy ul. Krawczykowo u siostry i jej rodziny, sam nie założył swojej. Okazuje się, że pomagał w gospodarstwie, ale nigdy nie chodził do byków. Na posesji w jednym pomieszczeniu chlew połączony jest z oborą. Znajduje się tu cały inwentarz: po lewej stronie trzoda, po prawej kilka krów i za nimi, przy samej ścianie, stoją trzy byki. – Wujek pomagał przy świniach, z taczką pomału do nich chodził, ale po co poszedł do byków? Gdyby tam jeszcze chodził, to by go znały – mówi Kazimierz, siostrzeniec zmarłego Henryka. Rolnik przypuszcza, że może jego wujek się przewrócił, ale może też byk sam go wciągnął albo kopnął? Pan Henryk był głuchoniemy, więc mógł nie usłyszeć groźnie brzmiących porykiwań zwierząt. - Jak przyszedłem, bo dobiegł mnie hałas z obory, to już leżał i nie żył. Nie wiem, naprawdę, nie wiem, jak to się stało. Nikt z nas nie był przy tym - mówi krewny zmarłego. Dodaje, że byki nigdy nie były jakoś specjalnie agresywne, wcześniej nie doszło do kopnięcia czy jakiegoś ugodzenia. Gdy przybiegł siostrzeniec zmarłego, to też były spokojne. Rodzina wezwała lekarza, który stwierdził zgon. Z powodu niejasnych okoliczności śmierci, sprawą zajęła się też Prokuratura Rejonowa w Pleszewie. Zabezpieczono ciało do sekcji zwłok. - Badanie wykazało zgniecenie mostka, złamanie żeber i rozerwanie płuca - informuje siostrzeniec zmarłego.
Justyna Napieraj
"Życie Pleszewa"