Niektórzy mieszkańcy Brudzewka w powiecie pleszewskim od początku sceptycznie podchodzili do pomysłu scalania gruntów w ich wsi. Jak się okazuje, mieli rację. Teraz, gdy proces dobiega końca, niezadowoleni są nawet ci, którzy wiązali z nim duże nadzieje.
Luty 2011 roku.
Na specjalnym spotkaniu z mieszkańcami Brudzewka starosta pleszewski Michał Karalus odczytał postanowienie w sprawie rozpoczęcia procesu scaleniowego w tej wsi. - Cały ten proces w największym stopniu zależy tylko od państwa. Od tego, czy zgodzicie się na to, co zaproponuje autor projektu scaleniowego – podkreślił włodarz, tłumacząc, że w Polsce odbywało się wiele scaleń, ale rolnicy nie potrafili się między sobą dogadać. Obawy mieli wszyscy. Zresztą nie bezpodstawne. W Brudzewku do tematu scalania gruntów podchodzono już wcześniej. Próby uregulowania gospodarki gruntowej i starania o dofinansowane procesu podejmowano przez ostatnie 20 lat. W tym czasie namawiano mieszkańców, aby zgodzili się na przystąpienie do scalania, prowadzono inwentaryzację gruntów i prace geodezyjne.
W grudniu 2009 roku starosta pleszewski Michał Karalus złożył wniosek o przyznanie pomocy finansowej na „Scalanie gruntów obrębu Brudzewek” w ramach Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich na latach 2007-2013. W lipcu 2010 roku Marszałek Województwa Wielkopolskiego wydał decyzję o przyznaniu dotacji w wysokości 1.536.246 zł (25% z krajowych środków publicznych i 75% ze środków Europejskiego Funduszu Rolnego na rzecz Rozwoju Obszarów Wiejskich w formie refundacji). Byli jednak tacy, którzy od samego początku podchodzili do scalania gruntów sceptycznie. Już na wspomnianym zebraniu w lutym ubiegłego roku niektórzy mieszkańcy Brudzewka wątpili w to, czy proces dojdzie do skutku. Tłumaczyli, że na pewno zabraknie pieniędzy na realizację projektu. Sporną kwestią było powołanie „rady scalenia”, która miała się zająć przekazywaniem projektantowi ewentualnych uwag i sugestii. Liczyć miała ona od 3 do 12 osób. – Tak nie może być, każdy będzie swojego pilnował, a nie przez radę – denerwowali się niektórzy właściciele gruntów.
Proces scalania w końcu ruszył.
Obszar, jaki obejmował, to ponad 280 hektarów, na których jest 73 gospodarstw rolnych, a średnia ich powierzchnia to 6,5 ha. Najliczniejszą grupę stanowią jednak gospodarstwa małe, od 1 do 5 ha. Przeciętnie rolnicy mają grunty w 20 kawałkach. Rekordzista – Bartosz Martyna - posiada 37 ha ziemi na 124 działkach. Rolnik w kwietniu ubiegłego roku nie ukrywał, że z procesem scalania wiąże duże nadzieje. – To już mogło być zrobione dawno temu. Ale starzy ludzie mówili: Gdzie? Jak? Przecież ta ziemia to po ojcu! – mówił wówczas Bartosz Martyna. – Teraz większość ziem posiadają ludzie młodzi, którzy mają inne podejście – twierdził. – Można powiedzieć, że opozycja już wymarła. Jest szansa na to, że się uda – uważała również Beata Martyna, żona rolnika. Najmniejsza działka w ich gospodarstwie to 6 arów.
Czy Bartosz Martyna już w przyszłym roku będzie miał ułatwioną pracę? Przez kolejne miesiące trwania procesu scalania wydawało się, że wszystko zmierza ku pozytywnemu zakończeniu. W październiku ubiegłego roku zakończono kolejny etap prac, podczas którego m.in. szacowano wartość poszczególnych gruntów. W ostatnich tygodniach 2011 roku właściciele gruntów z Brudzewka uczestniczyli w indywidualnych rozmowach z wykonawcą projektu zamiany gruntów. Spotkania odbywały się w domu Ewy Wojciechowskiej, sołtys wsi. – One nie mogą być np. na sali wiejskiej, bo to jest miejsce publiczne i każdy mógłby tam przyjść, przeszkadzać czy podburzać danego rolnika – tłumaczyła Ewa Wojciechowska. – Dlatego te spotkania są u mnie. Jestem dobrej myśli. Mam nadzieję, że proces dojdzie do skutku – podkreślała sołtys Brudzewka.
Wiosną jeszcze nic nie zapowiadało, że mogą pojawić się jakieś kłopoty. Odbyły się kolejne zebrania z rolnikami. Gotowe były już założenia do procesu scalania, wykonano pomiary geodezyjne, oszacowano wartość gruntów i opracowano projekt scalania. W terenie wyznaczono już nowy podział działek. Projektant miał spotykać się z gospodarzami, a ci, w razie jakichś wątpliwości, mieli zgłaszać swoje zastrzeżenia.
Początkowo tylko 4 osoby wyrażały niezadowolenie z przebiegu procesu scalania gruntów w Brudzewku, z czasem ich liczba wzros ła. Wśród nich był także Bartosz Martyna, który z procesem scalania wiązał duże nadzieje. Nie chciał dalej uprawiać 124 działek. To, co zaproponował mu projektant Wiesław Proszewski, nie spełniło jednak jego oczekiwań. - Nowe działki to mam takie: 0,8, 0,6, 0,26 hektara. Trochę większe. Jedna ma tylko 6 hektarów. Dalej: 11 arów, 5 arów, 40 arów itd. To jest scalanie? Większe działki miałem przed scaleniem. Teraz bym miał ponad 40 działek (niektóre obok siebie, poszczególnych pól będzie ok. 20 – przyp.red.). O co tu chodzi? – dziwił się. W podobnej sytuacji było kilku innych największych gospodarzy z Brudzewka. - Ja miałam 11 działek, teraz mam mieć 9. Największa działka miała 2,85 ha. W tej chwili projektant mi do tego dołożył do 3,77 ha, ale te 0,77 ha to jest taki nieużytek, że szkoda gadać. Torfowisko, jak wsadzi się szpadel, to woda, olszyny tam rosną – mówiła Ewa Stachniuk. Rolnicy mieli żal do projektanta, który ich zdaniem, nie liczył się z największymi gospodarzami, dla których scalanie gruntów miało największe znaczenie. Bartosz
Martyna, właściciel 37 hektarowego gospodarstwa, ma jeszcze więcej zastrzeżeń do zmian, jakie zaproponował projektant. – On chyba w ogóle nie był w terenie. Bo jakby był, to nie robiłby działki ze skarpą w środku, z której się nie da zjechać traktorem – podał przykład Bartosz Martyna. – Prawdopodobnie ktoś inny robił cały projekt, nie on – uważała jego żona Beata. - Niektórych wysłuchał i dał to, co chcieli, a z innymi, tak jak z nami, nie chce w ogóle rozmawiać. Mówi, że nasze zarzuty są bezpodstawne – twierdził rolnik.
Czy proces scalania gruntów w Brudzewku dojdzie do skutku?
Na razie nie wiadomo. W ostatnich dniach rolnicy, którzy zgłosili swojej uwagi co do zmian zaproponowanych przez projektanta, spotkali się z geodetami. Ci w terenie przedstawili im naniesione poprawki. Na razie nie wiadomo, czy są już zadowoleni. Sam projektant – Wojciech Proszewski – kilka tygodni temu stwierdził, że nigdy nie będzie w stanie sprostować oczekiwaniom wszystkich właścicieli gruntów. - Czasami potrzebują 2-3 lat, żeby zrozumieć, że mają lepiej. Tam było około 1.000 działek, w tej chwili jest poniżej 500. Poszerzy im się średnio 3-4 razy działka rolna. Ci ludzie muszą to poczuć. Teraz boją się nowego – wyjaśnił. - W tym przypadku panikę robią 2,3 osoby, bo są niezadowolone. To jest na zasadzie – mam dobrze, może uda się wywalczyć jeszcze lepiej. Już część wywalczyli – dodał. Wojciech Proszewski nie zgadzał się także z zarzutami rolników kierowanymi pod jego adresem. Uważał, że dotychczasowe prace przeprowadził dobrze. Co się stanie, gdy któryś z rolników nadal będzie niezadowolony? - Ja swoje zrobiłem. Okazałem projekt, komisja przyjęła zastrzeżenia. Ustawa mówi wyraźnie, że po wyniesieniu tych zmian będzie odczytywana decyzja zatwierdzająca projekt scalania. Od tej decyzji każdy z uczestników może się odwołać do urzędu wojewódzkiego. Wojewoda oceni, czy odwołanie jest zasadne. Jeśli tak, podejmie kroki w celu zmian, a jeżeli nie, uprawomocni decyzję i sprawa się kończy, czy się będzie panu X podobała, czy nie, decyzja scaleniowa spowoduje, że jest właścicielem nowych gruntów – wyjaśnił projektant Wojciech Proszewski. Krótka historia scalania gruntów na terenach Polski
Scalenia gruntów w Polsce rozpoczęły się na początku XX wieku. Prace scaleniowe i wymienne w Polsce do początku lat 80-tych prowadzone były w stosunkowo dużym tempie (ok. 300-400 tys. ha rocznie). Od roku 1982 obserwowalny był wyraźny spadek tempa prowadzonych prac (do ok. 30-100 tys. ha rocznie). Systematyczny spadek tempa utrzymywał się do ok. 1999 roku (zmianie struktury agrarnej poddano zaledwie 4.045 ha). W ostatnich latach obserwowalny był nieznaczny wzrost tempa prac scaleniowych i wymiennych (ok. 12 tys. ha rocznie w skali całego kraju), jednakże wciąż dużo obszarów Polski (m.in. w województwie mazowieckim) wymaga poprawy organizacji przestrzennej gospodarstw przez scalanie i wymianę gruntów.
Scalanie gruntów w Wielkopolsce
W 2006 roku podjęto pierwsze prace związane ze scalaniem gruntów w gminie Zagórów w powiecie słupeckim. Wykonano m.in. analizę ksiąg wieczystych, kontrolę gleboznawczą klasyfi kacji gruntu, szacowanie gruntów, pomiar niezmiennych elementów projektu i opracowanie rejestru przed scaleniem. Pomimo tego starosta słupecki zdecydował się umorzyć postępowanie, a na jego wniosek Marszałek Województwa Wielkopolskiego rozwiązał umowę o dofi nansowanie projektu scalenia gruntów współfi - nansowanego ze środków wspólnotowych. Dlaczego podjął taką decyzję? Z projektu wycofali się sami rolnicy. - Pracownia geodezyjna przedstawiła im już projekt, mieliśmy budowaćdrogi, oni nawet się trochę podniecili tym, że będą te drogi. Ale w końcu wyszło tak: „jak to, ja mam to zostawić, ja tam mam trochę lasku, jakąś łączkę” i w końcu pozostało tak, jak jest – relacjonuje Irena Młodożeniec, zastępca kierownika Wydziału Geodezji, Kartografi i, Katastru i Nieruchomości w starostwie słupeckim. – Wszystko skończyło się na trzech zebraniach wiejskich. Najpierw wszyscy złożyli podpisy pod pismem w sprawie przystąpienia do procesu. Ale potem pytań tysiąc pięćset – tłumaczy pracownik słupeckiego starostwa. – W końcu rolnicy zrobili sobie także sami zebranie i stwierdzili, że nie zgodzą się na scalenie. Proces ten polega na zamianie gruntów, a u nas rolnicy nie zgodzili się na to. Nie było chętnych ludzi, więc proces umorzyliśmy – wyjaśnia Irena Młodożeniec. Na scalanie gruntów czekają już kolejne miejscowości w Wielkopolsce: Szadek i Strzałków w powiecie kaliskim. Jak wynika z dotychczasowych przeprowadzonych analiz, szczególne zapotrzebowanie na proces scalania gruntów występuje także w powiatach tureckim i słupeckim. Na tych obszarach w latach 2004 – 2006, a następnie 2007 – 2013 prowadzono prace dotyczące sporządzenia założeń do projektów scalenia gruntów.
Scalanie gruntów na Dolnym Śląsku
Od czasu rozpoczęcia Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich na lata 2007 – 2013 w ramach tego działania wydano w sumie 5 decyzji na łączną kwotę pomocy 23.120.041,98 zł.
Decyzje otrzymali:
- Starosta Powiatu Górowskiego - Witoszyce - wnioskowana kwota pomocy w wysokości 5.074.212,64 zł
- Starosta Powiatu Złotoryjskiego - Nowa Wieś Złotoryjska – wnioskowana kwota pomocy 4.856.301,96 zł
- Starosta Powiatu Górowskiego – Chróścina - kwota refundacji 5.873.782,62 zł
- Starosta Powiatu Jaworskiego – Mściwojów - kwota refundacji 3.425.897,46 zł
- Starosta Powiatu Świdnickiego – Milikowice - kwota refundacji 3.889.847,30 zł
Źródło: PROW
Przemysław Góralczyk